Artykuły

Pijmy i kpijmy

IRENEUSZ IREDYŃSKI jest zna­ny śledzącym twórczość naszych młodych pisarzy, jako autor inte­resujących wierszy, widowisk te­lewizyjnych i powieści. Sztukę na­pisał po raz pierwszy. Napisał ją bynajmniej nie na ulubiony przez młode pokolenie pisarzy sposób a la Jonesco, nie przyrządzał jej a la Witkacy, czy Gombrowicz. Przeciw­nie, zbudował ją zgodnie z prawami przepisanymi przez Boileau z podzia­łem na akty, jednością miejsca - na sposób realistyczny. Ludzie, któ­rych nam ukazuje to ludzie z praw­dziwego zdarzenia. Ale z jakże smutnego. Życie upływa im na leżeniu na tapczanach, popijaniu wody sodo­wej (wprost z syfonu) po pijaństwie lub przed pijaństwem, wysłuchiwa­niu monotonnej muzyki z płyty i na rozmowach, z których nie można się dowiedzieć nic nowego.

Dwie naczelne sceny sztuki to w akcie I i III gadaniny pijaka, który stwierdza głęboką prawdę filozoficz­ną, że "życie jest średnie", reszta to sprawy pomiędzy parą małżeńską wzajemnie tolerującą swe "skoki" na bok.

Ale rzecz szczególna, w tym morzu beznadziejności jest parę zadatków na dobrą, zajmującą pod względem psychologicznym sztukę. Przede wszystkim postać Bogdana "porucz­nika Powstania Warszawskiego", który żyje nieustannie wspomnieniami owych jedynych chwil, kiedy był w życiu "kimś", a nie tak jak teraz tylko pijakiem, wyłudzającym od szwagra pieniądze na wódę.

Postać ta zresztą bardzo trafnie grana przez Jana Matyjaszkiewicza zasługuje na to, by stać się ośrod­kiem zainteresowania autora. Tymczasem "rozłazi się" w jałowym ga­daniu i zapowiedzi nie spełnia.

Autor w pewnym momencie zao­strza też ciekawość widza, rzucając sensacyjną zapowiedź akcji, będącej obrachunkiem z okresu okupacji, ale i ta nabita broń nie wystrzela, bo wszystko okazuje się jakimś kosz­marnym pijackim "kawałem". Boha­terowie sztuki kpią sobie z siebie nawzajem. Autor kpi wyraźnie i z Bohaterów i z widzów. Gdyby to ro­bił dowcipnie, wybaczylibyśmy mu na pewno...

Z tego tworzywa miał ulepić mło­dy, inteligentny reżyser Jan Bratkowski interesujące widowisko. Zro­bił, co mógł. Dobrał świetnych wy­konawców do wszystkich czterech ról sztuki: małżeństwo grane jest przez Jerzego Duszyńskiego i znako­mitą Hannę Skarżankę, o odtwórcy Bogdana była już mowa. Postaci Marty, ślicznej dziewczyny w pierw­szym stadium marnowania swego ży­cia odpowiadała dobrze interpretacja Ewy Radzikowskiej. Starał się też młody reżyser uwypuklić te dwa trafne i twórcze momenty sztuki, o których wspominałam. Cóż, kiedy autor nie dał mu do ręki atutów do rozwiązania sprawy równie interesu­jąco. Szkoda. Błędem Iredyńskiego i to błędem, który pociągnął za sobą wszystkie wady sztuki było być może to, że wybrał na bohaterów ludzi najmniej interesującego środowiska: bęcwałów, pozujących na głębię, pijaków, chwalących się owym nałogiem, ludzi, którzy wyzwolili się tak dalece z przesądów obyczajowych, że wraz z tym zagubili jakąkolwiek treść życia. Prawda, chciał na nich napisać sa­tyrę. Ale oni to zwyciężyli jego słu­szne intencje. Inteligentne i twórcze zadatki, tkwiące w sztuce Iredyń­skiego zostały zaledwie zaznaczone. A może by tak młody autor zapo­znał się z innym środowiskiem i o nim napisał sztukę? Miałby niewąt­pliwie większe szanse do zwycięstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji