Artykuły

Porządek i nieporządek

Zbigniew Zapasiewicz gra w warszawskim Teatrze Dra­matycznym tytułową rolę w sztuce Claude Aveline'a, "Brouart i nieporządek". Młody aktor skomponował sobie twarz surową i nieczułą, pra­wie kamienną; ruchy jakby związa­ne z uniformem więziennego straż­nika; sposób prowadzenia dialogu szorstki, oschły. Emil Brouart, którego gra Zapa­siewicz, to strażnik więzienny o specjalnych zadaniach. Pilnuje więź­niów skazanych na śmierć. Otóż więzień oczekujący egzekucji jest traktowany inaczej niż ci, którzy otrzymali karę terminowego wię­zienia. Chodzi o niedopuszczenie do samobójstwa, czy próby buntu. Stąd nakaz dobrego traktowania więź­nia,unikania wszystkiego, co by go mogło wprowadzić w stan rozdraż­nienia czy depresji. Strażnik wy­konujący takie funkcje musi być człowiekiem maksymalnego zaufa­nia, fanatykiem dyscypliny. Takiego właśnie strażnika, rozmiło­wanego w swym zawodzie, gra Zapasiewicz. Nie uważam tego za ważne, że młody wiek aktora zmu­sza go do narzucania sobie stałe­go wysiłku, by nie wypaść z przy­jętej formy zewnętrznej. Ważniej­sze są kryteria psychiczne, którymi trzeba tu dysponować. Dla Brouarta jest znamienne, te odczuwa wprost żywiołową potrze­bę przewodzenia, komenderowania, dowodzenia. Nie tylko więźniami, ale i młodszym strażnikiem przy­dzielonym mu do pomocy. Z poczu­ciem humoru i dowcipem wykorzy­stują aktorzy (i reżyser spektaklu, Andrzej Szczepkowski) sytuację, w której starszy strażnik, Emil Bro­uart, rozkoszuje się dowodzeniem minimalną drużyną, złożoną z... jed­nego podwładnego. Owego podwładnego gra, wyra­ziście i barwnie, Zygmunt Kęstowicz, stanowiąc kontrast z odtwa­rzanym przez Zapasiewicza "sze­fem". Pomocnik Brouarta jest no­wicjuszem w służbie przy skazanych na śmierć. Nie grzeszy mądrością, ale nie umie się tak ściśle identy­fikować z ideą "porządku", jak to czyni jego krewny i zwierzchnik, Brouart. Mimo woli odczuwa dla skazańców - sporo współczucia. Przeraża go ich śmierć, która Brouartowi wydaje się czymś natural­nym i pomyślnym. Ale w sztuce Claude Aveline'a chodzi nie tylko o sprawy więzienne i o stosunek strażnika do skazańców. "Nieporzą­dek", o którym mowa w tytule utworu, to zarzewie konfliktu dra­matycznego. Brouart jest fanaty­kiem ładu, obrońcą legalizmu. Co wydrukowano, jest dla niego świę­te. Nie wierzy w omyłki sądowe. To co sąd stwierdził, musi być prawdą. Brouart jest wyznawcą myślenia schematycznego, formuł­kowego, dogmatycznego. "Nieporządek", z którym podej­muje walkę strażnik Brouart - to również zakłócenie myślowej stabi­lizacji, wygody i spokoju. Zjawił się bowiem młody pracownik apteczny, Pouzin, który przekonał się pew­nego dnia, że może w cudzych oczach odczytać zbliżającą się cu­dzą śmierć. Instynkt ten działa wbrew niemu samemu. Jest przeciwieństwem słynnej hipotezy Balzaka z "La peau de chagrin". Tam cho­dziło o śmierć zależną od woli i pragnień człowieka, któremu ta śmierć jest potrzebna. U Aveline'a młody pracownik aptekarski wyczy­tuje w cudzych oczach wydarzenie sprzeczne z jego własnymi pragnie­niami, a nawet niebezpieczne dla niego; i groźne. Dzieje się to w oko­licznościach, które powodują posą­dzenie o morderstwo, a nawet ska­zanie na śmierć. W spektaklu warszawskim gra Pouzina młody aktor o predyspo­zycjach niemal wymarzonych. Pa­miętam Macieja Bornińskiego z przedstawienia "Hamleta" w Kali­szu; stwierdziłem obecnie, że ma on za sobą piękny rozwój. Jako Pouzin nie pozwala sobie ani na odrobinę efekciarstwa czy afektacji. Jest trochę "nieobecny" i nieprzytom­ny, naiwny i przerażony (nie tylko sytuacją w jakiej się znalazł, ale i zjawiskami, których się stał przed­miotem). Scena gry w karty ze strażnikami, która stanowi w spek­taklu popis reżyserskiego dowcipu, nabiera tym większego smaku, że Borniński gra "jasnowidza" dostrze­gającego cudzą śmierć, ale nie umie niczego dostrzec we własnych kar­tach.

Pouzin jest, w tekście sztuki, ra­czej przedmiotem wydarzeń, niż ich sprawcą. Staje się to bardzo jasne w spektaklu warszawskim. Ale ani w sztuce, ani w przedstawieniu nie chodzi o stosunek świadomości do działania. Aveline'a interesuje prze­de wszystkim sprawa śmierci, roli jaką ona odgrywa, jej znaczenia. To zagadnienie przewija się przez całą niemal twórczość pisarza. W eseju filozoficznym "Les mots de la fin" ("Słowa przedśmiertne") ze­brał i przenikliwie rozświetlił zda­nia kilkuset osobistości historycz­nych, wypowiedziane na łożu śmier­ci. Ale nie zrobił tego dla igraszki. W ostatnich słowach ludzi umiera­jących dostrzegł problemy, oświetla­jące ich życie. Ich i nasze. Bowiem dla Aveline'a śmierć nie jest niczym innym, jak - częścią składową życia. Bla­skiem, oświetlającym wolę istnienia. Bohater jego sztuki widzi śmierć w oczach ludzi żywych. Aveline na odwrót, dostrzega życie - w zja­wiskach towarzyszących śmierci. Gorącą pochwałę życia, jego powa­bów i oczarowań głosi Aveline w polemice z rezygnacyjną refleksją Montaigne'a. Ta sprawa wydaje mi się najważniejszym zagadnieniem także i w sztuce Aveline'a. Śmierć nie jest dla tego pisarza jedynie przedmiotem poetyckiej zadumy, (z gorzkim posmakiem), jak dla Iones­co, w jego sztuce "Król umiera". Dla Aveline'a śmierć to w dużej mierze problem społeczny. Stosunek do własnej i cudzej śmierci dowo­dzi, że zjawisko to jest sprawą wy­magającą rozstrzygnięć a więc przy­należną do życia. Stosunek do śmierci może być różny. Śmierć cudzą traktujemy nie­raz jako zjawisko nieuchronne; własną (jak mówi jedna z postaci w sztuce Aveline'a) - jako mord. Ciekawie się to przejawia w spo­sobie zachowania, występującego w tym utworze, adwokata. Jego sto­sunek do śmierci niewinnie skazanego Pouzina jest nieegotyczny, bar­dzo ludzki. (Ale niepodobna do­kładnie ustalić, ile w tym bezin­teresownego współczucia, a ile za­wodowej ambicji adwokackiej). Pe­wien pomysł mecenasa, dotyczący użytkowania instynktu jego klien­ta w szpitalach - rzuca na niego cień. Nie dziwię się zatem, że Mie­czysław Voit potraktował tę postać z pewną dozą krytycyzmu, a na­wet ironii. Ale spektakl uwydat­nia to nawet w stosunku do epi­zodycznej postaci dyrektora wię­zienia, granego przez Stefana Sródkę. Jest w jego grze ładnie uka­zane drgnięcie strachu, gdy mowa, że siedzi na tym samym miejscu, gdzie przed chwilą znajdował się adwokat. Sprawa śmierci, własnej i cudzej - to także problem samoobrony, fałszywie pojętej. Tu piękną klam­rą myślową (i dramatyczną) spaja się w sztuce problem śmierci i "ła­du", ów "nieporządek", nieład, z którym chce walczyć Emil Brouart, to zjawiska wybiegające poza sche­maty, a więc "niebezpieczne" i "groźne". Skoro Brouart uwierzył, że Pouzin może przewidywać cu­dzą śmierć, uważa, że może on ją także spowodować. A więc trzeba go unicestwić! Stosunek Brouarta do własnej i cudzej śmierci prowa­dzi do konkluzji, iż życie innego człowieka można zlikwidować na­wet wtedy, gdy może się stać hi­potetycznym tylko zagrożeniem. A więc ten co walczy z rzekomymi mordercami, staje się sam morder­cą. "Nieporządek", tropiony przez Brouarta tkwi przede wszystkim - w nim samym. W jego stosunku do zjawisk, we właściwościach jego uproszczonego myślenia, w sposo­bie traktowania cudzego życia. Zagadnienia związane z prze­strzennymi problemami tej sztuki rozwiązał Wojciech Sieciński, budu­jąc dwa plany główne, celę skazań­ca i pokój strażników, otoczone krużgankami gmachu więziennego. W tych ramach rozgrywa się akcja, której punkt kulminacyjny stanowi scena nagłego zasłabnięcia adwoka­ta. Inscenizator Andrzej Szczepkow­ski umiał ją zrytmizować intensyw­nie, naturalnie, a interesująco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji