Artykuły

Urodziny króla

DANIEL OLBRYCHSKI zrobił sobie wspaniały prezent - w sobotę [21 stycznia] w Teatrze Na Woli odbędzie się premiera "Króla Leara".

Reżyserem urodzinowego spektaklu jest Andriej Konczałowski, wystąpią w nim m.in. Cezary Pazura i Maria Seweryn. Rozmawialiśmy z odtwórcą tytułowej roli Danielem Olbrychskim o aktualności sztuk Szekspira, ich współczesnych interpretacjach i recepcie na dobry teatr.

Iza Głowacka: To pan zadzwonił do Konczalowskiego i zaproponował mu reżyserię "Króla Leara"?

Daniel Olbrychski: Konczałowski, z którym od lat się przyjaźnię, po raz pierwszy reżyseruje Szekspira, choć ma predyspozycje - wiedzę, talent, doświadczenie. I był gotowy, skoro odpowiedział na moją prośbę od razu. Poza tym nie spodziewałem się, Że aż tak będę świętował swoje 6o-lecie. Mogłem myśleć o benefisie, ale nie o takim spektaklu.

Co było najtrudniejsze w realizacji?

Najtrudniej było zebrać tylu wybitnych aktorów i zgrać to wszystko. Bo my tu pracujemy znacznie ciężej niż normalnie na próbach w teatrze. Bardzo ważna była zgoda Cezarego Pazury, który wystąpi w roli błazna. Znaleźć aktora, który potrafi wszystko zagrać, nie jest czymś zwyczajnym. Maria Seweryn, z którą grałem w jej debiucie, wyrosła z czasem na wspaniałą aktorzycę. Poza tym Beata Fudalej, Magda Schejbal, Agnieszka Grochowska i cała plejada innych świetnych artystów.

Dlaczego Szekspir? Czy podchodzi pan do niego jak do klasyka i geniusza - na kolanach?

Dlaczego na kolanach? Szekspir, pisząc swoje dzieła, które są genialne, tak naprawdę chałturzył. Jak Dostojewski, Sienkiewicz - pisał na zamówienie.

A przecież czego by nie napisał, to myślimy - cholera, jak on to zrobił? Ale nigdy niczego nie powiedział do końca. Jego wielkość polega na stawianiu pytań, i a nie na odpowiedziach.

Wygląda na to, że Konczałowski odczytał "Króla Leara" klasycznie. Czy zgodziłby się pan na szekspirowską rolę u Klary, Warlikowskiego albo u Jarzyny?

Skoro zaproponowałem reżyserię Konczałowskiemu, to znaczy, że nie widziałem wśród naszych reżyserów żadnego, z którym bym się w taniec szekspirowski rzucił. Konczałowski nieludzko daje nam wszystkim w kość. Wie, że jesteśmy dobrze obsadzeni, ale daje nam do zrealizowania zadania, których sami z siebie byśmy się nie podjęli. Takie, jakie stawiali wcześniej Wajda i Hanuszkiewicz.

No właśnie. W pewnym sensie jest pan aktorem szekspirowskim - zaczynał pan jako zbuntowany Hamlet u Hanuszkiewicza. Prasa pisała, że był w tej roli powiew '68 roku.

No niewątpliwie wtedy się udało. Graliśmy to 450 razy w Teatrze Narodowym przy pełnej widowni. Teraz to się nie zdarza. To było w 1970 roku i ja tam żadnych aluzji politycznych nie dodawałem. Choć one zawsze się znajdą wtedy, gdy publiczność chce je znaleźć. Uważam jednak, że szkoda Szekspira na dzisiejszych polityków.

Wielu wielbicieli Azji, Kmicica i "Ziemi obiecanej" mówi, że stracił pan pazur.

Literatura jest dziś inna; albo nie ma takiej, która jest po prostu dobra. Może to polskie kino i teatr straciły pazury. Przedstawienia teatralne innowatorów po prostu mnie nudzą - prawdziwi rewolucjoniści powinni porwać, rozśmieszyć. Ja widzę u nich tylko pomysły formalne. U Hanuszkiewicza też były słynne motory, ale poza tym tam o coś chodziło.

A o co chodzi Learowi?

Lear to człowiek, który sam jest politykiem i rozumie, że polityka nie ma sensu. On do tego dochodzi poprzez szaleństwo, poprzez swoje nieszczęście doznaje olśnienia. On kpi ze swojej współczesności i jednocześnie powraca do mentalności dziecka - uświadamia sobie, że był tyranem, krwiopijcą. Raptem u kresu życia dowiaduje się, że kompletnie nic o świecie nie wiedział i jest w tym bezbronny.

Jak ważny jest dla pana pomysł na rolę?

Jeden ze znajomych reżyserów powiedział mi na przykład, że ma pomysł na "Hamleta", który siedzi i się onanizuje. Ale Szekspir czegoś takiego nie napisał, to mu można tylko podopisywać. On nie napisał, że "Makbet" dzieje się w Iraku. Jeżeli jakiś reżyser chce robić sztukę o Iraku, to niech sobie napisze sztukę o Iraku.

Dlaczego pan kwestionuje pomysły młodych reżyserów? Przecież tak samo jak rewolucyjny był Hanuszkiewicz z motorami w "Balladynie", tak samo oni na swój sposób przykrawają Szekspira.

Hanuszkiewicz był rewolucyjny? Jeśli Słowacki przeniósłby się w XX wiek, to technologie i motory byłyby dla niego magią. Hanuszkiewicz to pokazał. Wszystko już było - granie w dżinsach, na golasa. Jeśli to się pani pokoleniu wydaje odkrywcze, to ja panią zapewniam, że tak nie jest. Nie mówiąc już o Craigu, Brechcie, Mayerholdzie. To literaturze trzeba być wiernym, trzeba starać się zrozumieć to, co jest napisane.

To jaki jest pański pomysł na dobry teatr?

Trzeba zacząć od uświadomienia sobie, co się ma do powiedzenia. Trzeba wyznaczyć sobie cel, żeby w takiej ekipie, z takim przywódcą zajść wysoko. I nigdy nie ma gwarancji, że się uda. Można tylko stworzyć możliwości. Mam tyle pokory, że nawet przy najlepszych warunkach wiem, że może nastąpić to, co najgorsze.

To znaczy? Co jest najgorsze w teatrze?

Kiedy widz czuje swoje siedzenie, kiedy się nudzi i zastanawia, czy jeszcze zdąży na tramwaj. Ja mam nadzieję, że ten spektakl wzbudzi emocje, że po wyjściu rozpocznie się dyskusja - to moje marzenie. Bo to jest opowieść o emocejach, rozpaczach, tęsknocie i o zdumieniu człowieka, który myślał, że w swoim wieku coś zrozumiał, a okazuje się, że nic nie wie i że już jest za późno, żeby coś odbudowywać.

Pana Lear to człowiek, który wykrzykuje światu swoją rozpacz?

To nie jest krzyk rozpaczy, to jest krzyk mądrości. Mądrością jest, kiedy dochodzimy do punktu, w którym okazuje się, że mimo pozornej wiedzy nic tak naprawdę nie wiemy. Hamlet mówi do Horacego: - Reszta jest milczeniem, ale ty to opowiedz. Może inni coś zrozumieją. Tak samo mówi sześćdziesięcioletni Lear.

Tak mówi również 60-letni Olbrychski?

Tak, mój ostatni monolog będzie jednocześnie moim osobistym wyznaniem, bo żyłem na swój sposób równie intensywnie jak Lear. Byłem świadkiem rzeczy, o których się nie śniło filozofom, całe moje pokolenie, ludzie poprzedniego stulecia. Przy wieku XX i jego okropieństwach czasy Szekspira to sielska łączka. Ale mimo to zostaje coś nieśmiertelnego - spóźniona miłość Leara do dziecka, namiętność Romea i Julii. To już nie tylko tragedia, to również nadzieja. I w tym jest wielkość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji