Artykuły

W kwestii uchodźców Polacy nie kumają cza-czy

Ksenofobiczny rzyg, jaki zalewa falami internet i łamy prasy, to poważny policzek wymierzony wszystkim tym wartościom, do których jako społeczeństwo podobno się przyznajemy - pisze Michał Kmiecik w swoim felietonie w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Przeprowadzisz martwych przez morze żywe, jak gdyby przechodzili przez kałużę. Lecz niech nie osiedlają się nad brzegiem, muszą iść dalej, głębiej. Dopiero kiedy przejdą kilkanaście cieśnin, to mogą się osiedlić. Czekamy w ciszy, by wyjść na plażę, zaraz przejście przez lód pokażę. W myślach zmór jazgot mi szczeka, ich wizyta nie przeszła bez echa". To, drodzy państwo, nie jest wbrew pozorom fragment jakiegoś niedawno odnalezionego fragmentu dziennika Mojżesza z czasów jego heroicznego przedsięwzięcia wyprowadzenia Żydów z niewoli egipskiej, choć profetycznych walorów trudno mu odmówić.

To tekst piosenki łódzkiego zespołu TRYP, którego płyta "Kochanówka" ukazała się parę lat temu nakładem wrocławskiego świętej pamięci wydawnictwa Qulturap, z którym w zamierzchłych czasach miałem przyjemność współpracować. Z TRYP-em (chyba też już świętej pamięci, choć z radością czekam na dementi, że pogłoski o śmierci zespołu są mocno przesadzone) łączy mnie szczególna zażyłość.

Kiedyś, jeszcze na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie, zdarzyła nam się pierwsza, dla nas wszystkich dziewicza, współpraca teatralna. Dziś dwóch muzyków tej supergrupy, Kuba Wandachowicz i Robert Tuta, prowadzi mój ulubiony łódzki wyszynk z kulturą, prężnie działający DOM w przehipsterskiej (cokolwiek by to dziś nie znaczyło, jeśli znaczy cokolwiek) i postindustrialnej przestrzeni OFF Piotrkowska.

Tam też swój cykl koncertów, spotkań literackich i dyskusji na tematy ważne i słuszne organizuje Marcin Pryt, wokalista i poeta, autor wyżej cytowanych słów. Pewnym leniwym, letnim warszawskim popołudniem mój znajomy, stary łódzki załogant, w niezobowiązującej w gruncie rzeczy rozmowie przybliżał postać Pryta wybitnej intelektualistce. Dbając o komunikatywność, krótko i węzłowato nazwał go "łódzkim Majakowskim". I to chyba najtrafniejsze, co o Marcinie Prycie można by powiedzieć.

Relacje o uchodźcach, kryzys humanitarny, obrazy ludzi, którzy robią wszystko, by wydostać się z rozrywanej przez wojnę ojczyzny, którzy zostawiają za sobą swoje domy, byleby tylko dostać się gdzieś, gdzie wreszcie będzie bezpiecznie, gdzie z nieba będzie padał deszcz, nie bomby, gdzie będą mogli zasnąć bez lęku o to, czy jeszcze się obudzą - to wszystko wyśpiewał Pryt, nie wiadomo nawet, z jakiej okazji.

"Kochanówka", jedyna płyta nagrana przez łódzką supergrupę, to concept album poświęcony nazistowskiej akcji T-4 i zagładzie pacjentów szpitala psychiatrycznego na łódzkich Bałutach. Taka jest chyba przypadłość profetów, że z czasem ich słowa nabierają mocniejszego sensu. Pryt, który w swojej poezji buduje raczej kronikę codzienności albo lotniczą mitologię (a czasem bardzo płynnie miesza oba te porządki), w "Wędrówce ludów" został, jak się okazuje, prorokiem. Jeżeli inne utwory z tej płyty nabiorą w przyszłości podobnej wagi i aktualności, strach się bać.

Niestety, jeżeli wyjść poza literaturę i łódzką alternatywę, robi się nieprzyjemnie. Ksenofobiczny rzyg, jaki zalewa falami internet i łamy prasy, to poważny policzek wymierzony wszystkim tym wartościom, do których jako społeczeństwo podobno się przyznajemy. Od wszystkich tych niewygodnych rzeczy, jakie składają się na nauczanie Jezusa Chrystusa, przez Liberté, Égalité, Fraternité, na solidarności (przez małe i wielkie S) kończąc. Od braci najmniejszych, po stróżów moralności, Polacy odżegnują się od papieskiego przesłania, by przyjmować uchodźców, jak gdyby nigdy nie było Ewangelii według świętego Mateusza, jak gdyby "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili" udało się cudownie anulować, jak gdyby był to jakiś szatański werset, a nie fragment Biblii.

Na popularnym portalu społecznościowym kilka dni temu mój redakcyjny kolega Przemysław Witkowski raczył zadać pytanie (cokolwiek retoryczne), czy powiedzenie "bardziej papieski od papieża" funkcjonuje również w innych językach. Obawiam się, że może być to wyłącznie polska specjalność.

Tym mniej dziwi postulat, by Unia Europejska na kopach rozstała się z Europą Środowo-Wschodnią. Ktoś tu po prostu nie kuma cza-czy. Może najwyższy czas przestać się obrażać na retorykę "doganiania" i "dorastania", po którą po roku '89 tak chętnie sięgały liberalne postsolidarnościowe elity. Bo kronika ostatnich tygodni dostarcza zbyt wielu dowodów na to, że faktycznie, jako społeczeństwo, mamy dość spory problem. Plica polonica żyje i ma się dobrze.

* Autor (rocznik 1992) jest dramaturgiem, reżyserem teatralnym

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji