Artykuły

Poławiacze pereł Bizeta

15 lipca br. w warszawskim Teatrze Wielkim odbyła się zapowiadana od miesiąca premiera opery "Poławiacze pe­reł" Bizeta. Partię Nadira śpie­wał Paulos Raptis, Zarugi - Bronisław Pekowski, Nurabada - Marek Wojciechowski, zaś w roli Leili wystąpiła Alicja Słowakiewicz. Dyrygował Bogdan Hoffmann, reżyserował Raymond Rossius, a scenogiafię opracowa­ła Marie-Claire van Vuchelen. Opera "Poławiacze pereł" pow­stała w 1863 roku na zamówie­nie Leona Carvalho, dyrektora paryskiego Theatre Lyrique. Pra­premiera opery odbyła się jesie­nią wspomnianego roku, przyno­sząc dwudziestopięcioletniemu Bizetowi poważny i znaczący sukces.

Jak napisał JÓZEF KAŃSKI, "treść "Poławiaczy pereł" w swej głównej osnowie nie była niczym nowym na gruncie opery. Motyw konfliktu po­między złożonymi przez kapłankę ślubami czystości, a jej miłością do śmiertelnego mężczyzny, pojawiał się w operach od czasów Glucka; opie­rają się na nim libretta takich oper jak Westalka Spontiniego czy Norma Belliniego, W Poławia-czach pereł wszakże Carre i Cormon połączyli ów wątek z motywem przyjaźni dwu druhów, których losy krzyżuje miłość do jednej kobiety i aby podnieść atrakcyjność akcji, rzucili ją na egzotyczne tło wybrze­ży Cejlonu",

REALIZATORZY warszaw­skiego przedstawienia opery Bizeta konflikt przyjaźni i miłości pokazali z ujmującą pro­stotą, nie usiłując wyolbrzymiać problemu. Opera jest prosta i nie ma potrzeby pogłębiać jej dra­matyzmu. Zatem wszystkie wąt­ki poprowadzono czytelnie, bez przejaskrawień.

Co się zaś tyczy wykonania... no cóż - nie stało ono na po­ziomie, jaki powinien obowiązy­wać w stołecznym teatrze lirycz­nym. Najlepiej wypadł Paulos Raptis (bisował arię miłosną w I akcie). Dobrze też śpiewała Alicja Słowakiewicz. Pozostali wykonawcy nie zwrócili na siebie uwagi niczym szczególnym. Również zespoły: baletowy, chó­ralny i orkiestrowy - nie wzbi­ły się ponad przeciętność. Stały czytelnik "SP" zapewne wielokrotnie stawiał sobie pyta­nie, dlaczego niżej podpisany wciąż krytycznie odnosi się do przedstawień stołecznego Teatru Wielkiego, mimo dużego wkładu pracy zatrudnionych w nim ar­tystów, zespołów itd. Odpowiedź jest prosta: Teatr Wielki w War­szawie jest instytucją niejako narodową. Tutaj powinny się dziać rzeczy pod względem ar­tystycznym najwspanialsze; tutaj powinno się przychodzić po prze­życia; scena powinna promienio­wać na cały kraj, a występ w tym teatrze powinien być za­szczytem. To wszystko być po­winno: A co jest? Jest przecięt­ny teatr, przeciętna opera, w której nie brak prowincjonalizmów, dyletantyzmu i miernej jakości wykonawczej. Czyż gu­stowne i pomysłowe dekoracje do omawianej opery "Poławiacze pereł" mogą zniwelować wraże­nie grającej nierytmicznie, ze złą intonacją orkiestry? Czyż wyso­ki poziom wokalny Raptisa mo­że zatuszować nieporadności chó­ru? Można zrozumieć, że w gru­pie solistów brak wielkich indy­widualności wokalno-aktorskich, ale chyba realne jest doprowa­dzenie wykonania, aby można je było określić słowem rzetelne, tj. zgodne z zapisem partyturowym. Czyżby kryzys gospodar­czy wpłynął na jakość śpiewu i gry? A może artyści nie są właściwie dożywieni? Może po­trzebne są nadzwyczajne sub­wencje państwowe?

Zatem stanowczo za mała jest troska o jakość wykonania. Jeśli to nie ulegnie zmianie, utyski­wania na prowincjonalizm i dyletantyzm będą na porządku dziennym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji