Artykuły

Mądry Głupek

"Najbardziej zmyślona hi­storia ma w sobie źdźbło prawdy" - stwierdza Gimpel u kresu swej drogi życiowej, przez co i własną historię zamienia w mit.

Rzecz dzieje się na Małej Sce­nie Starego Teatru w Krakowie, pod piwnicznym sklepieniem, kameralnie, w oszczędnej sceno­grafii, z koniecznymi rekwizyta­mi niezbędnymi do rytualnej czy symbolicznej akcji. Bo jest to sce­niczna historia oparta na opo­wiadaniu Isaaca Bashevisa Sin­gera "Gimpel głupek", wyreży­serowana przez Krzysztofa Orzechowskiego, ze scenografią Urszuli Kenar i w opracowaniu muzycznym Mieczysława Mejzy.

Skąpe światło, parę ubogich przedmiotów i ich dwoje: Gim­pel i Elke, czyli Jerzy Święch i Be­ata Paluch, znakomici krakow­scy aktorzy.

Wstępujemy w świat przypo­wieści i moralitetu. Przypadek Gimpla od razu urasta do miary uniwersalnej. Opowiadanie Sin­gera to monolog tytułowego bo­hatera. W obliczu stojącej za drzwiami śmierci Gimpel przy­pomina sobie dzieje własnego życia. Za upokorzenia i cierpienia, jakich doznał, nie obwinia ni­kogo. Patrzy w swoje życie, od­twarza je z prostotą rytualnej ce­remonii małomiasteczkowego obyczaju we Frampolu i biblijno-mądrościowej filozofii. Zanim Gimpel wypowie pierwsze sło­wa, trwa uwertura bez słów, mil­cząca scena inauguracyjnej wie­czerzy, którą święty głupek, cio­łek, kiep, głąb, gamoń, dureń (itd.) spożywa z Elke, znaną we Frampolu podstępną, pełną kłamstwa i wdzięku, pospolitą ladacznicą, niestety, swoją przy­szłą żoną, poślubioną z poduszczenia małomiasteczkowej ży­dowskiej opinii, dla zabawy gminnej gawiedzi. Potęguje się ludzka złość, przybiera na sile obłędny taniec kłamstwa i zdra­dy. Gimpel staje się pośmiewi­skiem środowiska żydowskiego, rabinów nie wyłączając, zostaje osaczony przez folklor tego śro­dowiska, przez ceremoniał i sforę mędrków-chamów. Gimpel głu­pek poddawany jest serii prób moralnych, przypominających próby biblijnych postaci. Motyw głupiego w oczach świata mędr­ca znany jest od tysięcy lat w li­teraturze świata, także w drama­tycznej literaturze; znany jest na­de wszystko w życiu, od czasów biblijno-antycznych do dziś. Gimpel wyśmiewany przez zna­jomych i zdradzany przez żonę. Gimpel kochający bezwarunkowo wiarołomną żonę i jej, lecz nie swoje, dzieci. Gimpel naiwnie ufający wszystkim. Gimpel frajer i antycwaniak. Gimpel głupi i słaby. Gimpel mistycznie pasywny. Gimpel chasydzki i franciszkański. Gimpel mówiący: "Dziś nie wierzysz żonie, jutro nie będziesz wierzył Bogu". Gimpel odkrywający, że tzw. mą­drość zewnętrznego człowieka jest dla Boga głupstwem. Gimpel heroiczny w swej dziecinnej sła­bości. Gimpel, który wie, nie wiadomo skąd, że prawdziwa: "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bez­wstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niespra­wiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje" (I Kor 13,4-7)

Pod koniec życia Gimpla cze­ka ostatnia próba - przemiana wewnętrzna. Odrzuca wszystkie doczesne dobra i wyrusza w świat, w ostateczne pielgrzymo­wanie ku doskonałości ducho­wej. Jest już wolny od ciążenia przedmiotów i pieniędzy, wolny od uwarunkowań biologicznych i socjologicznych, wolny od cię­żaru cielesności - unosi się nad padołem bebechowatości ludz­kiej egzystencji. Teatralne una­ocznienie moralitetowych pery­petii Gimpla jest dziś pomy­słem kapitalnym, wykraczają­cym poza granicę przedsięwzię­cia teatralnego. Naiwny głupi mędrzec jako opozycja zdo­bywczego mędrka-chama, zbrojnego w siłę, wielką liczbę, pieniądz... Czyż to nie jest meta­fora emblematycznie oddająca dramatyczne problemy współ­czesności i tragicznie zadziwia­jący brak rozwiązań tychże pro­blemów?

Mała teatralna scena i dwoje dyskretnych fizycznie aktorów - słowami, sytuacjami i gestami mówią do nas prawdy wszechludzkie i wszech czasów. Konty­nuują najgłębsze stąd teatralne przesłanie i najlepsze tradycje tej piwnicznej sceny. Nie zawiodły mnie recenzenckie intuicje, że właśnie Jerzy Święch i Beata Paluch będą tu wyrazicielami tragicznie prawdziwych i mo­ralnie zwycięskich ostatecznych prawd życiowych.

Oni grają w tonacji dyskretnej, ściszonej, fizycznie ledwie zauważalnej, jakby niekiedy odcieleśnionej, unoszonej ku moralitetowej ogólności. Może ze zbyt szybką rezygnacją z konkretno­ści wydarzenia, z tragiczno-optymistycznej ekspresji mocniejszych środków aktorskich?

Może filozofia zanadto bierze górę nad wyrazistością zmysłowych środków wyrazu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji