Artykuły

Auschwitz bez mężczyzn: w feministycznej polskiej sztuce na wojnie są tylko kobiety.

W "Trash Story" polska dramatopisarka Magda Fertacz ośmiela się opowiadać o Holokauście nie koncentrując się na mężczyznach lub Żydach - recenzja po premierze spektaklu w Black Box Theater w Nowym Jorku.

"Ja tylko chciałam opowiedzieć swoją historię To chyba nic złego Prawda?", pyta młoda dziewczyna imieniem Ursula pod koniec "Trash Story", obsypanej nagrodami polskiej sztuki, która w ubiegłym tygodniu miała swój debiut w Nowym Jorku na deskach Black Box Theater przy John Jay College.

Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi "tak". Kobiety miały cierpieć i milczeć, szczególnie jeżeli chodzi o Holokaust. Mężczyźni zdominowali wojnę, a nawet historię i literaturę Holokaustu. Choć kobiety były wśród pierwszych i najmocniejszych głosów upamiętniających Zagładę, szybko znalazły się na drugim planie. Nawet książka taka jak wspomnienia Giselli Perl, "Byłam lekarzem w Auschwitz", nie jest dziś wznawiana, mówi dr Eva Fogelman, nowojorska psycholożka i pionierka badań nad traumą Holokaustu. - Przed wojną kobiety rzadko miały wyższe wykształcenie. Wojna pozbawiła ich tej możliwości - mówi. - A później były zbyt zajęte wychowywaniem dzieci, by zostać pisarkami.

Dodatkowo kobieca narracja długo była przesłonięta przez opowieści maczystowskich bojowników getta, wychudzonych mężczyzn w pasiakach lub członków Sonderkommando, tak jak w "Synu Szawła", tegorocznym kandydacie do Nagrody Akademii za najlepszy film zagraniczny, który ledwo zająkuje się o kluczowej roli jaką kobiety odegrały w powstaniu w Auschwitz, dodaje Stephen Smith, dyrektor wykonawczy Fundacji Shoah w Los Angeles.

- To prawda, świat uznał Annę Frank za cudowne dziecko w związku z jej dziennikiem, ale mało kto wie, co się z nią stało po tym, jak dziennik się kończy, jak dla niej wyglądała prawdziwa historia Holokaustu - mówi. - Nawet bohaterska spadochroniarka Hannah Sennesh, która został schwytana i zamordowana przez nazistów, musiała być lepsza od innych, ponieważ była kobietą w męskim świecie.

Jednak autorka Magda Fertacz kwestionuje taki opis, wyzwalając kobiecą narrację z wysypiska historii.

"Trash Story" to - wciąż zbyt rzadka - próba wglądu w to, jak konflikty zmieniają kobiety w mimowolne ofiary, które pozostają zastraszone przez całe pokolenia. Jednak ta orzeźwiająca nowa produkcja to nie tylko przeszywające doświadczenie teatralne. To także apel do kobiet, by przerwały milczenie, a wraz z nim toksyczny krąg przemocy w którym są uwięzione.

Surowa, minimalistyczna inscenizacja przygotowana przez profesorkę UCLA (Uniwersytetu Kalifornijskiego), Monikę Payne, dobrze współgra z ponurym nastrojem "Trash Story" i kieruje uwagę na naturalistyczną muskulaturę każdego z aktorów. Nie ma dekoracji, światła też jest niewiele. Akcja rozgrywa się głównie w ciemnościach. Gdy każda z kobiecych bohaterek powoli odkrywa siebie, zrzuca kajdany i zaczyna lśnić.

"Trash Story" nie należy jednak traktować w kategoriach metafory. Sztuka oparta jest na osobistych badaniach, które zaskoczyły autorkę.

- Pojechałam do Auschwitz pracować nad projektem dokumentalnym - tłumaczy Fertacz. - Kiedy zasiadłam w archiwum by czytać wspomnienia więźniów, natknęłam się na świadectwo mojej ciotki. Przez czysty przypadek, jeżeli ktoś wierzy w przypadki. Ja nie wierzę.

Fertacz odkryła rodzinną tajemnicę - jej ciotka była Żydówką i ofiarą eksperymentów medycznych w czasie Holokaustu. Choć błagała polskiego lekarza, który prowadził eksperymenty, by ją zabił, on tego nie zrobił. Po wyzwoleniu z obozu śmierci wyszła za mąż i miała nadzieję na założenie rodziny. Nie mogła jednak mieć dzieci. W wyniku eksperymentów stała się bezpłodna. Nigdy nie opowiedziała tego Fertacz ani jej rodzinie.

- Myślę, że ta historia czekała na mnie - mówi Fertacz, która była zszokowana tym odkryciem. Natrafiła również na historię Ursuli, niemieckiej dziewczyny, która uciekła ze stodoły w Lubinie, gdzie żony niemieckich oficerów powiesiły się wraz z dziećmi, by uniknąć schwytania przez rosyjskich żołnierzy.

- Zawsze opieram moje historie na prawdziwych doświadczeniach, mówi polska dramatopisarka, która przez całą sztukę nie ujawnia wyznania bohaterów.

- Chciałam, żeby ta opowieść miała kontekst uniwersalny, wykraczający poza religię i narodowość. I to kolejny wymiar w którym "Trash Story" wyróżnia się na tle innych dzieł poświęconych Holokaustowi. Ani Żydzi ani mężczyźni nie są jej centralnym punktem.

- W mojej sztuce świat jest światem bez mężczyzn, ponieważ tak funkcjonują kobiety w czasie wojny - mówi. - Mężczyźni są tłem. Kobiety stają się ofiarami konfliktów rozpętanych przez mężczyzn, a potem ulegają mężczyznom nawet jako ofiary wojny. Wojskowe rodziny często kultywują patriotyczny mit zgodnie z którym wszyscy żołnierze to bohaterowie, a kobiety stają się częścią milczącego tła.

Przekręcając włącznik Fertacz użycza głosu tym, które dotąd były go pozbawione. A w tej produkcji te głosy przedstawione są w wieloetnicznym kontekście. Mówi się w trzech różnych językach - po angielsku, niemiecku i polsku. A żeby jeszcze pogłębić uniwersalność przekazu, Payne obsadza w roli Ursuli trzy kobiety o różnych korzeniach etnicznych - białą, czarną i Latynoskę. Powiadacie, że to herezja? Być może. W końcu czymże jest Holokaust przefiltrowany przez inną niż żydowska perspektywę?

A teraz uwaga: autorka nie przepuszcza nikomu. Nikomu nie zostają oszczędzone okropności wojny, czy jest to matka, której syn zaginął w akcji, żona wojskowego, która znosi Zespół Stresu Pourazowego swojego rannego wojownika, czy córka, której przyszło dorastać na polu bitwy.

I tu wracamy z powrotem do Urszuli, której przejmujące pytanie stanowi zakotwiczenie sztuki. Dowiadujemy się, że tak naprawdę jest duchem powracającym by nawiedzać stodołę, w której powiesiły się jej matka, siostry i wszystkie kobiety które znała. W tym miejscu mieszka teraz pewna polska matka i jej synowa, zapętlone w najgorszym rodzaju współuzależnienia; obie to pośrednie ofiary dwóch różnych wojen, niezdolne do wyrwania się z kręgu przemocy i autodestrukcji.

Oczywiście, gdy kobiety konfrontują się z przyczyną swojego milczenia, pojawia się rozwiązanie. Trudno to nazwać hollywoodzkim zakończeniem, ale znajdują poczucie spokoju.

- Ujawnienie nawet najmroczniejszych sekretów przynosi oczyszczenie i uleczenie, mówi Fertacz, która przeżyła to na własnej skórze. Pisanie "Trash Story" stanowiło dla niej terapeutyczną pomoc w przepracowaniu historii jej ciotki i późniejszej tajemnicy.

Zastrzega jednak, że widzowie nie mają co liczyć na finał z cyklu "i żyli długo i szczęśliwie".

- Kobiety i groby - trudno to nazwać szczęśliwym zakończeniem - mówi Fertacz.

Tym niemniej "Trash Story" wywołało sporą sensację w Polsce, gdzie otrzymało liczne nagrody. Później przyszedł czas na zagraniczne inscenizacje, od Berlina po Moskwę, a ostatnio na Los Angeles i Nowy Jork. Sztukę wyprodukowano przy współpracy z Culture.pl, Kulture + Productions i Konsulatem Generalnym RP. Choć wspomniane pokazy w USA stanowią jej anglojęzyczny debiut, uniwersalne przesłanie "Trash Story" nie zostało zagubione w przekładzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji