Artykuły

Królowa musi być sobą

Aleksandra Kurzak jest przykładem śpiewaczki, która poza tym, że zachwyca swoim głosem, potrafi się dobrze zareklamować. Dowodzą tego m.in. wywiady, których chętnie udziela telewizji i kolorowym magazynom, tworząc tym samym pozytywny snobizm na operę. Ma urodę, naturalny wdzięk i swój największy skarb, czyli sopran liryczno-koloraturowy - pisze Mateusz Borkowski w Dzienniku Polskim.

Tym większa radość, że mogliśmy posłuchać jej śpiewu w ostatni piątek w Centrum Kongresowym ICE Kraków. Sopranistka zaprezentowała najpiękniejsze arie operowe, będące przekrojem jej imponującej kariery. Kurzak znakomicie odnalazła się zarówno w dramatycznej arii Liu "Tu che di gel sei cinta" z opery "Turandot" G. Pucciniego, w lamentacyjnej arii Desdemony z "Otella" G. Verdiego, jak i w pełnej błyskotliwych koloratur arii Neddy z "Pajaców" R. Leoncavalla.

Swoim idealnym i pełnym lekkości belcanto zachwyciła bez efektownych popisów i umizgów w stronę publiczności, stawiając na prawdę przekazu i umiejętnie dozując emocje.

Ostrożny byłbym jednak z porównywaniem Kurzak do Marii Callas. Wiem, że "słowiańska Callas" to świetny chwyt medialno-marketingowy, ale nie wydaje mi się on zbyt fortunny. Inną sopranistkę, 25-letnią Rosjankę Julię Leżniewą (którą usłyszymy we wtorek podczas Opera Rara), krytycy także obwołali następczynią "primadonny stulecia". Wolę więc, by Aleksandra Kurzak była sobą, a nie jedną z wielu "nowych Callas".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji