Zygfryd
Przed premierą "Zygfryda", trzeciej części Wagnerowskiej tetralogii "Pierścień Nibelunga", na forum internetowym "Gazety" pojawiły się posty, "przedsięwzięcie jest robione dla niemieckich emerytów o faszystowskich resentymentach", "To podobna historia jak drukowanie w Polsce gazet neonazistowskich. Po prostu w Niemczech nikt się nie podjął ich druku"
Adam Domagała: Przyszłoby Panu do głowy, że 60 lat po wojnie ktoś może tak myśleć?
Adam Krzemiński, znawca problematyki polsko-niemieckiej, publicysta tygodnika "Polityka": To, niestety, dosyć typowe dla ludzi, którzy nie mają pojęcia, o czym mówią. Pielęgnują stereotypy. No i nie mogą znieść cudzego sukcesu - w tym wypadku sukcesu dyrektorki opery Ewy Michnik, która sprawiła, że Wrocław i Opera Dolnośląska stały się ważnym miejscem na kulturalnej mapie w naszej części Europy.
No właśnie, internauci oburzają się, że do Wrocławia na spektakle przyjeżdżają "turyści kulturalni" z Niemiec.
- Ale to chyba dobrze, że nie jesteśmy kulturalną prowincją?
I narzekają, że w operze występują śpiewacy z zagranicy, a nie z Polski.
- Jak się nie cieszyć, że w Wagnerowskich spektaklach we Wrocławiu występują artyści z całego świata? Przecież kultura rozwija się dzięki nieustannej wymianie doświadczeń, wzajemnym uczeniu się, zapożyczaniu... Podejrzewam jednak, że w tym przypadku mamy do czynienia z kwestią prozaiczną. Śpiewanie muzyki Wagnera wymaga gruntownego przygotowania i predyspozycji, a w Polsce przez ponad pół wieku Wagnera prawie się nie wystawiało, więc skąd nagle skompletować odpowiednią obsadę?