Artykuły

Kiedy będzie teatr? Kiedy będzie teatr?

- Szukamy miejsca, gdzie będziemy mogli realizować nasze idee, pomysły, projekty - o najmniejszej scenie w mieście, budowaniu społeczności, graniu dla najmłodszych widzów i przyszłości Teatru Rawa opowiadają Ewa Kubiak i Hubert Bronicki.

Hanna Kostrzewska: Zanim porozmawiamy o Rawie, chcę zapytać o początki. Skąd wzięła się wasza fascynacja teatrem i kiedy zaczęliście myśleć o aktorstwie na serio, jako o potencjalnym przyszłym zawodzie?

Ewa Kubiak: W naszym przypadku zaczęło się podobnie, czyli w liceum. Z tym że moje liceum było w Szczecinie, bo stamtąd pochodzę. Tam miałam okazję działać w ciekawej grupie teatralnej przy Teatrze Współczesnym. Później przeniosłam się do Krakowa i tam kontynuowałam naukę, aż w końcu przeniosłam się do Katowic i tu uczyłam się w studium aktorskim przy Teatrze Śląskim. Wówczas wiedziałam już, że swoją drogę zawodową będę łączyć z aktorstwem. Już kiedy byłam na pierwszym roku studium, zaczynaliśmy produkcję pierwszych spektakli Teatru Rawa.

Hubert Bronicki: Do liceum (III LO im. Stefana Batorego w Chorzowie - przyp. red) zdawałem do klasy dziennikarskiej - nie dostałem się, byłem pierwszy pod kreską. Drugi pod kreską był Marek Kołbuk (założyciel teatru MOMO - przyp. red.). Zaproponowano nam, żebyśmy wybrali klasę o profilu teatralnym - zgodziliśmy się, bo ten profil też był humanistyczny. Dosyć szybko połknąłem teatralnego bakcyla. Mieliśmy zajęcia z fantastycznymi osobami, m.in. z Arturem Święsem czy Adamem Janeczko. W liceum zaczęliśmy tworzyć pierwsze spektakle. Potem była szkoła teatralna, później praca w teatrze.

Pamiętam, że jeszcze w szkole myślałem o pracy aktorskiej w filmie. Szybko jednak przekonałem się, że to teatr jest moim miejscem. Dla mnie wyjątkowe i fascynujące w teatrze jest to, jak względny jest w nim czas. Właściwie moja praca jako aktora i reżysera polega na zgłębianiu i sprawdzaniu tej względności.

Jako Stowarzyszenie Rawa działacie od 2011 roku. Wówczas postanowiliście, że nie warto czekać na propozycje i angaże z zewnątrz, a lepiej samemu zacząć działać. Jak wyglądały początki Rawy?

Hubert: Ja akurat nigdy nie miałem problemów z pracą w zawodzie i od skończenia liceum gdzieś grałem. Po studiach byłem zatrudniony w teatrze samorządowym, a kiedy z niego odszedłem dalej grałem (już nie jako aktor etatowy) na różnych scenach. Ale tu, jako Rawa, możemy robić rzeczy, które chcemy robić, które nas interesują. Tu możemy próbować odpowiadać na pytania, które nas frapują, poruszać sprawy, które są dla nas ważne i skłaniać widzów do refleksji nad nimi. Ta niezależność jest dla nas niesamowicie rozwojowa. Tu uczymy się organizacji widowni czy tego, jak budować społeczność wokół teatru. O tych aspektach nie myśli się, kiedy jest się etatowym aktorem w instytucjonalnym teatrze.

Ewa: Na początku, przy tworzeniu pierwszych spektakli jako Rawa, naszym celem było pokazanie siebie. Kiedy zakładaliśmy teatr nie myślałam o tym, żeby konsekwentnie go rozwijać i w przyszłości doczekać się np. swojej siedziby. To przyszło z czasem i droga rozwoju sprawia nam olbrzymią frajdę. Każda kolejna produkcja pozwalała nam zdobywać nowe umiejętności i nie są one związane z aktorstwem. Nigdy nie nauczyłabym się np. szyć, gdyby nie nasz teatr. Mam wrażenie, że stworzyliśmy przestrzeń, która jest rozwojowa - nie tylko dla naszej dwójki, ale dla innych osób, które z nami współpracują.

Waszych realizacji stale przybywa. Macie już swoją publikę i uznanie. Z którego z przedsięwzięć, zarówno tych tworzonych już na Waszej scenie, jak i wcześniejszych, jesteście najbardziej dumni?

Hubert: Trochę jest tak, że o który projekt nie zapytasz - możemy powiedzieć, co on nam dał. Dla mnie na pewno ważne były "Kryzysy" ("Kryzysy albo historia miłosna" - spektakl, którego premiera odbyła się w czerwcu 2011 roku w Teatrze Korez, w ramach inicjatywy Młoda Scena Teatru Korez - przyp. red). Był to pierwszy spektakl, który reżyserowałem i od razu nauczyłem się, żeby nie grać w reżyserowanych przez siebie spektaklach. Ten tytuł już zdjęliśmy, ale na tamten czas - także na tamten czas w naszym rozwoju - to była dobra realizacja. Drugim ważnym dla mnie spektaklem był "Kochanek" Harolda Pintera w reżyserii Bogumiły Murzyńskiej. To chyba najsmutniejsza z naszych realizacji. Niezbyt widowiskowy spektakl, nie polegał na efekciarstwie. Był bardzo inteligentny, trudny, ale dający ogromną satysfakcję. Przy pracy spotkały się trzy pokolenia twórców: doświadczona Bogumiła Murzyńska (reżyserka), Bogusław Kudłek i Ewa (Ewa Kubiak - przyp. red), która dopiero zaczynała swoje teatralne działania. Pomimo różnicy pokoleń, odmiennego podejścia do pracy, teatru i rzeczywistości udało nam się znaleźć wspólny język, który przełożył się na język sceniczny. I to wyszło niesamowicie.

Ewa: Ja przy każdym z naszych spektakli czegoś się uczyłam; za każdym razem czegoś innego. Wartościowe było i to, co się udało i to, co było problematyczne. Każdy spektakl to inna tematyka, inna konwencja i inna formuła, więc trzeba było także grać nieco inaczej. Nasza ostatnia realizacja, "Pierwszy człowiek świata", była dla mnie ważnym spektaklem, bo nigdy wcześniej nie grałam dla dzieci. Gram tam świetne postaci, bardzo dobrze się przy tym bawię. Widzę, że kiedy my na scenie dobrze się bawimy - przenosi się to na drugą stronę, na naszych widzów. Na pewno przełomowy był także "Kabaret Ponurego Żartu", spektakl realizowany w Walcowni Cynku w Katowicach-Szopienicach. Wydaje mi się, że teraz nie bylibyśmy już w stanie na takie poświęcenia i nie przenieślibyśmy się całą ekipą do Walcowni. Wtedy próby odbywały się przez półtora miesiąca, w mrozie i brudzie, bez dostępu do toalety, na improwizowanej scenie z kartonów. I wspominam to z czułością - było warto!

Hubert: Tego spektaklu nie gramy w naszej siedzibie, bo widownia jest zbyt mała. Kiedy tylko jest okazja, wystawiamy go w czasie festiwali czy innych okazji. Nie chcemy jednak z niego rezygnować i bardzo chętnie zachowalibyśmy go w naszym repertuarze.

Ewa: Warto dodać, że chemia między aktorami w "Kabarecie" dalej się utrzymuje. Być może to właśnie dzięki tym trudnym początkom w Walcowni i wspólnym doświadczeniom. Zespół spektaklu od początku trzyma się w tym samym składzie, jak monolit.

Dotychczas graliście dla dorosłych, ale w tym sezonie otwarliście się także na młodszych widzów, inicjując projekt "Teatr Rawa dla dzieci".

Ewa: Cykl powstał niejako w odpowiedzi na potrzeby naszych małych sąsiadów. Od czasu, kiedy remontowaliśmy lokal na siedzibę teatru, grupa dzieci mieszkających w lokalnych kamienicach odwiedzała nas i cały czas pytała: "Kiedy będzie teatr? Kiedy będzie teatr?" Trochę nas te pytania zmiękczyły i tak (wprawdzie dopiero po roku od otwarcia siedziby) udało się zrealizować projekt dla dzieci. Wystawiliśmy "Pierwszego człowieka świata" Marysi Wojtyszko.

Hubert: Marysia zresztą pojawiła się na naszym spektaklu i powiedziała nam: "Wy wiecie, co wy robicie tym dzieciom? Wychowujecie przyszłych twórców teatralnych, a oni nie zarabiają zbyt dobrze" (śmiech). Dla mnie, jako reżysera, ten spektakl był bardzo ciekawym doświadczeniem. To była trudna praca: musiałem myśleć o tym, że jest to inny język, inny komunikat, inny znak. Naszym celem było stworzenie przedstawienia i dla dorosłych, i dla dzieci. Udało nam się stworzyć konstrukcję, na którą składają się dwie warstwy. Ta dla dzieci skłania je do reagowania, komentowania, śmiechów - ta dla dorosłych jest niejako aluzyjnie wpleciona i bawi odniesieniami.

Tworząc ten spektakl, chcieliśmy odejść od tradycyjnego sposobu grania dla dzieci. Dlatego nie gramy minami czy szerokimi gestami, tylko szlachetnie i inteligentnie. Elementy konstrukcyjne spektaklu ułatwiają maluchom wejście w zabawę.

Ewa: Przy tym spektaklu współpracowaliśmy z trójką nowych aktorów, w tym z dwoma lalkarzami - Kornelem Sadowskim, który studiuje na wydziale lalkarskim wrocławskiej PWST i Bartkiem Sochą, doświadczonym lalkarzem, współpracującym z Teatrem Gry i Ludzie oraz Teatrem Ateneum. Obecność lalkarzy była bardzo ważnym doświadczeniem. Ciekawe było ich podejście do przestrzeni, przedmiotu, ale też poważne podejście do budowania spektaklu dla młodego widza.

Inspiracją dla nas był kontakt z Anas Fleur, francuską artystką zajmującą się formułą teatru kamishibai. Występowała u nas w maju z jednym ze swoich monodramów. Był to spektakl o Albercie Camusie - dla dzieci i dla dorosłych. Co ciekawe, tragikomiczną formułę świetnie łapali i jedni, i drudzy. Ten kontakt był dla nas inspiracją przy pracy nad "Pierwszym człowiekiem świata".

Od roku prowadzicie własną scenę w bramie przy ul. Chopina. Powstanie tego miejsca jest rezultatem konkursu Lokal na kulturę. Mimo dużego zainteresowania inicjatywą, niewiele lokali rzeczywiście udaje się utrzymać. Wasz teatr to właściwie modelowy przykład tego, czemu Lokal na kulturę miał służyć: wspomaganiu niezależnych inicjatyw kulturalnych, wzbogacających ofertę Katowic. Czy macie receptę na takie miejsce?

Ewa: Trzeba powiedzieć, że nasz teatr przeszedł zmiany i nasze plany z początku działalności zweryfikowała rzeczywistość. W momencie startu sceny zaczęliśmy grać trzy razy w tygodniu. Od października do końca grudnia 2014 roku zorganizowaliśmy około 30 imprez. Z tym że bez budżetu, bez żadnej dotacji. Nasze wcześniejsze spektakle musieliśmy dostosować do nowej przestrzeni, więc widzowie oglądali je w odświeżonych wersjach - jako spektakle premierowe. Dodatkowo mieliśmy trzy nowe premiery: stand-up Andrzeja Rozmusa, "Kryzysy damskie" i "Kryzysy męskie". Tego wszystkiego dokonaliśmy własnym sumptem, myśląc, że jeśli wystartujemy z pełnej pary, to uda nam się zaistnieć na kulturalnej mapie Katowic. Liczyliśmy na widzów, ale też na recenzje czy relacje ze spektakli. Pierwsza dziennikarka pojawiła się u nas... przed ósmą premierą. W tym roku było trochę lepiej, media zainteresowały się spektaklem dla dzieci.

Od styczna tego roku byliśmy jednak zmuszeni do zmiany podejścia - zaczęliśmy otwierać się na spektakle gościnne, starannie je jednak wybierając, żeby ich poziom artystyczny nie odbiegał od prezentowanego dotychczas. W tym roku z założenia gramy mniej. Z wieloma tytułami się pożegnaliśmy; w niektórych przypadkach to już był ich czas, w innych po prostu nie wystarczyło nam środków, aby je podtrzymać. Nadal gramy repertuarowo, ale niestety mniej.

Na razie bardzo cieszymy się sukcesem "Pierwszego człowieka świata". Przychodzą do nas rodzice z dziećmi, widownia wypełnia się zadowolonymi ludźmi. W takich momentach widzimy, że to, co robimy, ma sens. Ale wracając do pytania - recepty nie mamy, bo sami ciągle borykamy się z tym lokalem. Na pewno dla przestrzeni miejskiej pozytywną zmianą jest to, że w miejscu pustostanu po komisie powstał teatr.

Hubert: Fajnie jest mieć swój kąt, miejsce na próby. To świetnie, że miasto wybrało taki kierunek. Sam konkurs Lokal na kulturę to dobra inicjatywa i wiemy, że inicjowane są jej usprawnienia, co bardzo cieszy. Takie miejsca na pewno dobrze wpływają na społeczność lokalną. Co do samego miejsca i naszego teatru - na początku oczywiście był efekt "wow" i wielka energia. Zresztą, gdybyśmy nie wystartowali w konkursie i nie otrzymali tego lokalu, to przestalibyśmy jako Rawa istnieć. Po prostu - wyjechalibyśmy z Katowic. Fantastycznych ludzi poznaliśmy przy remoncie: wnętrze projektował Krzysztof Pyta, bardzo pomógł nam też Luis Stankiewicz. Sybilla Skałuba stworzyła naszą identyfikację graficzną i wymyśliła projekt fantastycznych tłoczonych biletów. Mieliśmy naprawdę wielkie szczęście do ludzi. Ale teraz znów jesteśmy w punkcie zwrotnym, bo dostajemy tu już klaustrofobii. Szukamy miejsca, gdzie będziemy mogli realizować nasze idee, pomysły, projekty. Oczywiście nasza kameralna przestrzeń wymusza kreatywność - jeśli ma się 12 m sceny i brak kulis, to trzeba się trochę nagimnastykować, żeby znaleźć ciekawe rozwiązania. To jest rozwijające, choć myślę, że bardziej rozwijalibyśmy się, gdybyśmy mieli jeszcze miejsce na garderoby, magazyn czy biuro. I przede wszystkim - scenę. Scenę, na której mogą jednocześnie przebywać więcej niż trzy osoby i nie ma wrażenia ścisku jak w tramwaju. Większa przestrzeń dałaby nam większe możliwości. Nawiązujemy kontakty z Teatrem TrzyRzecze z Warszawy, Teatrem Boto z Sopotu, z różnymi tworami teatralnymi. Wszyscy chcą z nami współpracować, tylko my nie mamy gdzie ich zaprosić. Poza tym, zgłaszają się do nas firmy, dla których moglibyśmy grać, ale widownia jest ograniczeniem.

Ewa: Tak więc znowu szukamy i znowu jesteśmy na walizkach. Do końca tego sezonu teatralnego będziemy wiedzieć, co nas czeka i co będziemy robić przez kilka kolejnych lat. Czujemy, że możliwości rozwojowe w tej przestrzeni powoli się kończą, a nie chcemy stać w miejscu. Takie twory jak nasz muszą się nieustannie rozwijać.

***

Teatr Rawa to stowarzyszenie powołane do życia w 2011 roku. Łączy pasjonatów, fanów, miłośników teatru - zarówno aktorów, muzyków, scenografów, działaczy społecznych, techników, jak i widzów. Od 2011 Teatr przygotował i wystawił piętnaście premier, w tym dziewięć na scenie T.Rawa. W październiku 2014 stowarzyszenie otwarło własną scenę T.Rawa w samym centrum Katowic, przy ul. Chopina 8.

--

Hubert Bronicki - absolwent Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie (2005), współzałożyciel i Członek Zarządu Stowarzyszenia "Teatr Rawa", dyrektor artystyczny Teatru Rawa. Doświadczenie sceniczne zdobywał na deskach teatrów w Krakowie, Warszawie, Łodzi, Kielcach, Zabrzu i Katowicach. Obecnie związany z Teatrem Korez, Teatrem Nowym w Zabrzu i Teatrem Rawa. Na przełomie 2012 i 2013 roku, jako stypendysta Samorządu Województwa Śląskiego, przygotował rolę w prapremierowym monodramie "Katechizm Białego Człowieka" w reżyserii Mirosława Neinerta na scenie katowickiego Teatru Korez (prapremiera 12.04.2013 r.). Laureat I nagrody na festiwalu "Karbidka 2013" w Siemianowicach Śląskich. Jako reżyser debiutował w 2011 roku polską prapremierą rumuńskiego dramatu współczesnego autorstwa Mihaia Ignata: "Kryzysy albo historia miłosna", granym na scenie Teatru Korez w Katowicach (prapremiera 18.06.2011 r.). Autor opracowania oraz reżyser spektaklu "Kabaret Ponurego Żartu" na podstawie tekstów Daniela Charmsa, członka rosyjskiej Grupy OBERIU - spektakl otrzymał III Nagrodę Publiczności w ramach 8. Katowickiego Karnawału Komedii w Katowicach, a w październiku 2015 roku zaprezentowany został podczas 45. Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych.

--

Ewa Kubiak - absolwentka Studium Aktorskiego przy Teatrze Śląskim im. S. Wyspiańskiego w Katowicach (2013) oraz Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (2013). Od 2011 roku współzałożycielka i Prezes Zarządu Stowarzyszenia "Teatr Rawa" oraz dyrektor Teatru Rawa w Katowicach. Na scenie śląskiej zadebiutowała podwójnie w 2011 roku - jako reżyser oraz odtwórczyni roli głównej w spektaklu "Zima pod stołem" wg Rolanda Topora. Premierą kolejnego spektaklu Teatru Rawa - "Kochanek" (reż. Bogumiła Murzyńska) granym w duecie z Bogusławem Kudłkiem, otwierała I edycję festiwalu Teatru Śląskiego - "Lato w Malarni" (2012). Odtwórczyni roli Blondyna-Iluzjonista w spektaklu "Kabaret Ponurego Żartu", wyróżnionym III Nagrodą Publiczności na 8. Katowickim Karnawale Komedii. Koordynatorka 15 premier teatralnych, producentka 11 spektakli Teatru Rawa; autorka i koordynatorka projektów Stowarzyszenia "Teatr Rawa". Jako aktorka i animatorka kultury współpracowała m.in. z Kinem Kosmos Centrum Sztuki Filmowej, Instytucją Kultury Katowice - Miasto Ogrodów, Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Metropolii Górnośląskiej "Moje Miasto" oraz Teatrem Gry i Ludzie z Katowic.

--

Na zdjęciu: "Pierwszy człowiek świata"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji