Artykuły

Muzyka lepsza niż gilotyna

Trudno zrozumieć, dlaczego po utwór Francisa Poulenca nie sięgnął wcześniej żaden polski teatr. Nie świadczy to najlepiej o naszych dyrektorach, którzy wolą wystawiać te same, dobrze znane dzieła, w kolejnych, podobnych do siebie inscenizacjach. A przecież życzliwe przyjęcie, z jakim "Dialogi karmelitanek" spotkały się ze strony łódzkiej publiczności, świadczyć może jedynie o tym, że widzowie czekają na nowe i oryginalne propozycje.

Ukończone u schyłku lat 50. "Dialogi karmelitanek" wciąż obdarzane są etykietką "opera współczesna". Tej ponoć widz polski nie lubi. - Moje karmelitanki potrafią śpiewać tylko muzykę tonalną - powiedział jednak kompozytor, a jego dzieło bliższe jest tradycjom muzyki francuskiej niż poczynaniom awangardy lat 50., która tak bardzo się zestarzała, że dziś mało kto o niej pamięta. Muzyka Poulenca zaś pozostała, bo jest po prostu świetnie zapisana i zinstrumentowana. Bogactwo rozwiązań orkiestrowych towarzyszy słowu, które odgrywa tu rolę podstawową. To nie opera, lecz najprawdziwszy dramat sceniczny wykreowany przez muzykę.

Kompozytor wykorzystał sztukę Georgesa Bernanosa opartą na autentycznym wydarzeniu z czasów rewolucji francuskiej. 16 zakonnic z Compiégne zostało zgilotynowanych latem w 1794 r. za to, że nie pogodziły się z wyrokiem nakazującym rozwiązanie ich Karmelu, a po wygnaniu z zakonu żyły wedle dawnych reguł. Ta opowieść u schyłku XX wieku jest nie tylko dramatem historycznym czy religijnym. Może nawet dziś silniej przemawia do współczesnego widza, przypominając mu, że człowiek jest gotów do największych poświęceń w obronie swych ideałów. Tak odczytane "Dialogi karmelitanek" mają wartość prawdziwie uniwersalną. Stanowią również dowód na to, iż opera nie zajmuje się tylko banalnymi opowiastkami o miłości, lecz potrafi przekazać widzowi naprawdę ważkie treści.

Za wprowadzenie na polskie sceny "Dialogów karmelitanek" Teatrowi Wielkiemu w Łodzi należą się słowa uznania. Ten spektakl wzbogaca nasze skromne życie operowe. Nawet jeśli nie wszystko w łódzkim spektaklu może satysfakcjonować, to i tak pozostaje radość z obcowania z muzyką Poulenca. A ta zachowuje świeżość i oryginalność nawet wtedy, gdy orkiestra prowadzona przez Tadeusza Kozłowskiego gra niezbyt czysto, a niektórzy wykonawcy zostali źle obsadzeni. Z długiej listy wykonawców tak naprawdę jedynie Roma Owsińska jako matka Maria stworzyła tu prawdziwą kreację.

"Dialogi karmelitanek" wymagają sprawnego reżysera, który poradzi sobie z ciągle zmieniającymi się sytuacjami scenicznymi. Łódzki spektakl toczy się wartko, zgrzytają jedynie zużyte maszyny teatralne ustawiające kolejne dekoracje, ale to właśnie jest polska rzeczywistość teatralna. W tej operze pojawia się niemal trzydzieści postaci, nie licząc milczącego tłumu, choć reżyser nie znalazł dostatecznego uzasadnienia dla obecności wszystkich na scenie. Są tu sceny poruszające, jak choćby śmierć Przeoryszy Karmelu, są i nazbyt statyczne. Najsłabsza od strony teatralnej jest finałowa scena egzekucji. Metalowe rusztowanie symbolizujące gilotynę wydaje się z całkiem innej opowieści i niszczy klimat spektaklu. Na szczęście znów wszystkie niedostatki niweluje wspaniała muzyka Poulenca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji