Artykuły

Olivier Frljić - bałkański łącznik

"Życzę wam szariatu zamiast konkordatu. I żeby wszyscy wasi synowie byli obrzezani, a każdy pisarz był Grossem" - usłyszała przed tygodniem publiczność spektaklu Olivera Frljicia "Nie-boska. Wyznanie" w krakowskim Teatrze Pop-Up - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.

To był epilog do odwołanej dwa lata temu premiery w Starym Teatrze. A w ostatni weekend Frljić przyjechał z Krakowa do Warszawy z innym spektaklem: "Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny", pokazywanym wcześniej na wrocławskim Dialogu. Wcześniej "Aleksandra Zec" otwierała Festiwal Prapremier w Bydgoszczy. W tym roku teatralna jesień w Polsce należy do Frljicia. Kim jest bałkański prowokator, który poszedł na wojnę z Janem Klatą?

W 2013 r. Frljić przygotowywał w Starym "Nie-boską komedię. Szczątki" według Krasińskiego, inspirowaną spektaklem Konrada Swinarskiego z 1965 r. Chciał zająć się antysemityzmem w polskiej kulturze. Gdy widzowie z prawicowych środowisk przerwali spektakl "Do Damaszku" dyrektora Klaty, rozpętała się nagonka na teatr wspierana przez lokalne media. I to Frljić stał się jej głównym celem. W końcu Klata odwołał jego premierę: ze względów bezpieczeństwa, jak mówił. Później zmienił zdanie, opowiadając, że Frljić zamiast spektaklu robił "serię hucpiarskich scenek na dowolny temat".

39-letni reżyser urodzony w Bośni, kierujący teatrem w Chorwacji, a regularnie pracujący też w Serbii i Słowenii uczynił konflikt swoim podstawowym tematem i narzędziem.

Emocjonalny szantaż

"Przeklęty niech będzie zdrajca swej ojczyzny" premierę miał w 2010 r. w Lublanie. Tytuł to ostatni wers hymnu Jugosławii, a aktorzy z Teatru Mladinsko wspominają, w jaki sposób i w jakim momencie życia przeżyli śmierć marszałka Tito. Wcześniej w wystawionym w Serbii "Tchórzostwie" Frljić pytał o wspomnienia o NATO-wskich bombardowaniach z 1999 r. Podczas tego spektaklu po raz pierwszy wyczytano publicznie ze sceny nazwiska wszystkich ofiar masakry w Srebrenicy.

Ale Frljić nie wierzy, że w teatrze można odegrać reportaż, albo, jak w "Antygonie", wyłożyć racje kata i ofiary. Co nie oznacza, że nie ma u niego katów i ofiar. Belgradzki "Zoran Dzindzić" mówił o niezamkniętej do dziś sprawie zabójstwa premiera Serbii. W Zagrzebiu Frljić zrobił spektakl o 12-letniej Serbce zamordowanej w 1991 r. przez Chorwatów. Dlaczego nie o chorwackich dzieciach zabijanych przez Serbów? - pytają aktorzy na początku spektaklu, by później odtworzyć historię zabójstwa.

"Aleksandra Zec" jest przeładowana sentymentalnym kiczem, patosem. Spotkanie dziewczynki z rodzicami Frlijć stylizuje na Ostatnią Wieczerzę; Aleksandra wie, co się z nią stanie, wszyscy rozmawiają w czasie przyszłym. Słychać na przemian Mozarta i Preisnera, a spod sufitu zjeżdżają zdjęcia z miejsca zbrodni. W ostatniej scenie przysypana ziemią aktorka grająca Aleksandrę rozmawia z dzisiejszymi 12-latkami z Serbii i Chorwacji. Frljić posuwa się do emocjonalnego szantażu, manipuluje emocjami - i każe widzom zdawać sobie z tego sprawę.

Bałkańskie tęsknoty

- Dzisiaj większość państw jugostrefy widzi siebie jako ofiarę wojny. Jest to pozycja wyjątkowo wygodna - tłumaczy Goran Injac, współpracownik reżysera. Z drugiej strony, nostalgia za Jugosławią nie jest tam niczym niezwykłym. Nie jest to tylko moda - jak np. na PRL-owskie wzornictwo - ale tęsknota do utopijnych wartości. I przynależenia do obszaru kulturowego odrębnego i od Zachodu, i od demoludów.

Frljić szuka w postjugosłowiańskiej pamięci pęknięć i trudnych miejsc. Jego ostatni spektakl poświęcony jest Ljubišy Risticiowi, który od lat 70. sławił w teatrze jedność i różnorodność socjalistycznej Jugosławii. W latach 90. został liderem wspierającej prezydenta Serbii Slobodana Miloszevicia partii Jugosłowiańska Lewica. Ristić mieszka w Belgradzie, gdzie na najważniejszym bałkańskim festiwalu Bitef odbyła się premiera (w ciągu następnego miesiąca spektakl stał się medialną sensacją). Przedstawienie obywa się właściwie bez tekstu; to głównie przerysowane obrazy, taneczne cytaty z przedstawień w kampowej stylistyce rodem z lat 80.

Bo nie ma czegoś takiego jak "styl" Frljicia. Jest strategia - żonglowanie estetykami, ślizganie się na granicy prowokacji i ironii. A przede wszystkim - jego teatr to pole konfrontacji z widzem i opinią publiczną. Jak pokazała sytuacja z Krakowa, nie potrzeba do niej nawet skończonego przedstawienia.

Żyd z rogami

Oburzeni krakowską "Nie-boską komedią" widzieli w niej - na podstawie publikowanych w prasie przecieków z prób - kicz, banał czy ideologiczne zacietrzewienie. Pytano: jak można z wybitnego reżysera robić antysemitę?

O możliwość realizacji Krasińskiego Swinarski walczył przez 10 lat. W popremierowych recenzjach dominował zachwyt nad estetyczną stroną spektaklu. Jak zwraca uwagę dr Agata Adamiecka z Instytutu Teatralnego, przesłoniła ona aktualny, bolesny wydźwięk tamtej "Nie-boskiej". Kilka lat przed antysemicką nagonką Marca widzowie oglądali u czołowego polskiego reżysera Żydów z diabelskimi rogami. "Bardzo to ryzykowna transformacja" - podsumowywał Żydów z rogami Jan Kott, sugerując, by wątek żydowskiego spisku czytać jako polityczną aluzję do ówczesnej polityki PRL.

Powrót do Krakowa

Jesienią 2015 r. dramaturdzy krakowskiego spektaklu Frljicia - Goran Injac, Agnieszka Jakimiak, Joanna Wichowska - wchodzą we własną historię sprzed dwóch lat. Nowo zatrudnieni przez Frljicia do "Nie-boskiej komedii. Wyznania" aktorzy - Dominika Biernat, Romuald Krężel, Jan Sobolewski - pytają ich o to, dlaczego spektakl nie doszedł do skutku. Ci urządzają coś między spowiedzią a konferencją prasową. Wywlekają brudy. Injac wspomina, jak podczas gabinetowej połajanki Klata kazał mu wstać z fotela i znaleźć sobie najmniejsze krzesło w gabinecie - bo taka jest jego pozycja i znaczenie. Jakimiak opowiada o tym, jak dostała zakaz wchodzenia do Starego Teatru. Wichowska - o braku solidarności środowiska. Są w tym odsłonięte emocje, ale i prowokacja - ckliwe wyznania ślizgają się na granicy żenady.

- Na tle waszej traumy pogrom kielecki to małe piwo - rzuca drwiąco ktoś z widowni.

W kolejne scenie aktorzy zadają publiczności pytania, biegając z mikrofonem. "Robimy demokrację" - mówią ironicznie. Czy Klata słusznie zrobił, odwołując premierę? Co to jest "interes teatru", czyj to tak naprawdę interes? Jaki jest właściwy sposób mówienia o antysemityzmie w sztuce? Mało kto odpowiada, mikrofon wędruje coraz szybciej, z pytania na pytanie jest coraz mniej czasu na odpowiedź. Spektakl przemienia się w parodię publicznej debaty. Ale czy sama debata, pełna krzyczących tytułów i efektownych skrótów myślowych, nie zmienia się we własną parodię?

Nienawidzę prawdy

"Oświadczenie" reżysera na początku spektaklu to oskarżycielski monolog. "Uważacie się za niewinne ofiary rosyjskich i niemieckich inwazji, komunizmu i faszyzmu, a sami znęcaliście się nad ukraińskimi chłopami, mordowaliście Żydów, wypędzaliście wszystkich nie-Polaków z tego kraju. Teraz bronicie się przed uchodźcami, którzy nawet nie chcą tu przyjeżdżać, do tego brudnego wschodnioeuropejskiego błota pełnego aspiracji" - itd. Czy tak przerysowane "obrażanie narodu polskiego" to znów autoparodia? A może wszystkim, którzy spodziewali się straszliwej prowokacji, Frljić mówi: macie, co chcieliście? Dostaje się wszystkim. Nowa polska lewica? "W knajpach popija prosecco, a rzeczywistość zna tylko z ekranu swojego MacBooka".

W finale aktorzy dzwonią ze sceny do Klaty, z pytaniem: "Dlaczego cię tu nie ma?". Dyrektor odbiera. Z przyłożonej do mikrofonu słuchawki rozlega się głuche, zmęczone westchnienie.

Na czym według Frljicia polega "krytyczny teatr"? Na świadomości własnych sztuczek i pokazywaniu wewnętrznych konfliktów. W finale "Przeklętego..." rozbrzmiewa rzewna pacyfistyczna pieśń; aktorzy grają na instrumentach dętych, wzruszają i porywają. Ledwo skończą, czar pryska - odtwarzają dyskusję o tym, jak jedna z nich - Draga Potoenjak - chciała złożyć rolę, bo w pierwszym nagraniu pieśni o pokoju brała udział żona serbskiego zbrodniarza wojennego. Główne założenie Frljicia brzmi, jak się zdaje, "teatr zawsze kłamie". A dopiero wobec tego kłamstwa, w konflikcie z widzem może budować się jego przekaz. Jedno z jego przedstawień nosiło tytuł "Nienawidzę prawdy!".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji