Artykuły

Mord w kuchni

Dramaty Wernera Schwaba, austriac­kiego pisarza zmarłego w 1994 roku, ob­razujące rozpad człowieka, języka i spo­łeczności, pełne okrucieństwa, pornografii i skatologii, powszechnie grywane w tea­trach niemieckojęzycznych, powoli wpro­wadzane są na polskie sceny. W 1997 roku w Szczecinie odbyła się polska prapremie­ra sztuki "Moja wątroba jest bez sensu", a na początku 1999 w Krakowie - "Prezyden­tek". Właśnie ten drugi utwór Krystian Lupa wystawił we wrocławskim Teatrze Polskim. Lupa od dawna obraca się w kręgu literatury austriackiej, przenosząc na scenę dzieła Rilkego, Kubina, Musila, Brocha i Bernharda, ale do twórczości Schwaba odnosił się niechętnie, dostrze­gając w niej "coś mściwego, epatującego wulgarnością życia, nihilistycznego wresz­cie". Uznał jednak potem, że w pisarstwie Schwaba ujawnione zostały istotne do­świadczenia egzystencjalne i społeczne, a szczególnie duchowa choroba tocząca współczesnego człowieka.

"Prezydentki" to debiutancka sztuka Schwaba z 1988 roku, która dzieje się w kuchni Erny, starej kobiety dręczonej przez syna odczuwającego odrazę do ludzi i pogrążającego się w alkoholizmie. Ponie­waż Erna, za cenę wielu wyrzeczeń, kupiła używany telewizor, zaprosiła swoje dwie znajome na wspólne oglądanie transmisji mszy odprawianej przez Papieża na placu Świętego Piotra w Rzymie. U Erny poja­wiła się więc rozwiedziona z mężem, opusz­czona przez córkę i zdana na towarzyst­wo psa Greta oraz obłąkana lub przynaj­mniej cierpiąca na ostrą fiksację religijną Mariedl, przetykająca klozety gołymi rę­kami w nadziei dostąpienia zbawienia. Po zakończeniu transmisji z Watykanu trzy kobiety rozmawiają o swym życiu, spra­wach ciała i kwestiach religijnych, w dru­gim akcie zaś, przy butelce wina, oddają się marzeniom. Wyobrażają sobie zabawę ludową, w trakcie której doznają szczęś­cia. Erna tańczy w objęciach bogobojnego rzeźnika z Polski, nazywającego się Karl Wottila, któremu objawiła się Matka Bos­ka. Gretę uwodzi i prosi o rękę rolnik grający na tubie w orkiestrze. Mariedl błagana o udrożnienie zapchanych ubika­cji, wzbudza powszechny podziw i uznana zostaje za świętą. Osiągnąwszy stan nie­mal mistycznej ekstazy, w poczuciu włas­nej wyższości, odreagowując wcześniejsze upokorzenia, Mariedl zaczyna pozbawiać złudzeń Ernę i Gretę. Przepowiada żałos­ny koniec miłosnych związków obu ko­biet, które mają zostać zniszczone przez ich własne dzieci. Erna i Greta nie są w stanie znieść brutalnej prawdy, czują się poniżone i ośmieszone, przy pomocy ku­chennego noża odcinają więc głowę Ma­riedl, a ciało jej postanawiają ukryć w piw­nicy. W trzecim akcie Erna, Greta i Ma­riedl siedzą na widowni teatru i oglądają początek dramatu grany przez inne ak­torki, lecz przerażone wychodzą.

We wrocławskim przedstawieniu Lupa w znacznym stopniu sprzeniewierzył się intencjom Schwaba i dokonał w jego dra­macie paru istotnych zmian. W podejściu Lupy do postaci Schwaba nie ma pogardy i nienawiści, jest za to próba zrozumienia i współczucie. Trzy starzejące się, samotne i żyjące w ubóstwie kobiety są bowiem dla niego przedstawicielkami tych grup spo­łecznych, które współczesna cywilizacja, preferująca ludzi młodych, zdrowych i za­możnych, spycha na margines, skazuje na nieustanną frustrację i poczucie zbędnoś­ci. Uwagę Lupy przyciągnęło zwłaszcza życie duchowe tych kobiet, które wydaje się ubogie i żałosne, ale pozwala im nie zagubić się w "fizjologii trwania", nie zatracić w monotonnej i beznadziejnej wegetacji. Ulegając presji kultury maso­wej, na przekór rzeczywistości, marzą one o życiu spełnionym i szczęśliwym, które przybiera kształt sentymentalnej i kiczo­watej baśni. Nadać sens i uświęcić ich egzystencję ma jednak przede wszystkim religia. Zwłaszcza Erna i Mariedl regular­nie uczestniczą w mszy, przystępują do komunii, starają się stosować do nakazu ubóstwa, czystości i miłości bliźniego. Ale prostoduszna i żarliwa religijność nie chroni ich przed emocjonalnym, umys­łowym czy moralnym chaosem. W "Prezy­dentkach" rozpoznał więc Lupa portret człowieka rozpaczliwie szukającego opar­cia i pocieszenia w religii, lecz poddanego działaniu mrocznych i irracjonalnych sił, które popychają go w stronę autodestrukcji i zbrodni.

Spektakl rozgrywa się na tle szarej ściany, odrapanej, pokrytej napisami i ry­sunkami. Pośrodku usytuowana jest kuch­nia Erny wypełniona starymi i zużytymi meblami, urządzeniami. Widzimy stół i parę krzeseł, kanapę, kredens, kuchenkę, zlew, kartonowe pudło. Tylko umieszczo­ny na stoliku w rogu telewizor jest w tym wnętrzu nowy. Lupa przełamał jednak naturalizm dekoracji, obnażając elementy konstrukcji sceny, instalując z prawej strony, przy ubikacji, schody, natomiast z lewej budując puste pomieszczenie, do którego prowadzą metalowe drzwi.

Na początku, na ekranie telewizora, nie oglądamy transmisji mszy, lecz krótki film o Janie Pawle II, ukazujący jego wezwanie do życia w czystości, potępienie pornografii, spotkania z ludźmi starymi i chorymi, nawoływania o przyjmowanie cierpienia z pokorą. Erna (Bożena Bara­nowska), w fartuchu i w futrzanej czapce na głowie, siedzi na krześle przed telewi­zorem. Na kanapie rozłożyła się Greta (Halina Rasiakówna) ubrana w bluzkę z falbankami i obcisłe spodnie. Mariedl (Ewa Skibińska), odziana w tanią sukien­kę, ukrywa się pod stołem. Kobiety zdaw­kowo komentują film, ale ich zachowania i wypowiedzi stają się poszukiwaniem ra­dykalnej odpowiedzi na apele Papieża o praktykowanie cnót chrześcijańskich i dawanie świadectwa wiary. W rozmowie, jaka wywiązuje się w kuchni, trzy kobiety starają się nade wszystko uporać z kwes­tiami, które nastręcza cielesna strona ludz­kiej egzystencji, zwłaszcza związanymi z seksem i wydalaniem. Erna usiłuje je wstydliwie przemilczać. Greta demonst­ruje ich całkowitą akceptację. Natomiast niewinna i uduchowiona Mariedl w nu­rzaniu się w fekaliach odnalazła drogę do osiągnięcia czystości. Zderzenie tych trzech postaw sprawia, że między kobietami naras­ta napięcie, wybuchają kłótnie, a nawet dochodzi do brutalnej bójki Erny z Gretą. Aby się pogodzić, kobiety sięgają po wino.

W tym momencie Lupa zawiesza na kilka minut akcję. Aktorki pozostają na scenie, lecz zastygają w rozmaitych pozach. Do pomiesz­czenia z lewej strony wchodzą kolejno dwaj chłopcy i dziewczynka. Początkowo zadowala­ją się podglądaniem kobiet, ale wkrótce przynoszą długie kije, przy pomocy których trącają ich nieruchome ciała. Dzieci stopniowo wy­zbywają się skrępowania i strachu. Ich zabawa staje się coraz bardziej okrutna. Przegania je jednak maszynista przechodzący przez scenę. Dzięki temu intermedium Lupa uzyskuje efekt obcości i zwraca uwagę, że trzy kobiety za­chowują się podobnie jak dzieci pozostawione bez opieki.

Na początku drugiej części spektaklu sły­szymy sentymentalną hiszpańską piosenkę w guście Pedro Almodovara, a na ekranie telewizora widzimy patetyczną scenę miłosną zamykającą film. Obejrzany melodramat, mu­zyka i wino powodują, iż kobiety zaczynają marzyć, śnić na jawie, tworzyć trzy równolegle się rozgrywające i kiczowate baśnie z wyraźnym podtekstem seksualnym. Nawet Mariedl, prze­żywając mistyczną ekstazę, dotyka swych piersi i wsuwa dłonie między uda. Kobiety wpadają w trans. Najbardziej zatraca się Mariedl. Prze­powiadając kary mające spaść na Ernę i Gretę, zachowuje się jak opętana szamanka lub nawie­dzona przez ducha Bożego prorokini. Wyczer­pana kładzie się na stole, niczym ofiarne zwie­rzę na ołtarzu, z nogami i głową zwisającymi bezwładnie po bokach. W Ernie i Grecie naras­ta agresja i lęk. Erna z szuflady kredensu wyciąga nóż, bierze ścierkę i z pomocą Grety podrzyna Mariedl gardło. Na podłogę ścieka krew. W ten sposób w kuchni dokonuje się okrutny rytuał, spełniona zostaje ofiara, której domagał się religijny mit. Lupa zrezygnował z epilogu, ale zakończył przedstawienie krótką niemą sceną. Przez drzwi do kuchni wchodzi Dziewica Maryja, w błękitnej szacie, z aureolą z żaróweczkami wokół głowy. Zatrzymuje się przy stole, pochyla nad ciałem Mariedl i zaczyna ją opłakiwać. Pojawienie się Maryi Dziewicy potę­guje jednak wściekłość Erny i Grety. Odpychają ją gwałtownie i biją ścierką zdecydowanie odrzucając Boże miłosierdzie. Maryja łka i osłania się rękami podobnie jak odtrącany przez ludzi Ciemny-Chrystus w "Apocalypsis" Grotowskiego.

Przedstawienie Lupy, choć wolne od blasfemii, jest niewątpliwie drastyczne, ale niezwykle dojmujące, zarówno w warst­wie społecznej, psychologicznej, jak i reli­gijnej. Erna Baranowskiej, Greta Rasiakówny i Mariedl Skibińskiej to mocno zarysowane i złożone postacie. Aktorkom może nie zawsze udaje się osiągnąć praw­dę i siłę wyrazu, do której dążył reżyser. Nie jest to jednak proste zważywszy, iż w spektaklu sceny naturalistyczne przeni­ka rytuał, a ponadto ma on trochę charak­ter psychodramy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji