Artykuły

Ma wszystko

- Chociaż lat mi przybywa i wydawałoby się, że powinnam być coraz bardziej nieszczęśliwa, jest odwrotnie - mówi DANUTA STENKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

- Czasem się zastanawiam, czy za swoje szczęście będę musiała kiedyś zapłacić.

Im więcej mam lat, tym bardziej czuję się szczęśliwa.

Ma wszystko. Urodę, sławę, talent. Jej kreacje doceniają tak krytycy, jak i widzowie. Kolekcjonerka nagród i komplementów. Koleżanki aktorki z nieskrywanym podziwem mówią, że Danuta Stenka jest bodaj jedyną aktorką, której nikt nie liczy lat. Jako jednej z nielicznych udaje się jej godzić karierę ze szczęśliwym życiem rodzinnym. Od początku ten sam mąż, dobre i śliczne córki. Wie, co to znaczy mądra miłość rodziców i teściów. Aktorka twierdzi, że ostatnie lata są najszczęśliwszym okresem w jej życiu. - Chociaż lat mi przybywa i wydawałoby się, że powinnam być coraz bardziej nieszczęśliwa, jest odwrotnie.

Trudno uwierzyć, że miała kompleksy

- Moim domem było Gowidlino, pasieka rodziców, spacery po łąkach i wiejska szkoła, w której uczyła moja mama. Wydeptane ścieżki, sprawdzone wartości. Choć dziś mieszkam w Warszawie, wcześniej w Poznaniu i Szczecinie, tak naprawdę nigdy swoich Kaszub nie opuściłam.

- Rodzice zasiali we mnie ziarno uczciwości, takiej najprostszej, podstawowej, i ono niewątpliwie zakiełkowało. Ta uczciwość daje mi siłę, pomaga budować więzi z ludźmi.

Aktorka nie ma problemów, by zrezygnować z interesujących propozycji, gdy wcześniej komuś innemu coś obiecała. Dziś, gdy wszyscy zapatrzeni są w Danutę Stenkę, a dla wielu jest wzorem do naśladowania, trudno uwierzyć, że przed laty aktorka zmagała się z kompleksami. - Przeżyłam trudne chwile zderzenia wiejskiego dziecka ze światem miejskim. Ja znałam pewne rzeczy tylko z opowiadań, telewizji lub książek. Może dlatego przez lata czułam się wypłoszem, który jako duża dziewczynka musiał uczyć się czegoś, co moi rówieśnicy znali od dziecka.

W 1984 roku skończyła Studium Aktorskie przy Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.

Posypały się propozycje. - Nie wiedziałam, jaką podjąć decyzję. Henryk Bista powiedział mi: "Posłuchaj intuicji". Wybrałam Szczecin. Nie żałuję. Potem przeniosłam się do Teatru Nowego w Poznaniu, któremu dyrektorowała wówczas Izabella Cywińska. A po dwóch sezonach znalazłam się w warszawskim Teatrze Dramatycznym, gdzie występuję do dziś.

Gdy podjęła decyzję o pracy w Warszawie, jej mąż, który wtedy występował w teatrze w Poznaniu, zdecydował się na radykalny krok... - Janusz, aby zapewnić byt naszej rodzinie, wycofał się z zawodu. Nigdy nie dał mi odczuć, że było to z jego strony poświęcenie. Zawsze traktował i nadal traktuje moje sukcesy jako nasze wspólne rodzinne zwycięstwa. Ma do tego pełne prawo, ponieważ on na to także pracuje.

Szczęście i stałość rodziny to dla niej sprawa najważniejsza. - Smakujemy chwile, kiedy nie musimy się spieszyć, mamy czas dla siebie i dzieci. Wytwarza się wtedy taka radosna atmosfera. Córki Paulina i Wiktoria zaczynają swoje "koncerty", opowiadają, śmieją się. Ponad ich głowami patrzymy sobie z mężem w oczy. Uwielbiam ten błysk szczęścia i radość, że całe to nasze życie, które miało przecież swoje góry i doliny, jest piękne i ma głęboki sens.

Aktorka stworzyła niespotykany dziś już model rodziny wielopokoleniowej. Pod jednym dachem mieszkają dzieci, rodzice i dziadkowie. - To wielka, wspaniała decyzja moich teściów, którzy zdecydowali się nam pomóc. Babcia z dziadkiem to są dwa najpoważniejsze filary naszej rodziny. To dzięki nim nasz dom trwa, i funkcjonuje przez 24 godziny na dobę. My z mężem, jak satelity, pojawiamy się i znikamy. Boli mnie fakt, że jestem mamą z doskoku, która nie może pozwolić sobie na konsekwencję w wychowaniu.

Wychować dobrze - nie jest to łatwe zadanie - Paulina i Wiktoria czują to i wymykają się spod kontroli. Walczę, żeby miały swoje obowiązki, ale nie jest to łatwe zadanie. Kiedy coś zarządzam, natychmiast rosną im kły na moje uwagi. Pierwszym obowiązkiem starszej córki było składanie piżamy. Wydaje się to śmieszne, ale musiało upłynąć aż półtora roku, zanim niechętnie wykonywane polecenie stało się odruchem.

Czy chciałaby, aby córki poszły w jej ślady? - Trzymam je z dala od mojego zawodu. Na razie Wiktorię bardziej niż teatr interesuje muzyka, a Paulinę plastyka. Ale co ma być - będzie.

Lubi swój dom. Kocha chwile, gdy nie musi go opuszczać. - Dom jest ciągle nieukończony. Ale myślę, że szczęśliwy dom "sam się urządza". Z każdej podróży przywożę ceramikę, kamienie. Mam tony korespondencji, szuflady pełne zdjęć. Pamiątki związane z córkami. Czasem myślę, że powinnam je uporządkować. Tak mówi rozum. Ale serce podpowiada: z niczym się nie rozstanę...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji