Artykuły

Wzruszenia i pułapki realizmu

"Cyganeria" Giacoma Pucciniego w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

"Cyganeria" to opera do wzruszania się - pozwalamy się zagarniać muzyce, zwłaszcza lirycznym duetom i kwartetom, aż do mistrzowsko rozegranego tragicznego finału. Puccini zawsze swoje na słuchaczu wymoże, no bo jak tu się oprzeć muzyce, która jest tak melodyjna, tak organicznie związana ze słowami, gdzie trzeba - czuła, a nie popadająca w czułostkowość, gdzie trzeba - dramatyczna?

Krakowski spektakl pozwala się powzruszać. Iwona Socha pięknie zaśpiewała Mimi, doskonały był Mariusz Godlewski jako malarz Marcello - oni też byli z czwórki głównych bohaterów najlepsi aktorsko; oboje mają dar naturalności, który w tej operze bardzo się przydaje. Tomasz Kuk (Rodolfo) i Katarzyna Oleś-Blacha (Musetta), choć ich śpiewowi trudno coś zarzucić, byli mniej przekonujący: Kuk sztywny i zdystansowany, nawet w scenie pierwszego spotkania z Mimi, Oleś-Blacha z kolei za dużo krzątała się po scenie i stroiła naburmuszone minki, co miało znaczyć, że jest kobietą z temperamentem i charakterem.

Dążenie do realizmu

Laco Adamik i scenografka Barbara Kędzierska przenieśli akcję opery z połowy XIX wieku (w 1851 r. Henri Murger wydał swoje "Sceny z życia cyganerii", podstawę libretta Luigiego Illicy i Giuseppe Giacosy) do jego końcówki, czasu powstania opery (premiera w 1896 r.). Dla współczesnego widza różnica jest niewielka - inny krój sukien czy maszyna do pisania zamiast pióra nie zmieniają poczucia, że oglądamy historię dziejącą się w przeszłości, a jednak zawsze aktualną, bo ubodzy artyści, miłość i śmierć istnieją przecież w każdej epoce.

W scenografii widoczne jest dążenie do realizmu - i o ile uboga pracownia z nieodłącznym sufitowym oknem wygląda jak trzeba, o tyle kolejne miejsca akcji już mniej. Ciasna scena krakowskiej opery nie daje wielkich możliwości; żeby zróżnicować plany, scenografka zaprojektowała schody, po których w drugim akcie spaceruje chór (należałoby powiedzieć, że się tłoczy), a w trzecim defilują o świcie zamiatacze ulic i mleczarki.

Dramaturgia wejść i wyjść

Kostiumy są starannie zaprojektowane i wykonane; w odzianym w różne odcienie szarości tłumie wyróżniają się panny lekkich obyczajów w czerwieni i czerni (jakżeby inaczej - choć chciałoby się mniej łopatologicznie). Ale realizm czasami szwankuje - dlaczego nalewa się tu wino z pustych i w dodatku zakorkowanych butelek, a w plastikowych kielichach wino udaje coś, co wygląda jak różowy kisiel? Czasami z kolei realizm przeszkadza: w trzecim akcie powinniśmy skupić się na Mimi, która przyszła o świcie pod tawernę u bramy miasta, by odnaleźć Marcella i zwierzyć mu się z tego, że Rodolfo ją porzucił. Reżyser natomiast bardziej niż dramaturgią uczuć zajął się dramaturgią wejść i wyjść facetów z miotłami i kobiet z bańkami mleka, rozgrywających własne pseudorealistyczne teatrzyki pełne szerokich gestów i znaczących min.

Spektakl jest mimo wszystko przyzwoity, mimo tej oglądanej po raz kolejny na krakowskiej scenie uprzykrzonej krzątaniny, mającej udawać prawdziwe życie. Da się oglądać, a jeszcze bardziej - słuchać.

Opera Krakowska. Giacomo Puccini "Cyganeria". Reżyseria - Laco Adamik, kierownictwo muzyczne - Tomasz Tokarczyk, scenografia - Barbara Kędzierska, przygotowanie chóru - Zygmunt Magiera, reżyseria światła - Bogumił Palewicz, przygotowanie chóru dziecięcego - Marek Kluza. Premiera 25 września 2015.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji