Głupiemu też nie radość
W programie do "Mądremu biada" (Gorie ot urna) Gribojedowa, granego obecnie w Teatrze Dramatycznym w przekładzie Juliana Tuwima, reżyserii Ludwika René,dekoracjach Jana Kosińskiego, kostiumach Łucji Kossakowskiej, z muzyką Tadeusza Bairda i w układzie tańców Wandy Szczuki Jest mowa o powinowactwie tego arcydzieła z "Mizantropem" Moliera. A przecież można się dopatrzyć jeszcze innego, a nam bliższego skojarzenia - mianowicie z... "Powrotem posła" Niemcewicza. W istocie utwór Gribojedowa, napisany przed rokiem 1823, i będący punktem zwrotnym w literaturze rosyjskiej, jest całkowicie - oryginalny. Czerpie podnietę w aktualnej sytuacji społecznej i obyczajowej w Rosji. Ale w literaturze światowej są wątki nieśmiertelne, motywy powtarzalne i stąd pole do przyrównań. Nie zaprzeczy się, ze z dwu głównych wątków "Mądremu biada" jeden, mianowicie miłosno romansowy, daje się zestawić z dramatem molierowskiego Alcesta. Ale drugi - krytyka społeczna środowiska - o ileż bardziej zbiega się z tym co miał do zarzuceni swoim rodakom Niemcewicz. A znał jego dzieło i znał go osobiście Aleksander Grzybowską który zmieniwszy nazwisko na Gribojedow stał się wielkim rosyjskim pisarzem, dyplomatą i patronem ideowym dekabrystów. Przeciw czemu to się buntuje Czącki? Przeciw rosyjskim odpowiednikom "czerepu rubasznego" Jak to później określi Słowacki.
Polskie pochodzenie Gribojedowa nie przeszkodziło mu być patriotą rosyjskim. Jest wyrazicielem tego nurtu rosyjskiej literatury, którego nicią przewodnią do dziś (np. w dziełach Leonowa i Jewtuszenki) jest bunt przeciw służalstwu. Tak się złożyło, że wysłany na niepewną w owych czasach służbę, jako poseł w Teheranie został zamordowany (dosłownie rozszarpany żywcem) przez Persów w czasie demonstracji antyrosyjskich.
Sztuka jest grana w Warszawie nie po raz pierwszy. Pamiętam efektowną inscenizację Bronisława Dąbrowskiego w Warszawie w roku 1951. Obecni inscenizatorzy uwzględnili to, że salony Famusowa to nie jest pałac magnacki, lecz skromniejszy pałacyk pospolitego ziemianina wspinającego się po szczeblach rang, dla którego córki pułkownik Skałozub jest partią nie do pogardzenia. Przedstawienie upamiętni się kilku doskonałymi kreacjami aktorskimi. Rewelacyjny jest Maciej Damięcki w roli lizusa Mołczalina. Powierzenie temu młodemu artyście tak istotnego zadania okazało się szczęśliwe. Cieszymy się, że syn zmarłego, a tak popularnego "Damiana" zrywa się do lotu. Były także zachwycające epizody, takie jak Bronisławy Gerson-Dobrowolskiej w roli hrabiny Chriumin, Elżbiety Osterwy w roli Chliustowej i Andrzeja Szczepkowskiego w roli obiboka Repetiłowa. Pamiętającym Wiesława Gołasa w niedawnej roli oficera z "Pamiątkowej fotografii" już samo jego wejście na scenę teraz w roli pułkownika Skałozuba dawało powód owacji. Nie rozczarował. Magdalena Zawadzka jako Zofia - poprzedniczka Izabeli z "Lalki" Prusa - była wdzięczna lecz zbyt umowna w swojej zamierzonej scenicznej bezduszności, przez co dramat Czackiego umniejsza się. Zbigniew Zapasiewicz jako Czacki gra więc w próżnię, do makiety a nie do osoby w jakiś sposób uwodzącej. A jak mi się zdaje tokowanie cietrzewia mniej leży w predyspozycjach aktorskich Zapasiewicza niż repliki i spięcia dramatyczne z godnymi partnerami i partnerkami. Starając się rolę wzbogacić, zagrał z nut nie tylko swoich, ale i zapożyczonych (od Holoubka!). Katarzyna Łaniewska jako pokojówka Liza przekazywała rezolutność i żywość tej postaci, ale nie zupełnie uzasadniała zapędy Mołczalina i Famusowa, którego zagrał Tadeusz Bartosik koncertowo, ale o ton niżej od społecznej rangi bohatera, nie magnata wprawdzie, ale jednak pana całą gębą.
Istmeją pyrrusowe zwycięstwa. Sztuka nam pokazuje jak Czacki, pokonany przez Ciemnogród z powodu rozumu i inteligencji, jednocześnie tak zamącił w płaskim i głupim środowisku, że to nie wyszło na zdrowie Famusowom i Mołczalinom. Stąd tytuł recenzji.