W Lohengrinie najważniejsza jest muzyka
W Operze Poznańskiej trwają przygotowania do kolejnej premiery, która odbędzie się w najbliższą niedzielę, 17 grudnia br. Tym razem będzie to "Lohengrin" Ryszarda Wagnera. Z tej okazji rozmawiamy z realizatorami spektaklu: reżyserem Erichem Witte oraz kierownikiem muzycznym Rolandem Wambeckiem.
Jak doszło do podjęcia się przez panów realizacji "Lohengrina" w Operze Poznańskiej?
Erich Witte: - Z taka inicjatywą wystąpiła dyrekcja Opery Poznańskiej, która zwróciła się w tej sprawie do Państwowej Opery w Berlinie. W NRD dzieło to przygotowywałem już kilkakrotnie. Tym razem zaproponowałem do współpracy dyrygenta Rolanda Wambecka oraz scenografa Wolfa Hochheima. Znamy się od dawna - wielokrotnie razem pracowaliśmy na Festiwalach Wagnerowskich w Dessau.
Czy "Lohengrin" jest pierwszą wspólną realizacją panów w Polsce?
Roland Wambeck: - Tak, jakkolwiek każdy z nas był już w Polsce. Ja na przykład dyrygowałem w Kielcach.
E. Witte: - Moje związki z Polską są dwojakiej natury. W Teatrze Wielkim w Warszawie była prezentowana przygotowana przeze mnie realizacja sceniczna "Tristana i Izoldy" Ryszarda Wagnera przy okazji gościnnych występów Państwowej Opery z Berlina. Z Polską jestem związany osobiście. Urodziłem się w Grudziądzu. Obecnie miałem okazję odwiedzić rodzinne miasto. Wolf Hochheim natomiast projektował scenografię do dwu powojennych inscenizacji w Operze Poznańskiej: do "Turandot" Giacomo Pucciniego oraz do "Holendra Tułacza" Ryszarda Wagnera.
"Lohengrin" na scenie Opery Poznańskiej był przed wojną wystawiony dwukrotnie: w roku 1923 pod kierownictwem muzycznym Piotra Stermicza-Valerocciaty i w roku 1936 pod dyrekcją Zygmunta Latoszewskiego. Jaka będzie obecna realizacja?
E. Witte: - Często śpiewałem podczas Festiwali Wagnerowskich w Bayreuth. Miałem szczęście pracować tam z Wielandem Wagnerem. Znam tradycję inscenizacji dzieł Wagnera. Najważniejszą sprawą w spektaklu jest muzyka. W inscenizacji podejmuję tylko takie działania, które są zgodne z muzyką i jej nie przeszkadzają. Nie będzie to zatem przedstawienie realistyczno-naturalistyczne.
Czy zobaczymy łabędzia?
E. Witte: - Naturalnie, lecz będzie to łabędź stylizowany. Dla mnie inscenizacja "Lohengrina" bez łabędzia nie ma racji bytu.
A muzyczna strona spektaklu?
R. " Wambeck: - Przyjęliśmy propozycje obsadowe dyrekcji Opery Poznańskiej. Zastosowaliśmy nieliczne skróty, zgodne z dotychczasową tradycją wystawiania tej opery. Generalnie mogę powiedzieć, iż staram się być w dyrygowaniu wierny partyturze Wagnera. Zachowam zatem patos, nie popadając jednak w przesadę. Mam bowiem świadomość tego, czego oczekuje publiczność naszych czasów. W pracy ze śpiewakami najwięcej uwagi przywiązuję do stylu śpiewania wagnerowskiego, jakże odmiennego przecież od kantyleny oper włoskich Verdiego czy Pucciniego.
Jak układa się panom współpraca z zespołem Opery Poznańskiej?
- Na to pytanie możemy odpowiedzieć jednomyślnie. Rozumiemy się bardzo dobrze. Jesteśmy w pełni podziwu dla aktywności wszystkich członków zespołu Opery Poznańskiej: solistów, chóru, orkiestry a także poszczególnych pracowni. Jeśli powstają jakieś trudności organizacyjne, dyrekcja natychmiast je usuwa zgodnie z naszymi sugestiami. Musieliśmy się przyzwyczaić do innego stylu pracy niż u nas. Teatrów operowych, które dysponują wszystkimi atutami do wystawienia "Lohengrina" jest niewiele. Należy do nich również Opera Poznańska.
Dziękujemy za rozmowę.