Artykuły

Pamiątkowa fotografia

Jubileusz. Dostojny jubilat kłania się z zawodowym wdziękiem zebranej w teatrze publiczności. Panie ministrze, panie, panowie!.. I oto jubila­towi przychodzi do głowy, że­by zamiast stereotypowego przemówienia przedstawić rze­czywisty przebieg początków swojej kariery aktorskiej. Je­stem nareszcie w wieku, w którym mogę sobie pozwolić - mówi - na trochę nierozwagi i lekkomyślności. Nowa kome­dia Jerzego Jurandota jest efektem lekkomyślności do­stojnego jubilata. Na scenę zjeżdża fotografia (odpowied­nio powiększona), ostatnia pamiątka z minionych lat, i ju­bilat rozpoczyna opowieść. Trzydzieści pięć lat temu nie był cenionym aktorem. Grywał ogony, romansował z gwiazdą Teatru Niezależnego, która nie tylko jego darzyła uczuciem. I gdyby nie przypadek w po­staci sprytnej sekretarki, do uroczystego jubileuszu pewnie by nie doszło. Sekretarka wciąga go w hochsztaplerską grę. Wymyśla mu ustosunko­wanego przyjaciela w rządzie i od tego momentu rozpoczyna się kariera.Protekcja nie istniejącego Czerniawy zaczy­na działać cuda. Bliski plajty Teatr Niezależny, dzięki famie o stosunkach w rządzie dosta­je pożyczki. Jakieś załatwione stypendium i coś tam jeszcze idzie na konto Czerniawy i Jan Kwiatkowski, przyjaciel kogoś, kto tyle może, zaczyna się piąć w górę. Małe nieporozumienie między Janem Kwiatkowskim i sekretarką teatru doprowa­dza do usunięcia Czerniawy z rządu, ale w chwilę potem zastępuje go Przeźroczyński, który także ma ogromne sto­sunki i także jest przyjacielem Kwiatkowskiego. Umożliwia to Kwiatkowskiemu niczym nie zakłócony rozwój artystycznej kariery. A Teatrowi Niezależ­nemu dalsze pożyczki. Taka, mniej więcej, jest anegdota "Pamiątkowej foto­grafii". Jerzy Jurandot zbyt dobrze zna przedwojenne sto­sunki teatralne, żeby w tej ko­medii nie zamknąć atmosfery tamtych lat. Jest to dziś dla nas atmosfera trochę egzotyczna. I ta Warszawa, jakże inna od dzisiejszej, i ten teatr wal­czący o pieniądze, nie płacący pensji, bo nie ma z czego, i te gwiazdy i gwiazdki, stosunki i stosuneczki,ułani krechowieccy i wszechwładni mini­strowie. Cały ten światek przewijający się w drobnych scenkach, ilustrujących wyzna­nia jubilata, Jana Kwiatkow­skiego, naszkicowany jest tyle satyrycznie co z sentymentem. Teatr Dramatyczny wysta­wiając "Pamiątkową fotogra­fię" przysłużył się tej komedii tak jak swego czasu Teatr Polski "Derbom w pałacu" Abra­mowa. Chodzi tu o brak zgod­ności między zawartością tych komedii a zadęciem, z jakim podaje je teatr. "Pamiątkowa fotografia" pokazana jako wi­dowisko sprawia wrażenie drobnego faceta w ubraniu o kilka numerów za dużym. Ginie na wielkiej scenie, wśród licznych dekoracji wirujących na obrotówce. A jest to utwór bliższy kabaretu niż czego­kolwiek innego. Witold Skaruch, który rzecz reżyserował, nie położył nacisku na tempo spektaklu, mimo, że właśnie tempo, szybkie riposty, pointowanie akcji są tu niezbędne. Te scenki, zmieniające się jak w kalejdoskopie, powinny mieć coś właśnie z kalejdoskopu. "Pamiątkowa fotografia" po­traktowana została raczej jako okazja do sentymentalnych wspomnień niż do zabawy. W każdym bądź razie więcej tu sentymentów niż humoru, który niepotrzebnie został rozwodniony. A szkoda. Jest w tym także trochę winy autora, który zabawną anegdotę, wspartą zresztą kilkoma świet­nymi dowcipami, obciążył próbą poszerzenia satyry na świat spoza kulis przedwojennego teatrzyku. Niekonieczne wy­dają się także uzupełnienia do biografii bohaterów komedii. Niezbyt mądry, a za to elegancki ułan, przyjaciel teatru, popełnił samobójstwo w dru­gim dniu wojny; gwiazda, Wi­ga Kostanecka jest dziś działaczką Ligi Kobiet; gwiazdor nie wrócił po wojnie do kraju, a Żyd Szwarcglas, teatral­ny dostawca, zginął śmiercią męczeńską. Osobiście byłabym przeciw martyrologii żydowskiej przy takiej okazji. Wbrew pozorom, zarówno wy­pady satyryczne poza kulisy teatru jak i biografie bohate­rów dociągnięte do współczes­ności nie wzmacniają sztuki, nie poszerzają jej,ani jej nie pogłębiają. Wydaje się, że ograniczona do zręcznej ane­gdoty, którą już opowiedzia­łam, bardziej zwarta, byłaby po prostu zabawniejsza. Szacownego jubilata ujaw­niającego grzechy swojej mło­dości gra Andrzej Szczepkow­ski. Jest to świetny aktor i ro­bi to doskonale, tyle tylko, że reżyser narzucił mu ton zbyt dostojny. Za dużo tu dostojeń­stwa, za mało prestidigitator­stwa. A ten jubilat ma prze­cież w sobie coś z prestidigitatora, wyczarowującego ze sta­rej fotografii światek, który już przestał istnieć. Szczep­kowski ma także zbyt wiele tekstu wiążącego poszczególne scenki, za dużo musi mówić, co wpływa na tempo spektaklu. Ten zarzut nie odnosi się oczywiście do aktora. Zresztą aktorzy najlepiej się w przedsta­wieniu spisali. Obok Szczep­kowskiego Danuta Szaflarska (Kostanecka), Lucyna Winnicka (sekretarka teatru), Cze­sław Kalinowski (gwiazdor Rolicz), Wiesław Gołas (ułan), Ry­szard Pietruski (aktor), Helena Dąbrowska (garderobiana). Bardzo pięknie, bez przeryso­wania, Zbigniew Koczanowicz zagrał dostawcę Szwarcglasa. Scenografia Lecha Zahorskie­go.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji