Artykuły

A tu taka niespodzianka!

- Od razu zakochałem się w "Krakowiakach i Góralach" i od razu poczułem, jak bardzo aktualny jest dramat Bogusławskiego. Z reżyserem Michałem Kmiecikiem, przed premierą w Teatrze Polskim w Poznaniu, rozmawia Mike Urbaniak.

Przerabiałeś na polskim "Krakowiaków i Górali"?

- Nie, bo to nie jest lektura obowiązkowa.

To dlaczego ich robisz?

- Kiedy Maciej Nowak został dyrektorem artystycznym Teatru Polskiego w Poznaniu, zadzwonił do mnie i poprosił bym szybko tę nadobowiązkową lekturę przerobił i zastanowił się, co z nią począć na scenicznych deskach.

Krótko mówiąc, dostałeś pracę domową.

- Którą sumiennie odrobiłem. Maciek chciał wystawić "Krakowiaków i Górali" od dawna, jeszcze kierując Teatrem Wybrzeże w Gdańsku, ale nie było jakoś ku temu sposobności.

Dlaczego tak mu zależało?

- Bo uważa, że kanoniczny dla polskiej kultury teatralnej tekst Wojciecha Bogusławskiego należy zrobić w końcu na poważnie.

Nigdy nie zrobiono go na poważnie?

- Powiedzmy, że ten tekst nie miał dotychczas szczęścia.

Ty mu to szczęście przyniesiesz?

- Przekonamy się niebawem. Ale mówiąc o zajęciu się "Krakowiakami i Góralami" na poważnie i o braku szczęścia w poprzednich inscenizacjach, nie chcę powiedzieć, że stworzymy teraz arcydzieło, tylko, że naprawdę sumiennie zabraliśmy się za ten pierwszy nowoczesny polski dramat.

Słowa to jedno, jest jeszcze muzyka.

- Z nią był wielki problem, bo poznanie oryginalnej muzyki skomponowanej przez Jana Stefaniego graniczyło z cudem. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć nagrań w sumie prawie trzydziestu piosenek. W końcu wyszperał je w bibliotece którejś akademii muzycznej Adam Domurat, kierownik muzyczny spektaklu. Dotarliśmy też do ścieżki dźwiękowej "Krakowiaków i Górali" w reżyserii Kazimierza Dejmka z Warszawskiej Opery Kameralnej, gdzie niestety grano na instrumentach barokowych, a to raczej nie jest muzyka, która interesowała nas i pewnie Stefaniego.

Jaka była twoja pierwsza reakcja na propozycję reżyserii "Krakowiaków i Górali?

- "Tak jest panie dyrektorze!". To jest bardzo w stylu Nowaka, żeby zacząć swoją artystyczną dyrekcję od czegoś zaskakującego, żeby wziąć na deski prawie niewystawiany w teatrach dramatycznych tekst ojca polskiego teatru i powierzyć go "najmłodszemu reżyserowi", uchodzącemu nieustannie za chłopca w krótkich spodenkach, który niezauważenie już z nich wyrósł.

Rzeczywiście informacja o tym, że będziesz reżyserował "Krakowiaków i Górali" wywoływała zwykle zdziwienie. Dlaczego?

- Po pierwsze dlatego, że właśnie ten tekst. Po drugie dlatego, że robię go ja. I po trzecie dlatego, że w ogóle robię. Kiedy Nowak powiedział dyrektorom poznańskich teatrów, że pierwszą premierą jego dyrekcji będą "Krakowiacy i Górale", szefowie zarówno Teatru Muzycznego, jak i Teatru Wielkiego, dziwili się, bo to przecież dramat oddany scenom muzycznym, traktowany jak opera. A tu taka niespodzianka!

Wracając do zdziwienia twoją reżyserią, może ona wynika z tego, że funkcjonujesz jednak bardziej jako dramaturg, autor sztuk i adaptacji?

- Dostałem w ostatnim czasie kilka bardzo ciekawych propozycji współpracy dramaturgicznej, które przyjąłem. Tak było z Remikiem Brzykiem w Teatrze im. Osterwy w Lublinie i w łódzkim Nowym, z Marcinem Liberem w krakowskiej PWST czy z debiutującą reżyserko w Gnieźnie Justyną Łagowską. Wydaje mi się, że umiem pisać i mogę to robić, ale mam już - przyznaję - trochę dosyć, bo bardziej niż ślęczenie tygodniami nad adaptacją, wolę pracować z ludźmi nad spektaklem. To mnie kręci najbardziej. Tym bardziej nie mogłem odmówić Nowakowi i Kowalskiemu. Zresztą nie mam w zwyczaju odmawiać pracy.

Jakie wrażenia miałeś po pierwszej lekturze "Krakowiaków i Górali"?

- Od razu zakochałem się w tym tekście i od razu poczułem też jego aktualność, bo historia dwóch "plemion" (Krakowiaków i Górali), które napierdalają się o dziewczynę, to wypisz, wymaluj dzisiejsza walka dwóch "plemion" podzielonej jak nigdy Polski. Jeśli pochodzący głównie z robotniczych rodzin policjanci biją się na ulicach z pochodzącymi głównie z robotniczych rodzin łysymi chłopcami, to mamy zasadniczo problem, który przykrywa sprawy o wiele ważniejsze. Tak samo, jak u Bogusławskiego - Krakowiacy biją się Góralami, a pańszczyzna nadal nie jest zniesiona. Prapremiera tego tekstu mocno wyrezonowała w ówczesnej Warszawie, bo została wprzęgnięta w uniesienie insurekcją kościuszkowską. Pracujemy nad tym, by być równie skuteczni.

Mówiłeś, że był problem z muzyką, ale z tekstem też nie jest łatwo.

- Bo dramat został wydany parę dobrych lat po prapremierze i nawet nie wiemy pod jakim tytułem. "Cud mniemany" został podobno dodany do tytułu później we Lwowie. Nie mamy kanonicznej wersji "Krakowiaków i Górali", ona ciągle ewoluowała, podobnie jak teksty piosenek. Jest więc w czym wybierać.

Jakieś przykłady?

- Najpopularniejsza wersja "Marszu kosynierów" brzmi tak: "Niechaj baba gospodarzy, niech pilnują roli starzy", ale jest też taka: "Niech tam kto chce gospodarzy, niech pilnują roli starzy". Albo: "Harda w nas dusza, nie boim się Rusa, Prusa", a w innej wersji: "Harda w nas dusza, nie bojewa się kontusza". Zasadnicza różnica, prawda?

W jakiej konwencji będzie spektakl?

- Gramy trochę konwencją ludowości, ale nie będzie to przedstawienie w formie, którą proponowali poprzedni inscenizatorzy czy też zespół "Mazowsze", bo kiedy widzisz bohaterów w strojach krakowskich, w kierecyjach wyszywanych i haftowanych, to trudno jest sobie wyobrazić, że niebawem chwycą za kosy i cepy, by walczyć o swoje. W ogóle komercja i podkolorowany wiejski obrazek kompletnie zajebały żywioł chłopski i my szukamy czegoś, co pozwoli nam go odzyskać.

Jakieś dopiski?

- Nic nie dopisujemy, tylko uczymy się oryginalnego tekstu: kadencja, antykadencja, średniówka i te sprawy. Wszystko jak należy. Długo rozczytywaliśmy "Krakowiaków i Górali", bo trzeba było dokładnie ogarnąć kto z kim gada i w jakiej sprawie. Zależało mi na tym, by bardzo dokładnie się dowiedzieć, co tam Bogusławski poukrywał między literakami.

Gdzie zbierałeś inspiracje?

- Inspiracją była głównie muzyka, ale też "Wieszanie" - wspaniała książka Jarosława Marka Rymkiewicza, który z wielką erudycją odmalowuje wydarzenia z insurekcji kościuszkowskiej, łącząc je ze współczesną Warszawą. Dzięki temu tworzy znakomite połączenie między historią i dzisiejszym czytelnikiem.

Muzykę do "Krakowiaków i Górali" tworzy - nomen omen - Gooral.

- Mateusz "Gooral" Górny to wybitny muzyk, który robi dokładnie to, co dwieście lat temu robił Jan Stefani, czyli we współczesną sobie muzykę popularną, wplata elementy ludowe, głównie góralszczyznę. W przypadku Goorala to ciężkawa elektronika połączona z - na przykład - głosami baców.

A reszta ekipy?

- Z Justyną Łagowską zadzierzgnęliśmy współpracę przy okazji "Alicji" w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. To jedna z najwybitniejszych polskich scenografek i bardzo się cieszę, że możemy razem pracować. Choreografią zajmuje się Maćko Prusak, który przejął robotę od Cezarego Tomaszewskiego. Cezary zaczął z nami, reżyserując w tym samym czasie "Żołnierza królowej Madagaskaru" w Kaliszu i okazało się, że komunikacja kolejowa między dwoma dużymi miastami Wielkopolski uniemożliwiła nam współpracę. Maćko świetnie wyciągnął to, co zaczął Cezary i zaproponował swoje rzeczy. Kostiumy projektuje Julia Kosmynka, z którą pierwszy raz pracowałem, kiedy reżyserowałem "Vatzlava" Sławomira Mrożka w Teatrze Nowym w Łodzi.

A w roli dramaturga debiutuje dr Piotr Morawski, badacz kulturowej historii widowisk z Instytutu Kultury Polskiej UW.

- Bo jak wiadomo Teatr Polski w Poznaniu jest świetnym miejscem na debiuty dramaturgiczne. Piotr jest znawcą teatru Oświecenia, prowadzi o nim wykłady. Kiedy zaproponowałem mu współpracę, zareagował entuzjastycznie, co udzieliło się nam wszystkim.

Także aktorom?

- Oczywiście, bo to są w ogóle entuzjaści teatru, wyśmienici artyści, których talenty były niestety przez ostatnie sezony ukrywane przed Polską, ale liczę, że to się wkrótce zmieni. Wszyscy są zaangażowani na sto procent i cholernie pracowici. Spektakl będzie wspólnym głosem całego zespołu.

"Krakowiacy i Górale" mają otworzyć nowy rozdział w historii Teatru Polskiego w Poznaniu. Czujesz w związku z tym większą presję niż zwykle?

- Gdybyśmy pracowali myśląc: "Boże! Boże! Pierwsza premiera nowej dyrekcji!" to byśmy się zabili. Tymczasem nikt się nie zabił, próby trwają i mam nadzieję, że uda nam się "Krakowiakami i Góralami" rozbroić konflikt zanim ogarnie ulice.

Nie za późno na to? Ja już dostałem różańcem po twarzy.

- Ja jeszcze nie.

***

Michał Kmiecik (ur. 1992) jest dramatopisarzem, dramaturgiem i reżyserem teatralnym. W roku 2011, mając 19 lat, wygrał - organizowany przez Teatr Polski w Poznaniu - konkurs "Metafory Rzeczywistości". Od tego czasu jego teksty wygrały kilka innych konkursów, jeden ("Wesele") był półfinalistą IV edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Reżysersko debiutował w 2012 roku spektaklem "Kto zabił Alonę Iwanowną?" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Następnie reżyserował kolejno w Teatrze Polskim we Wrocławiu, Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu i Teatrze Nowym w Łodzi. Jako dramaturg współpracuje w Marcinem Liberem, Remigiuszem Brzykiem i ostatnio Justyną Łagowską. Od stycznia 2015 roku jest etatowym dramaturgiem Teatru Nowego w Łodzi. Obecnie w Teatrze Polskim w Poznaniu reżyseruje "Krakowiaków i Górali" Wojciecha Bogusławskiego (premiera 19 grudnia).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji