Artykuły

Rytuał krzykiem o wolność. Ingmar Bergman na scenie

- Od wczoraj czuję jakiś taki nieokreślony lęk. Nie wiem albo się upiję, albo się rozpłaczę! - takie słowa padną ze sceny podczas światowej premiery scenicznej adaptacji "Rytuału" Ingmara Bergmana. Rozmowa z Iwoną Kempą, dyrektorką Małopolskiego Ogrodu Sztuki, reżyserką spektaklu "Rytuał".

Gabriela Cagiel: Skąd ta fascynacja Ingmarem Bergmanem?

Iwona Kempa: Bergman zalazł mi za skórę dawno temu, chyba jeszcze w trakcie studiów, i od tego czasu nie opuszcza mojej wyobraźni, mojej głowy, moich przekonań. Po "Rozmowach poufnych" myślałam o kolejnej realizacji. Pierwotnie miały to być "Szepty i krzyki", ale z powodu różnych zawirowań aktorskich musiałam zmienić tytuł. Zaczęłam szperać w dziełach Bergmana, których do tej pory nie znałam. I tak natrafiłam na "Rytuał", który zobaczyłam po raz pierwszy w czerwcu. Zachwyciłam się nim, a zarazem byłam zła na samą siebie, że odkryłam go tak późno. Intryguje jego forma i temat, ale też coś nie pasuje.

Co nie pasuje?

- Bardzo ostry konflikt rozgrywa się na płaszczyźnie artysta i władza, którą reprezentuje postać sędziego. Szerzej można powiedzieć, że to konflikt artysta - społeczeństwo albo artysta - normy społeczne, obyczajowe, prawne. "Rytuał" jest serią przesłuchań, a artyści zostają oskarżeni o to, że ich sztuka (jej nigdy nie poznajemy) przekroczyła prawo.

Czyli oskarżenie właściwie nie wiadomo o co.

- Z wypowiedzi sędziego słyszymy, że dopuścili się czegoś złego. Czego? Nie wiadomo. Proces wykracza poza ramy, a przesłuchania dotyczą całego ich życia, tak jakby problemem była figura, postać artysty.

Że istnieje?

- Że żyje inaczej niż pozostała część społeczeństwa, że zmienia reguły i przekracza granice.

Bo człowiek powinien być skrojony na wzór modelu?

- Trochę tak. Przesłuchiwani artyści nie potrafią w jasny i prosty sposób odpowiedzieć na pytania, które wydawałyby się banalne. Wszystkie ich odpowiedzi są niejasne i budzą niepokój. Dochodzi do tego, że nawet odpowiedź na pytanie o dane osobowe czy wiek jest mało konkretna. Jawi się tutaj figura artysty jako człowieka niedefiniowalnego. Ci, którzy przywykli do formowania człowieka i zamykania go w prostych pytaniach i odpowiedziach, czują się zaniepokojeni i natychmiast upatrują w artyście figury, która im zagraża.

A jak żyją ci, których się oskarża?

- Bergman nie byłby sobą, gdyby nie wniknął w ich dusze, bo przecież lubi przypatrywać się swoim bohaterom w prywatnych relacjach. Okazuje się, że to są ludzie bardzo pokaleczeni wewnętrznie, którzy sami dla siebie tworzą świat nie do zniesienia.

Światowa sceniczna prapremiera powstaje na podstawie scenariusza filmowego. Czy tu zachodzą jakieś zmiany?

- Przepisy Fundacji Bergmana są bardzo rygorystyczne i nie pozwalają na dokonywanie adaptacji, dlatego na podstawie listy dialogowej spisano scenariusz. Adaptacją nazywam zamianę języka - filmowego na teatralny.

Czy obecna atmosfera wokół teatru i wolności sztuki powoduje, że tekst staje się pani bliższy?

- Kiedy zaczynaliśmy pracę nad tym tekstem, nie miałam pojęcia, że ten temat stanie się tak gorący. Temat prowokuje do zadawania sobie pytań o wolność, granice wolności i odpowiedzialność. Te pytania nieustannie towarzyszą mi podczas pracy w teatrze. Mam taką wewnętrzną teatralną przysięgę Hipokratesa: po pierwsze nie krzywdzić, a rozumiem to bardzo szeroko, bo i nie krzywdzić aktorów, którzy są dla mnie pełnoprawnymi partnerami, ale też nie krzywdzić widza. Nie krzywdzić nie znaczy nie prowokować do myślenia.

Czy istnieje jakieś uzasadnienie dla cenzury?

- To po prostu bardzo groźne. Bergman tym filmem chciał wyrazić swój protest przeciwko ingerowaniu władzy w jego życie prywatne i prace. Rzeczywiście, ten utwór jest krzykiem protestu artysty i krzykiem o wolność.

Jaka jest koncepcja realizatorska? Scenografia, muzyka?

- Bardzo chciałam, żeby przestrzeń była nieludzka - sterylna, zimna i wypreparowana. Dlatego celowo zapakowałam Scenę Miniatury Teatru im. Juliusza Słowackiego biało-szarą materią. Chciałam, żeby jedynymi żywymi, kolorowymi punktami w tej przestrzeni byli ludzie. Muzykę do spektaklu przygotowuje Piotr Madej, czyli Patrick The Pan.

Reżyseria: Iwona Kempa. Scenografia: Anna Sekuła, Iwona Kempa. Kostiumy: Anna Sekuła. Muzyka: Piotr Madej (Patrick The Pan). Multimedia: Grzegorz Mart. Realizacja światła: Jarosław Prusicki, Marek Jaśko. Realizacja dźwięku: Piotr Madej, Daniel Seidler. Występują: Katarzyna Zawiślak-Dolny (Thea), Marcin Kuźmiński (Hans), Sławomir Maciejewski (Sędzia) i Grzegorz Mielczarek (Sebastian).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji