Warszawskie spotkania spod znaku Melpomeny
V Warszawskie Spotkania Teatralne, jako że odbywają się w roku 25-lecia Polski Ludowej, przynoszą sztuki z rodzimego repertuaru. Na pierwszy ogień poszła "Zemsta" Fredry, przedstawiona przez Teatr Polski z Wrocławia, a zaraz po niej "Kondukt" Drozdowskiego, w tym samym wykonaniu - oba spektakle reprezentacyjne dla prowadzonej przez Krystynę Skuszankę i Jerzego Krasowskiego sceny nad Odrą. Reprezentacyjne nie tylko dlatego, że dramaturgia polska stanowi od lat przestrzeganą podstawę tamtejszego repertuaru, ale i dlatego, że obie sztuki objawiają "lwi pazur" twórców z wrocławskiej sceny, ich "credo" w sztukę politycznie i społecznie zaangażowaną i właściwą im przenikliwość interpretacyjna.
"Zemsta" wrocławska to głośne wydarzenie teatralne. Reżyser Krasowski odczytał starego Fredrę bardziej jak traktat, niż komedię i klasyczną kłótnię o mur graniczny podbudował wydobyciem (zawartych zresztą w tekście) przysłowiowych przywar szlacheckich. Zwada między Cześnikiem a Milczkiem ma znamiona burdy. Zacietrzewienie zostało tak zagęszczone, że nie dopuszcza trzeźwej myśli w działaniu adwersarzy. Nawet na idylliczne wzloty serca Wacława do Klary pada cień jego kawalerskich miłostek z Podstoliną na czele.
Spektakl jest tak drapieżny, że ani suchej nitki nie zostawia na sarmackim grzbiecie. Nie do śmiechu widzom na tej "Zemście". Komediowy humor zresztą nie wytrzymuje ładunku takich argumentów.
Zespół wykonawców umiejętnie podporządkował się koncepcji reżyserskiej. Obejrzeliśmy oryginalnie ujęte role Cześnika (W. Pyrkosz), Rejenta (A. Polkowski), Podstoliny (A. Lutosławska), Papkina (F. Matysik) i Dyndalskiego (A. Młodnicki). Scenografia Krystyny Zachwatowicz potęgowała wymowę spektaklu.
"Kondukt" Drozdowskiego został napisany w 1961 r. i w następnym wystawiony w Nowej Hucie, w reżyserii Krasowskiego. Po siedmiu latach w tej samej reżyserii i częściowo z tą samą obsadą wkroczył na scenę wrocławską. I czego dowiódł? Sztuka ta wywodzi się z faktów i obserwacji zarejestrowanych doraźnie. Siedem lat wystarczyło, by straciła rys dokumentu, a nabrała szerszej perspektywy. Mówi o spięciach i konfliktach nieuchronnych w relacji: człowiek i bliźni, człowiek i społeczeństwo, człowiek i galopujący wokół niego świat. Zachowała przy tym pyszną formę wartkiej, szyderczej i nierzadko makabrycznej groteski.
Ostro zarysowane kreacje aktorskie stworzyli: F. Matysik i R. Kotys jako górnicy z awansu. W. Pyrkosz, jako kierowca, A. Młodnicki, jako inżynier, no i miły warszawskiej publiczności W. Siemion, jako działacz komitetu kopalnianego.