" I gdy ujrzał Jakub Rachelę, córkę Labana..."
Do uznanych już i przyjętych na całym świecie sposobów zbliżania prozy powieściowej do odbiorcy, takich, jak teatralne, filmowe i telewizyjne adaptacje,doszedł ostatnio jeszcze jeden sposób. Są nim monodramy - długie,naładowane akcją monologi, wygłaszane przez jednego aktora i będące niejako wyciągiem z opowieści prozaicznej. Od wartości tego rodzaju adaptacji, jak również od poziomu wykonania przez jednego aktora zależy, czy tego rodzaju słuchowisko estradowe przejmie słuchacza i zachęci go do sięgnięcia do źródła, z którego ono wypłynęło, czy też traktować je będzie jako coś, czego wysłuchał zamiast przeczytania owej powieści. Broń więc obosieczna, ale w wielu wypadkach przynosząca pozytywne rezultaty, to jest odgrywająca rolę pewnego rodzaju propagandy autora i utworu. Niewątpliwie tak się dzieje w wypadku oglądania monodramu ",0 długim czekaniu..." według głośnej powieści Tomasza Manna w wykonaniu Haliny Mikołajskiej. Mann rozpoczął, jak wiadomo swą teatrologię "Józef i jego bracia" od części zatytułowanej "Historie Jakubowa", ukazującej dzieje ojca Józefa, Jakuba i matki jego Racheli. Tytuł "O długim czekaniu..." zawdzięcza monodram temu, że jak czytamy w Starym Testamencie "Jakub służył Labanowi (ojcu Racheli) siedem lat za Rachelę" zanim ją poślubił. Zarówno z powieści Manna, jak z monodramu dowiadujemy się, że nawet po siedmiu latach czekania i ślubie z Rachelą czekały go przykre niespodzianki.Rezultatem tych niespodzianek był fakt, iż z uwielbianą Rachelą miał tylko dwóch synów spośród ogólnej liczby jego synów dwunastu. Resztę wydały na świat: starsza siostra Racheli, Lia oraz służebnice obu sióstr - Bala i Zelita. Ta sensacyjna wręcz treść monodramu, odnaleziona przez Manna w Księgach Mojżeszowych Starego Testamentu, potraktowana została przez wielkiego pisarza jako najpiękniejsza opowieść miłosna. Opowieść tragiczna, pełna uczucia i żądzy erotycznej, pełna nadziei na oczekiwane szczęście i rozpaczy, gdy przedwczesna śmierć szczęście to przerywa. Opowieść o przezwyciężaniu przeszkód i porażce człowieka.
Monodram, będący jakby wyciągiem z pięknej prozy Manna, nie zatracił nic z tych odcieni i wartości. Był naprawdę wzruszający w swej liryce i przejmujący w obrazie człowieczej bezradności. Jakub, znany nam na ogół ze Starego Testamentu tylko jako syn Izaaka, który zmarł w wieku nieco podeszłym, bo lat 180 ("A było dni izaakowych sto lat i osiemdziesiąt lat..."). Jakub znany nam jako ten, który widział we śnie drabinę, z spacerującymi w górę i w dół aniołami - stał się nam nagle dziwnie bliski. Współczujemy jego, jakże ludzkim, nieszczęściom i śledzimy jego losy z uwagą i smutkiem.
W ten sposób cel autora powieści i adaptatorki monodramu został niewątpliwie osiągnięty. Halinę Mikołajską podziwiamy w jej monologu za uwydatnienie wszystkich, zarówno epicznych, jak lirycznych wartości tekstu, za umiejętność wzruszania słuchacza, za piękno bezbłędnej dykcji, no i oczywiście za niebywałe opanowanie pamięciowe niełatwego tekstu, którego wygłaszanie trwa przeszło półtorej godziny.
Tak to historia biblijna, rozpoczynająca się od słów "I gdy ujrzał Jakub Rachelę, córkę Labana...", pod genialnym piórem Tomasza Manna, w znakomitej adaptacji Wincentyny Wodzinowskiej-Stopkowej i pięknej, interpretacji Haliny Mikołajskiej, złożyła się na ten naprawdę niezwykły wieczór.