"Urząd" w Teatrze Dramatycznym Rozmowa z reżyserem Władysławom Krzemińskim
Poprzedzona dwoma wybitnymi osiągnięciami - "Don Juanem" Frischa i "Po upadku" Millera - odbędzie się w dniu 14 bm, kolejna premiera w Teatrze Dramatycznym: "Urzędu" Brezy, w adaptacji scenicznej i reżyserii Władysława Krzemińskiego, stałego reżysera Teatru im. Słowackiego w Krakowie.
- Czy zechciałby pan powiedzieć, jako twórca obydwu przedstawień, którą z realizacji "Urzędu" ocenia pan wyżej czy lepiej - prapremierową w Krakowie w teatrze im. Słowackiego z lipca ubiegłego roku, czy też obecną w Warszawie?
- Odpowiadam na pani pytanie jeszcze przed premierą, tym bardziej więc trudno o sformułowanie ostatecznego sądu. Przedstawienie krakowskie spełniło wszystkie moje myśli o "Urzędzie" i zostało w dość szerokim kręgu opinii bardzo przychylnie przyjęte. Ocenę przedstawienia warszawskiego trzeba oczywiście pozostawić krytyce i publiczności. Muszę pani jednak zwierzyć, że mam wiele przyczyn, aby wypowiedzieć swoje zadowolenie z pracy z warszawskimi kolegami. Mam przecież w zespole "Urzędu" aktorów tej miary co Jan Świderski, Andrzej Łapicki, Bolesław Płotnicki, Tadeusz Bartosik i cały znakomity ensemble Teatru Dramatycznego.
- O ile mi wiadomo, nigdy nie powtarza pan raz zrobionych przedstawień. Co w wypadku "Urzędu" wpłynęło na zmianę decyzji?
- Uważałem, że w przypadku "Urzędu" powinienem przyjąć zaproszenie Teatru Dramatycznego, aby dzieło Brezy w wersji scenicznej pokazać w stolicy. Zawiera ono tyle ważnych treści i sens jego tak bardzo wszystkich nas obchodzi, że trzeba było mi zrezygnować z osobistych przyzwyczajeń. Przedstawienie warszawskie nie będzie jednak powtórzeniem krakowskiego. Przy zachowaniu istotnych treści, będących materiałem spektaklu, dostanie on inną formę scenograficzną i muzyczną oraz inaczej potraktowane będą w nim zwłaszcza dwie główne role.
- Często dyskutuje się u nas na temat słuszności adaptacji scenicznych. Przypomnę, chociażby dla przykładu, niedawne, krańcowo różne wypowiedzi wybitnych ludzi teatru - Erwina Axera i Adama Hanuszkiewicza ("Trybuna Ludu" 27.111.1905). Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?
- Jestem stanowczym zwolennikiem adaptacji scenicznych. Jeśli twórca teatralny znajduje temat,który go pasjonuje, a nie mieści się on w istniejących sztukach teatralnych, nie ma dostatecznego powodu, aby winić go za to, iż takie sztuki nie zostały napisane. Rzecz sprowadza się do tego, czy z materiału, który podejmuje - powieść, publicystyka, wspomnienia, listy, relacje naukowe, procesy - powstaje istotnie sztuka teatralna, czy też jakiś nieudolny zlepek uscenizowanych rozmówek. Złe adaptacje wywołują słusznie niechęć. Dobra dramaturgia w adaptacji w stosunku do złej w utworze dla teatru już z góry napisanym, nie powinna budzić niechęci dlatego tylko, żo jest adaptacją.
- Czy pracuje pan obecnie nad jakąś kolejną adaptacją?
- Tak. Nad dramatem, który powstaje z "Dzienników" Kafki.
- Jak przedstawiają się pana plany teatralne na najbliższy sezon 1965/66?
- Moja przyszłość związana jest w nadchodzącym sezonie nadal z Teatrem im. Słowackiego i dyrektorem Bronisławem Dąbrowskim. W teatrze tym będę realizował "Sprawę Roberta Oppenheimera" Kipphardta, dalej jeden z wielu dramatów Strinberga, w którym się teraz rozczytuję, widząc w nim prekursora dzisiejszego nowoczesnego dramatu, I wreszcie "Karpackich Górali" według Józefa Korzeniowskiego. Tekst Korzeniowskiego, mimo interesujących treści, już nieco wyblakły, stanowić będzie dla mnie osnowę, na której chciałbym wyinscenizewać wielką wolnościową balladę huculską od pieśni i tańca aż po austriacką szubienicę, na której "białe kamasze" wieszają bohatera huculskich połonin, Antosia Rewizorczuka. Pragnąłbym gorąco przywrócić ten zapomniany utwór teatrowi i może forma, jaką myślę mu nadać, na to pozwoli. Poza tym w nadchodzącym sezonie skorzystam zapewne z zaproszenia Teatru Polskiego i być może, będę miał szansa na ponowną gościnę w Teatrze Dramatycznym.
Rozmowę przeprowadziła IRENA STRZEMIŃSKA