Artykuły

Opętany śmiercią Don Kichote

Marek Fiedor, autor najnowszego spektaklu Starego Teatru, zaskarbił już sobie łaski publiczności krakowskiej "Zdradą" Harolda Pintera. Sięgając w tym wypadku po adaptację prozy Cervantesa reżyser przeniósł przy okazji na scenę własne fascynacje metafizycznym barokiem hiszpańskim oraz średniowiecznym eposem rycerskim. W sumie przecenił swoje możliwości i choć powstał ciepły, wizyjny spektakl, fantastyczne obrazy wzięły górę nad filozoficznym przesłaniem opowieści o szlachcicu z La Manchy.

Don Alonzo Quijana obwołuje się rycerzem. Znalazłszy naiwnego giermka Sanczo Pansę wędruje po słonecznej Hiszpanii, oddany idei sprawiedliwości, odczytywanej przez innych jako objaw szaleństwa. Widać od razu, że kostyczny i mdły Kichote w wydaniu Jerzego Święcha nie będzie w stanie zogniskować wokół siebie wszystkich działań teatralnych, wzbudzając w widzu tylko litość i współczucie, podobnie jak Sanczo Pansa (Bolesław Brzozowski) - gamoniowaty, czasami rubaszny, zbyt jednak eksponujący swą prostacką filozofię życia. Te kreacje nie należą do wyjątkowych. Być może dobrze, bo w spektaklu Marka Fiedora nie idzie o wirtuozerię gry aktorskiej, ale o pokazanie reakcji społeczeństwa na szaleństwa Don Kichote'a.

Dwa plany: opętana dwójka i inni bohaterowie, podróże i dom, zdarzenia fabularne i marzenia senne, Don Kichote'a będą się przenikać w spektaklu, tworząc melanż fikcji i rzeczywistości. Ta pierwsza pod koniec przedstawienia rozrośnie się do granic absurdu. Pejzaże brunatnej Katalonii czy słonecznej Kastylii, zaznaczone w scenografii Małgorzaty Szczęśniak rozłożystym, pustym polem, zakończonym niewyraźną panoramą Pirenejów, to geograficzny skrót wędrówek Don Kichote z La Manchy. Usytuowany na proscenium dom Rycerza Smętnego Oblicza z figurką Matki Boskiej jest miejscem jego powrotów, gdzie z butelką starego wina czekają nań zawsze harda Gospodyni (dobra rola Ewy Kolasińskiej), siostrzenica Antonia (Iwona Budner), Balwierz (Jacek Romanowski), Samson Carrasco (bardzo dobra kreacja Szymona Kuśmidra) i Pleban (Zygmunt Józefczak), który, wzorem inkwizytorów, zdecyduje o spaleniu szatańskich lektur Kichote'a.

Sentymentalną tęsknotę do arkadyjskiego mitu będzie symbolizować w spektaklu kwiecista, zielona kapa, na której w stylowych pozach, niczym postacie z renesansowych obrazów włoskich, zasiądą aktorzy, przygrywając na gitarze. Don Kichote na przekór sobie uwierzy, że nie boski porządek, ale beztroska sielanka nada sens jego życiu.

Wizja Arkadii będzie kontrapunktowana w spektaklu przewodnim motywem śmierci głównego bohatera. Sceny we śnie to istne perły teatralne, świadczące o wysokiej kulturze scenicznej reżysera. Wyczarowuje je, zgodnie z zasadą teatru w teatrze, przygodna trupa aktorów. Don Kichote jest w nich na przemian to nobilitowanym rycerzem, otrzymującym rękę pięknej Dulcynei, również obiektem westchnień Emerencji i Altisidory, to narodowym bohaterem namaszczonym przez Kardynała. Powiewają czarne proporce, spowija scenę kadzidlany dym, Księżniczka we śnie (Beata Rybotycka) śpiewa pieśń śmierci. Są obrazy rodem z Goi, kobiety noszą suknie na stelażach, jak infantki na płótnach Velasqueza. Trwa nie kończąca się litania do Don Kichote'a...

Pytanie, kim naprawdę był główny bohater, pozostaje w spektaklu bez odpowiedzi. Przedstawienie powiela typowe trendy współczesnej sztuki teatralnej, wedle których bohaterowie literaccy przestali, już do nas przemawiać. Mówią za nich obrazy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji