"Pamiątkowa fotografia"
PO "TRZECIM DZWONKU" Jerzy Jurandot napisał jeszcze jedną komedię zza kulis teatru pt. "Pamiątkowa fotografia", z prapremierą której wystąpił Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy.
Aktor scen warszawskich Jan Kwiatkowski obchodzi po wojnie jubileusz 35-lecia swej pracy artystycznej i na uroczystości jubileuszowej wygłasza przemówienie, w którym postanowił "mówić prawdę, całą prawdę i nic tylko prawdę". O sobie, o swej karierze, Ale autor sztuki mówi przez usta jubilata też sporo gorzkiej niekiedy prawdy o stosunkach panujących w przedwojennym teatrze w kontekście ówczesnych stosunków społeczno-politycznych. Ponieważ jest rasowym satyrykiem i komediopisarzem, więc tę "całą prawdę" ukazuje poprzez zabawne perypetie, wynikające z dobrze nakręconego mechanizmu pomysłowej intrygi komediowej. Jest w komedii sporo dowcipów i inteligentnej ironii. Są też akcenty aluzyjne, korespondujące niekiedy z naszą współczesnością. Ale są również ograne stereotypy, jak ów porucznik ułanów Krzyżapolski, pokazany w bardzo złośliwej karykaturze przez Wiesława Gołasa. Autor miał niewątpliwie prawo do takiego przerysowania, znał na pewno z przedwojennych nocnych lokali "Warszawki" takich Krzyżapolskich, ale wiadomo z kampanii wrześniowej, że nie tylko takich mieliśmy zawodowych oficerów, ale tamtych autor z nocnych lokali nie mógł znać; a mundur na scenie ma tu wymowę uogólnienia. Nadużywa się też - w dyskredytującym sensie - słowa "patriotyzm". Nie szczędził zresztą Jurandot i innych postaci, nie wyłączając samego Jubilata (pysznie, z dyskretną ironią, wdziękiem i swobodą prowadzi tę postać jak i cały spektakl Andrzej Szczepkowski), są to jednak postaci komediowe - jedynie porucznik jest z satyrycznej farsy. Z farsy wyprowadził też swego Rolicza Czesław Kalinowski, chociaż u Jurandota jest to postać komediowa o zupełnie innym wymiarze. Rolicz jest - jak wynika z tekstu - znakomitym aktorem, ma przecież propozycje od Szyfmana, związał się jednak z Teatrem Niezależnym, który miał wyjściowe ambicje być istotnie teatrem niezależnym i postępowym. Rolicz na scenie jest tylko farsowym kabotynem. Pretensja w równej mierze do aktora co do reżysera. Radością jest oglądanie po dłuższej przerwie na scenie Danuty Szaflarskiej, która z wyrafinowanym wdziękiem wygrywa wszystkie niuanse świetnie napisanej postaci gwiazdy scenicznej, Kostaneckiej, mając godną partnerkę w Lucynie Winnickiej, grającej rolę sprytnej sekretarki teatru, która inicjuje bardzo pomysłową intrygę z fikcyjnym "Czerniawą", rzekomym przyjacielem Kwiatkowskiego, "szarą eminencją rządu". Przypadkową inspiracją dla tej intrygi jest postać dostawcy teatralnego Szwarcglasa, skreślona ciepło i z sentymentem przez autora i tak też zagrana - z dyskretnym humorem - przez Zbigniewa Koczanowicza. Niewiele do grania ma Bolesław Płotnicki w roli ciągle zaaferowanego kłopotami Dyrektora Teatru Niezależnego. Garderobianą jest Helena Dąbrowska. Inspicjenta gra Ryszard Szczyciński. Witold Skaruch wykazał jako reżyser wiele inwencji i pomysłowości, prowadzi rzecz zgrabnie, w dobrym tempie. Wspomaga go wydatnie scenograf Lech Zahorski.