Miłość i pieniądze - nic wspólnego
Jeśli ktoś jeszcze myśli, że miłość to sprawa duchowa, a pieniądze to rzecz materialna, to całkiem prawdopodobne, że po tym spektaklu jego idealizm pęknie jak bańka mydlana. Teatr Lubuski proponuje w sobotę premierę "Kazimierza i Karoliny" z 1932 roku, reżyseruje Wojtek Klemm.
Kazimierz jest przegrany. Zostaje bez pracy, odchodzi jego Karolina. Nie myli się mocno sądząc, że ukochana odrzuci go po utracie posady. Ostatnie podrygi związku tych dwojga mają miejsce podczas Oktoberfest w latach 30., gdy święto ma w niemieckiej kulturze jeszcze większą rangę niż dziś. To tam, w atmosferze festynowego zgiełku, w tłumie ludzi przeróżnych, arystokratów i bogaczy, rozpadnie się wielka miłość.
Karolina rozpoczyna podłą grę. Najpierw uwodzi młodego krawca, któremu wiedzie się lepiej niż świetnie, później romansuje z bogatym fabrykantem. Nie ma nadziei, by skleić związek z byłym kierowcą Kazimierzem. - To opowieść o wielkiej miłości, która prawdopodobnie nigdy się nie odbędzie. Historia złamanych serc. Rzecz o tym, jak ekonomia przygniata wszelkie uczucia. Jak trudno jest oddychać, kiedy nie ma się za co oddychać. Słynne zdanie z Listu do Koryntian, że ze wszystkich trzech cnót "wiara, nadzieja i miłość" największa jest miłość, coraz trudniej uzasadnić - opowiada reżyser "Kazimierza i Karoliny", Wojtek Klemm.
"Kazimierza i Karolinę" napisał w 1932 r. austriacki dramatopisarz Ódón von Horvath, uznany w swoich czasach za gorzkiego, cynicznego, drastycznego wręcz autora. O jego sztuki nie biły się ówczesne teatry. Widzowie wychodzili z napisanych przez niego spektakli obrażeni. Michał Pabian i Przemysław Grzesiński z Teatru Lubuskiego dotarli do wywiadu z Horvathem, udzielonego w 1932 r. - (...) pomija się przy tym zupełnie, że mój jedyny cel to ukazanie świata takim, jakim on niestety jest. Awersja części publiczności może wynikać z tego, że właśnie ta część rozpoznaje się na scenie. Bo oczywiście istnieją ludzie, którzy nie potrafią śmiać się z samych siebie (...) - mówił.
Całość brzmi dość boleśnie. Nie wyklucza to jednak, że po "Kazimierzu i Karolinie" szeroko się uśmiechniemy. - Bo tak naprawdę to jest... komedia. Tak, komedia zawirowań i pomyłek w kluczowej scenie mężczyzna mówi: gdybym chociaż miał pieniądze. A ona, która spodziewa się tylko pocałunku, powie: wiesz co, nie bądź już taki nudny. Lubię u Horvatha właśnie to, że jego bohaterowie w odpowiednim momencie hamują - opowiada Klemm.