Zawistowskiego podróż do końca... (fragm.)
Dwudniowa wyprawa do innego miasta nie pozwala wprawdzie na wiele, ale zawsze równa się dwóm wieczorom, które można spędzić w teatrze... Podczas kiedy wytworne szczecińskie hotele dla pijanych w siwy dym Duńczyków zabawiają "żywą orkiestrą żeńską"... kara, kara, tara, riki, tiki, tak... na dużych scenach "Współczesnego" i "Polskiego" dwie premiery - dwóch polskich sztuk współczesnych. Autorzy więc wciąż żywi, a stare teatralne polskie przysłowie poucza wszak: dobry autor - martwy autor, każdy zaś normalny reżyser co wieczór w swym paciorku dodaje: Panie, chroń mnie przed autorami...
Szczeciński Teatr Polski nadto, w osobie swego dyrektora, Adama Opatowicza, okazał się być tak nieostrożny, że postanowił cały sezon, sezon na dodatek jubileuszowy, pięćdziesiąty, oddać polskiej dramaturgii współczesnej... I, o dziwo, teatr stoi i miewa się całkiem niezgorzej.
We "Współczesnym" prapremiera "Młodej śmierci" Grzegorza Nawrockiego. Autor, rocznik 1949, reportażysta, znany niektórym z tekstów w paryskiej "Kulturze", czy "Zeszytach Literackich", podpisywanych swego czasu pseudonimem Marcin Step, debiutuje "Młodą śmiercią" na scenie (...)
W "Polskim" "Podróż do krańca mapy" Władysława Zawistowskiego, rocznik 54, gdańszczanina, znanego nam z kilku co najmniej scenicznych realizacji jego dramatów, także w Gdańsku, "Wieloryb", "Wysocki", "Stąd do Ameryki", "Farsa z ograniczoną odpowiedzialnością", pisarz, poeta. Zawistowski wyruszając w "Podróż do krańca mapy", wybiera się w dziedzinę powiastki filozoficznej. Jego podróż dzieje się poza czasem i poza przestrzenią lub jak kto woli w każdym czasie i miejscu. Jego podróż jest niewątpliwie podróżą symboliczną, której zdarzenia-i postaci podporządkowane zostały znaczeniom wielkiego kręgu naszej kultury i cywilizacji, tak samo jak jest podróżą w głąb siebie. Jego bohaterowie, wędrując do krańca mapy, odbywają rozmaite podróże: poza granicę racjonalnie poznawanego świata, w poszukiwanie innych nieprzewidywalnych światów, poza cywilizację, poza siebie samych, w poszukiwaniu transcendentu. Idą i giną w drodze. Niektórzy nigdy nie dojdą do kresu mapy, a może ich mapy kończą się w innym miejscu? U Zawistowskiego jedynym, co przetrwa poza kresem mapy jest miłość, miłość, ale także śmierć, miłość a więc wiara w przedłużenie gatunku, śmierć a więc odrodzenie. Język, którym pisze, język lekko archaizujący, prowadzi nas w stronę oświeceniowej powiastki i jest to sygnał odczytania, ale i "zmyłka", kierująca na manowce poszukiwania literackich antenatów. Sam tekst powstał w latach osiemdziesiątych, wydany został nawet drukiem, ale w przeciwieństwie do innych dramatów Zawistowskiego nie znajdował przeniesienia na scenę. I oto para: Ryszard Major (reżyseria), Jan Banucha (scenografia) biorą się za Zawistowskiego. Przyznam, że dawno nie widziałam tak jednorodnej realizacji scenicznej, jakby jeden duch wstąpił we wszystkich, którzy pracowali nad "Podróżą..." jakby pytania: co jest tam, gdzie nas nie ma?, dokąd?, jak?, po co? nie znajdowały się obecnie tak naprawdę na marginesie zainteresowań sztuki, uciekającej w dziedziny rzeczy małych, ale ważnych, spraw dziwnych i pięknych, jakby nie znajdowały się na liście pytań wstydliwych, których się nie zadaje.
Major wiedzie bohaterów Zawistowskiego przez umowną "mapę" scenografii Banuchy, scenografii - idei, zbudowanej czernią sceny, atakowanej znakomicie zrealizowanymi światłami, gdzie na pochylonej w stronę widza podłodze niepoprawni marzyciele nie dają zawrócić się z drogi. Dziesięć pierwszoplanowych ról męskich, to też coś mówi o kondycji "Polskiego", w tym co najmniej dwie wybitne: Jacka Piotrowskiego (Ojciec Owsiany) i Sławomira Kołakowskiego (Pietrek) i dwie mocno przykuwające uwagę: Andrzeja Mrożewskiego (Mistrz Vanitus) i Aleksandra Gierczaka (Profesor geografii). Muzyka Janusza Stalmierskiego, którego nazwisko jeszcze nieraz usłyszymy, dodatkowo buduje elementy napięcia dramaturgicznego, rytmizuje i puentuje... Choć jest w szczecińskiej "Podróży do krańca mapy" jedna scena, której jakby nie podołał inscenizator, z którą nie dość zwycięsko zmierzył się autor. Scena, w której wyprawa napotyka kobiety... Ale do tego wszak zawsze można się przyczepić...