Nuty optymizmu
"Zygfryd" to historia łotrzykowska, baśń o dzielnym bohaterze i śpiącej królewnie
Realizatorom udało się uchwycić baśniowy wątek Wagnerowskiego Ringu i pokazać go w prawdziwie imponujący sposób. Znawcy "Pierścienia Nibelunga" twierdzą, że jeśli udało się nam przebrnąć przez akcję "Zygfryda", dalej może być już tylko lepiej. Na naszych oczach w zaaranżowanej na scenie kuźni Zygfryd z wielką pieczołowitością wykuwał sobie miecz.
W drugim akcie zachwycił poruszający się i gadający stalowy smok. To zasługa malowniczej scenografii Waldemara Zawodzińskiego.
Reżyser Hans-Peter Lehmann zawsze podkreśla, że to właśnie "Zygfryd" jest punktem odniesienia do całego "Pierścienia", bo jego bohater może ocalić świat bogów. Leonid Zachożajew w tytułowej partii wypadł przekonująco i do samego końca zachował doskonałą dyspozycję wokalną, choć to mocno forsująca rola. W jego interpretacji mniej było cech herosa, więcej krnąbrnego, zapalczywego młodzieńca. Prawdziwą ozdobą spektaklu był natomiast Uwe Eikotter jako karzeł Mime. Stworzył na scenie przedziwną i fascynującą postać.
Także Barbara Schneider-Hofstetter w partii Brunhildy nie rozczarowała. Bogusław Szynalski (Wotan) może już od soboty wpisywać do swojego artystycznego dossier cały "Pierścień". Podobała się Aleksandra Buczek jako Leśny Ptaszek w bajecznym kostiumie spod igły Małgorzaty Słoniowskiej i Elżbieta Kaczmarzyk- Janczak, jako mroczna bogini ziemi - Erda.
Orkiestra coraz lepiej czuje się w Wagnerowskim repertuarze. Gra już z wielką swobodą a solówki instrumentów dętych są wirtuozowskimi popisami. Szkoda tylko, że przez nagłośnienie tracą na sile instrumenty smyczkowe.
Pozostaje czekać na przyszłoroczną premierę "Zmierzchu bogów".