Zmiana stylu
Powieść Caldwella "Jenny", wydana w Polsce w 1964 r. przez Wyd. "Czytelnik" w tłumaczeniu Krystyny Tarnowskiej, w chwili ukazania się na półkach księgarskich szczególnego entuzjazmu nie wywołała. Przez krytykę została prawie nie zauważona. Zachwycaliśmy się poprzednimi książkami Caldwella, pojawienie się "Jenny" przeszło prawie bez echa. I właściwie nie byłoby żadnego powodu by do niej powracać, gdyby nie inscenizacja powieści w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Powracać dlatego, że przedstawienie oparte na scenicznej adaptacji Zofii Jarkubowskiej odsłoniło nam nagle dotąd nie zauważone wartości utworu? - Nie - warszawski spektakl nie wniósł tu raczej niczego nowego. Adaptacja Zofii Jarkubowskiej jest wierna wobec fabularnej konstrukcji utworu, przedstawienie dość trafnie przekazuje klimat i problematykę książki, ale wszystko to razem na zmianę oceny powieści na pewno nie wpływa. Zastanawia natomiast co innego. Zastanawia fakt obecności "Jenny" w repertuarze Teatru Dramatycznego. Przypomnijmy o czym mówi powieść Caldwella. Jak i w innych utworach tego pisarza, akcja książki rozgrywa się na południu Ameryki w małym prowincjonalnym miasteczku. Jenny - główna bohaterka powieści - jest kobietą o bogatej przeszłości erotycznej, a w czasie kiedy rozgrywają się opisywane w utworze wydarzenia - jak sama mówi o sobie - "kobietą na emeryturze". Nie oznacza to jednak wcale, że ów emerytalny wiek uczynił ją obojętną otoczeniu. Przeciwnie - Jenny wraz z swoją prostodusznością i pozorną naiwnością, wraz z swą niepodległą, oryginalną moralnością, staje się dla wielu z wpływowych obywateli miasta solą w oku. Jej zachowanie i postawa demaskują bowiem zakłamanie i przewrotność społeczności Sallisow. Znamy ów chwyt, polegający na tym, że pisarz chcąc obnażyć amoralność danego środowiska, sędzią nad owym środowiskiem czyni osobę z pozoru najmniej do tego powołaną, kobietę lekkich obyczajów, kurtyzanę. W literaturze posługiwano się nim często i stosuje go także w swojej powieści Caldwell. Chwyt zawsze znakomicie funkcjonował, gdy chodziło o przeprowadzenie ostrej, nie pozbawionej pikanterii, śmiechu, krytyki sfery życia obyczajowego konkretnej grupy, czy klasy społecznej, a szczególnie się sprawdzał w przypadku krytyki mentalności i obyczajowości mieszczaństwa. W powieści Caldwella sprawdza się gdy Jenny bierze w opiekę byłą nauczycielkę Betty Woodruff. (Betty ma przeciw sobie pruderyjną opinię miasta, bo sypia z każdym mężczyzną. Jenny w ogóle nie uważa za grzech, gdy ktoś z kimś się prześpi, ale rozumie również, że postępowanie dziewczyny spowodował wielki zawód miłosny). Na tym nie kończą się jednak kompetencje sędziowskie Jenny. Postępowanie bohaterki utworu osądza również społeczność Sallisow w innej dziedzinie, w dziedzinie konfliktów na tle rasowym. W mieście pojawia się Lawana Neleigh. Dziewczyna jest z pochodzenia Indianką. Zamieszkuje u Jenny i stara się bezskutecznie znaleźć pracę. Ale dom Jenny znajduje się w dzielnicy białych i stąd Dode Womack - przywódca rządzącej miastem grupy ekstremistów - podejmie wszelkie możliwe starania by koniecznie ów dom opuściła. Jenny i w tym przypadku wykazuje niezłomność charakteru. Mimo namów perswazji swego najlepszego przyjaciela - adwokata Milo Reiney'a - nie godzi się na usunięcie Lawany. A dla uzupełnienia obrazu trzeba tu jeszcze dodać, że Milo Reiney reprezentuje typ liberała konformisty, zaś Dode Womack działa nie tylko z pobudek rasistowskich, lecz także z uwagi na bieg swoich finansowo-prestiżowych interesów, najściślej splatających się ze sprawą murzyńską. I jeśli pierwszy dość łatwo ugina się pod wszelkim terrorem, drugi jest tak dalece konsekwentny w realizacji swoich własnych celów, iż nie cofa się nawet przed złamaniem oporu Jenny przez nasłanie podpalaczy na jej dom. Układ stosunków międzyludzkich w Sallisow przedstawił więc Caldwell tak, że na dobrą sprawę w powieści odnajdujemy niemal wszystkie podstawowe negatywne zjawiska drążące dzisiejsze amerykańskie społeczeństwo jako całość: konformizm, moralne zakłamanie, kołtuńsko mieszczańską obyczajowość, gangsteryzm i oczywiście rasizm Dlaczego zatem książka, a wraz z nią także przedstawienie w warszawskim Teatrze Dramatycznym nie robią na nas większego wrażenia? Czy tylko dlatego, że - jak już usiłowano tłumaczyć - konflikt między białymi i czarnymi, polityczny gangsteryzm przybrały ostatnio w USA aż tak na sile,wysunęły się tak dalece na główne, ogólnonarodowe forum życia publicznego, że ukazywanie tych spraw w kontekście świata amerykańskiej prowincji, odczuwamy jako artystyczną niestosowność, dysonans? Wydaje się, iż nie koniecznie o to tu chodzi. Demaskatorstwo powieści stępia głównie sama konstrukcja utworu. Nie ma ona po prostu nośności metaforycznego uogólnienia. Błąd autora polega na wyolbrzymieniu funkcji, jaką przydzielił głównej bohaterce. Prawość Jenny ma obnażać zdeprawowanie mikro-społeczeństwa Sallisow. I obnaża. Ale głównie w sferze moralno-obyczajowej. Tam jednak, gdzie w powieści zaczynają się rysować konflikty społeczne, mechanika terroru, konwencja realizmu psychologiczno-obyczajowego, w którą zaplątał się Caldwell, kreśląc, znakomity zresztą na swój sposób, portret Jenny, bynajmniej nie potęguje tonu oskarżenia. Raczej go osłabia. Sprowadza wszystko do złej, lub dobrej ludzkiej woli. I powieść kończy się jednak happy endem.
Konwencja psychologiczno-obyczajowego realizmu była swego czasu raczej konwencją obcą Teatrowi Dramatycznemu. Kiedy wystawiał na przykład "Wizytę starszej pani", akcja utworu rozgrywała się również (jak w "Jenny") na prowincji, realia były też małomiasteczkowe, ale dürrenmattowska groteska natychmiast nadawała im inny, metaforyczny wymiar. Było wiadomo, że teatr grając tę sztukę, przemawia tonem naprawdę zaangażowanym, że jest to rzeczywiste zaangażowanie w najbardziej istotne konflikty i problemy społeczno-polityczne naszych dni, że mówi pełnym głosem. Obecnie w przedstawieniu adaptacji powieści Caldwella mówi się, że ratuje je Irena Eichlerówna w roli Jenny. Być może.Wzdychamy jednak do czasów, kiedy chodziliśmy do Teatru Dramatycznego nie tylko po to, by zobaczyć kreację jednej aktorki, czy aktora. Cóż - nastąpiła zmiana stylu w prowadzeniu tej sceny.
Zmiana stylu, konwencji - pozornie rzecz błaha. A jednak warto się nad nią czasem zastanowić. Zastosowanie przez Caldwella w powieści "Jenny" konwencji realizmu psychologiczno-obyczajowego sprawiło, że po "Poletku Pana Boga", "Drodze tytoniowej", "Słudze Bożym", powieść ta smakuje jak letnia woda po mocnym, odurzającym winie. I niestety coraz częściej jak letnia woda - po wielkich inscenizacjach dramatów Dürrenmatta, Frischa, Brechta - smakuje nam aktualna produkcja Teatru Dramatycznego w Warszawie.