Artykuły

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie

Jesteśmy mistrzami w racjonalizowaniu wydarzeń, zamiast przyjmowania ich takimi, jakie są. To chyba też naturalne. Trzeba się jakoś bronić, gdy w pamięci telefonu przybywa numerów, pod które już nie zadzwonimy - felieton Michała Kmiecika.

Nie zdążyłem. W ciągłym biegu, z pociągu w pociąg, z autobusu w autobus, z próby na próbę. Nie zdążyłem się pożegnać z człowiekiem, który mi zaufał i pewnego dnia, przez przypadek czy też raczej zrządzenie losu, bo trudno sobie wyobrazić, żeby coś takiego mogło być dziełem przypadku, powiedział, że chciałby mnie zaprosić do dołączenia do drużyny jego teatru.

W zeszłą sobotę zmarł Zdzisław Jaskuła. Poeta, reżyser, tłumacz, społecznik, Dyrektor Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi. Prawdziwy Lodzermensch. Człowiek, bez którego trudno sobie wyobrazić to miasto. Nie zdążyłem. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Zresztą, jak tu się żegnać, kiedy przecież cały czas liczy się, kiedy się wierzy, że wszystko zmierza ku lepszemu. Że może jeszcze nie dziś, ale od jutra będzie lepiej. Bo przecież już było lepiej, więc dlaczego nie miałoby być znowu dobrze? Dość to powszechny pogląd, że życie jest co do zasady ciężkie, składa się głównie z problemów, a i tak kończy się śmiercią. Ale w pewnym momencie zdanie to przestaje być abstrakcją-zabawką, bon mocikiem, staje się boleśnie konkretne. Gdy życie kogoś bliskiego kończy się śmiercią, nie ma miejsca na ogólnie słuszne mądrości. Pozostaje tylko, no właśnie. Pustka. I żywi, którzy muszą sobie z nią poradzić. "Hoppla, wir leben!" pisał między jedną a drugą wojną światową Ernst Toller. No cóż. Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić.

Cudowni są pod tym względem Bułgarzy. W centrum Sofii w wielu mniejszych i większych uliczkach, przy bramach kamieniczek, na słupach ulicznych lamp i w ogłoszeniowych gablotach pełno jest klepsydr. W Polsce wywiesza się je, by powiadomić o śmierci, czasem też o nabożeństwie, jeśli takie jest w planach. W Bułgarii, o ile dobrze zrozumiałem i o ile pamięć nic nie fałszuje, klepsydry się wywiesza, by nie zapomnieć. Odświeża się je. Nie mają też tak urzędowego charakteru, jak to się czasem zdarza w Polsce. Rodziny, bliscy, przyjaciele pozwalają sobie na większą otwartość, na znacznie więcej emocji. Mówią otwarcie o swoim żalu, o stracie, którą wciąż odczuwają. I biada temu, komu przeszłoby choćby przez myśl, żeby taką klepsydrę zerwać. Czy znikają same? Nie wiem. Zdarza się czasem, że te wyznania, czasem wręcz listy, laminuje się, tak by niestraszne były im śniegi i deszcze. Czasem można spotkać klepsydry już pożółkłe, klepsydry, które choć uchroniły się przed opadami, padły ofiarą słońca. A mimo to trwają, dopóki nie zostaną zastąpione. Wszystko jest kwestią czasu, zużywania się, ale też wiary w silną obecność zmarłych w naszym świecie, nie tylko raz na kiedyś, na dziady. Gdy rozleje się alkohol, gdy, jak lubimy sobie myśleć, nieopatrznie źle postawi szklankę czy kieliszek, mówi się, że to zmarli upominają się o swoją kolejkę. Lubię tak myśleć, zwłaszcza kiedy zmarłych dookoła coraz więcej.

A być może to sama śmierć stała się bardziej namacalna i bolesna. Mam wrażenie, że wszystko się zaczęło, kiedy umarł mój dziadek. A w zasadzie kilka miesięcy wcześniej, pod koniec października 2011 roku, gdy zmarł syn znajomego aktora. Konrad. No więc Konrad miał wtedy tyle lat, ile ja mam teraz. Potem mój dziadek. Choć być może należałoby zacząć od babci, która zmarła, jak miałem dwa lata. Z tym że o tym bardziej wiem, niż pamiętam. Wiem, że była babcia, jestem na to w pewnym sensie dowodem. Potem brat babci, chyba w dziewięćdziesiątym siódmym, może nawet podczas powodzi. Pamiętam, że padał wtedy deszcz i że wszędzie było pełno błota. Potem chyba siostra dziadka. Potem nie wiem. Potem dziadek. A raptem kilka dni później jego żona.

Pamiętam piosenkę, której słuchaliśmy z H., gdy moja mama zadzwoniła, że dziadek nie żyje. Princess Chelsea "Cigarette duet". Nie byłem jej w stanie słuchać przez kolejne trzy lata. Dopiero w maju, w Sofii, dałem radę. Radiowęzeł pubu, bo to chyba był pub, w którym siedzieliśmy ze znajomymi, zdecydował się zagrać "Cigarette duet". Nie pamiętam, czy ktoś z nas rozlał tego wieczora alkohol. Nie jest to wykluczone.

Kiedy na początku miesiąca zmarł tato H., tym razem ja byłem przy niej. W takich chwilach łatwo jest myśleć o jakichś prawidłowościach, doszukiwać się wzorów, kodów w rzeczywistości tam, gdzie ich nie ma.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji