Artykuły

Reżyser musi się zderzyć z pracodawcą i przekonać zespół

- Dziwi mnie, że w Krakowie, gdzie często szuka się reżyserów albo reżyserują nawet przypadkowe osoby, nie wypracowano czegoś na kształt konkursu dla młodego twórcy. Rozmowa z prof. Ewą Kutryś, rektorem PWST im. Ludwika Solskiego w Krakowie.

Niedzielny wieczór przyniósł wyniki konkursu odbywającego się w ramach 5. Forum Młodej Reżyserii w krakowskiej PWST. Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w wysokości 15 tys. zł zdobył Jędrzej Piaskowski z Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie za przedstawienie "VERSUS" w Teatrze Nowym w Poznaniu. Piaskowskiemu przyznano też ustanowioną w tym roku nagrodę dyrektora artystycznego TR Warszawa - DEBIUT w TR, w ramach której otrzymał on propozycję reżyserowania spektaklu w TR Warszawa w kolejnym sezonie.

W gronie wyróżnionych znaleźli się również: Patrycja Kowańska za spektakl "Mewa. 5 sekund z Czechowa", Michał Salwiński za "Minimum" oraz Agata Dyczko za "Mały ma dziewczynę", a Stowarzyszenie Autorów ZAiKS przyznało dwie nagrody po 5 tys. zł - Tomaszowi Cyzowi za "Trzy siostry" oraz Laurze Sonik za "Calineczkę".

Gabriela Cagiel: Jak dzisiaj debiutuje się w reżyserii?

Prof. Ewa Kutryś: Możliwości debiutów reżyserskich są utrudnione, a zaproszenia od teatrów opierają się zwykle na prywatnych rekomendacjach. Jednym z narzędzi, które ma dać szansę zaistnienia młodym twórcom, jest Forum Młodej Reżyserii oparte na zasadach konkursowych.

Na Forum Młodej Reżyserii spotykają się studenci, profesorzy i dyrektorzy teatrów.

- Zależało nam na tym, żeby dać młodym praktyczny sposób dotykania, uczenia się teatru. To, że na zajęciach czytamy tekst albo że od czasu do czasu robimy korekty prób, to nie jest to samo. Dotknąć teatru - to znaczy dotknąć go w pełnym wymiarze. Sprawdzianem w tym wymiarze jest komunikat artystyczny, który reżyser wypracowuje z aktorami. Sprawdzianem jest kontakt z publicznością, tym trzecim, niezbywalnym elementem teatru. Widownia to publiczność, którą dopiero poznajemy, widownia to jest również dyrektor teatru, który powie: "Panie, co pan zrobił z tym Fantazym?". Ale widownia to też inni pedagodzy, którzy podważą sposób nauczania kolegów. Klincz tych wszystkich oczekiwań może dopiero reżysera nauczyć, że można coś czytać na bardzo wiele sposób, bo odbiór jest subiektywny. A jeśli komunikat artystyczny jest dla publiczności niejasny, trzeba się zastanowić, czy to, co robię, robię dobrze.

Odżegnujecie się od festiwali.

- To prawda. Bez względu na to, jak jesteśmy biednym czy bogatym krajem, to uważam, że mamy przesyt festiwali. Z kolei konkurs jest regułą otwartą, dającą szanse młodym artystom. Stąd pojawiła się idea Forum Młodej Reżyserii. Gdy pięć lat temu powoływaliśmy je wraz z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zauważono, że studenci reżyserii to jedyna grupa kształconych studentów w szkołach artystycznych, która nie ma żadnego narzędzia, by się promować. Dość powiedzieć, że ta najmniej liczna grupa kształconych w Polsce specjalistów w zawodzie artystycznym często nie ma gdzie przygotowywać swoich spektakli. Na studentów wydziałów aktorskich szkoła ma pieniądze, na studentów reżyserii już nie. Student reżyserii musi więc sam sobie znaleźć miejsce na debiut. Próbowaliśmy to zmienić, ale jak dotychczas się nie udało. Musiałyby się znaleźć fundusze na cztery dodatkowe przedstawienia.

Sama studiowała pani reżyserię, wcześniej była pani też m.in. dziekanem Wydziału Reżyserii. Jak kiedyś wyglądała sytuacja studentów reżyserii?

- Zdecydowanie inaczej. Być może dlatego, że sama się starzeję, wspominam to z sentymentem. Gdy w 1973 roku reaktywowano Wydział Reżyserii w krakowskiej PWST, zapewniano jego słuchaczom możliwość debiutu. Tak to zorganizował ówczesny rektor prof. Jerzy Krasowski, którego żona, Krystyna Skuszanka, była dyrektorem Teatru im. Juliusza Słowackiego. Dla debiutujących studentów reżyserii powstał teatr Miniatura. Pytanie: dlaczego dzisiaj tak nie jest? Na tym się nie skończyło. Jerzy Krasowski doprowadził do tego, że w Krakowie przyznano kilka etatów asystenckich przypisanych do poszczególnych teatrów - do Teatru im. Juliusza Słowackiego, Starego Teatru, Teatru Ludowego i Bagateli. Po jednym do każdego. W ten sposób teatry niejako partycypowały w kształceniu reżysera. W trakcie studiów mieliśmy zaliczyć cztery asystentury, więc każdy musiał te teatry obskoczyć. Musimy pamiętać, że układ polityczny był wówczas odmienny, a Jerzy Krasowski jako rektor partyjny mógł stawiać różne wymagania i żądania. Z korzyścią dla studentów.

Teraz też na niektórych krakowskich scenach możemy oglądać prace studentów reżyserii PWST.

- To prawda, ale, niestety, często to wynik prywatnych rekomendacji. Dzwonią do mnie dyrektorzy, którzy mówią, że poszukują kogoś na małą scenę. Zasięgają w ten sposób języka. Dziwi mnie, że w Krakowie, gdzie często szuka się reżyserów albo reżyserują przypadkowe osoby (i wiem, co mówię!), nie wypracowano czegoś na kształt konkursu dla młodych twórców.

Jak taki konkurs miałby wyglądać?

- Teatr ogłaszałby konkurs, wpływałyby zgłoszenia. Student musiałby spełnić określone wymagania, złożyć projekt - to też jest dla niego nauka. I wtedy niech zbierze się komisja, w której skład wejdą: dyrektor teatru, kierownik literacki, może też przedstawiciele aktorów. Niech przeglądną te oferty i spośród nich wybiorą. Reżyser musi się zderzyć z pracodawcą. Później musi przekonać zespół, żeby mu zaufał, a w końcu razem starają się, by publiczność zaakceptowała ich wspólny wysiłek, żeby zrozumiała spektakl i na niego przychodziła. Teraz mamy bardzo niejasną sytuację, brak po prostu przejrzystych reguł. W szkole studenci pracują pod pewnego rodzaju kloszem. Konfrontacją jest dopiero to, co znajdują na zewnątrz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji