Artykuły

Samograj

"Mayday 2" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Dzienniku Zachodnim.

Co się zaczęło, musi mieć ciąg dalszy. Na ogół bigamista żyje zatem pogodnie (aż do wpadki) w dwóch związkach, zaś autor sztuki, której bigamista jest bohaterem - pisze kolejną farsę na jego temat. Ray Cooney nie przypuszczał pewnie, że wydając sztukę "Mayday" tworzy jeden z przebojów europejskich scen komediowych ostatniego dwudziestolecia. Ale jak już zrozumiał, natychmiast napisał drugą część, choć tym razem wena nie była już dlań tak łaskawa jak poprzednio. Krótko mówiąc: akcja "Mayday 2" częściej dostaje zadyszki, a wydarzenia przybierają zbyt karykaturalny wymiar. Samograj pozostaje jednak samograjem i jeśli realizatorom udaje się nasycić całość pogodą ducha, to powstaje całkiem fajne przedstawienie, w sam raz na ponure, zimowe wieczory.

Najważniejsza jest precyzja w rozgrywaniu absurdalnych sytuacji i pełna wiarygodność bohaterów w kompletnie niewiarygodnych okolicznościach. Specem od tego typu gry z konwencją od lat jest Marcin Sławiński, jeśli więc to on wyreżyserował "Mayday 2" w Teatrze Śląskim, możemy być pewni, że przysypiać na spektaklu nie będziemy. Zwłaszcza że reżyser dobrał aktorów, biegłych w sztuce komediowego uwodzenia publiczności. Akcja przedstawienia rozgrywa się jednocześnie w dwóch domach biednego (a tak!) bigamisty, co znakomicie przyspiesza tempo akcji, ale przed niektórymi postaciami stawia karkołomną potrzebę "rozdwojenia się". Bardzo to jest zabawne i niekonwencjonalne.

Dwa równoległe plany

Aktorzy fantastycznie wykorzystują umowną linię na środku sceny, dzielącą dwie londyńskie dzielnice, w których żyją dwie bigamisty połowice. Gra toczy się zatem na dwóch równoległych planach, wyraźnie zaznaczonych przez scenografię Joanny Schoen, między którymi z biegiem czasu bohaterowie poruszają się coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo. No i ten fantastycznie wygrany finał, którego zdradzić nie sposób, a który w sekundzie burzy interpretację sztuki, tak mozolnie układaną przez widzów od pierwszej odsłony.

Mimo miałkiej miejscami intrygi, aktorzy grają bez zarzutu, dziury w opowiadaniu nadrabiając wdziękiem i szatańskimi pomysłami na dobarwienie portretów bohaterów, skądinąd wystarczająco szalonych. Pochwalić aktorów można zatem w jedynej sprawiedliwej, czyli alfabetycznej, kolejności. Brawa dla Doroty Chanieckiej, Anny Kadulskiej, Violetty Smolińskiej, Jerzego Głybina, Grzegorza Przybyła, Marka Rachonia i Andrzeja Warcaby.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji