Artykuły

Klasztor i rewolucja

"Ja chcę pobożnie żyć i heroicznie". Tak arystokratyczna panna Blan­che oznajmia ojcu i bratu swoją decyzję o wstąpieniu do klasztoru. Za chwilę te słowa okażą się niemal przepowiednią i określą los 16 zakonnic.

"Dialogi karmelitanek" Francisa Poulenca (światowa prapremiera w 1957 r. w La Scali) trafiły na polską scenę pierwszy raz. Nie ma tu melodyjnych arii, duetów, ani scen ensemblowych. To raczej wielki dramat muzyczny nasycony emocjami, przepojony głęboką refleksją nad wiernością podjętym wyborom, odwagą i świadomością ludzkiej godności. Fabuła oparta została na prawdziwej historii sióstr z Compiégne skazanych na ścięcie wyrokiem trybunału rewolucyjnego i straconych w 1794 r. (Ironią losu jest, że dziewięć dni po tej egzekucji we Francji zakończył się terror).

Stereotyp, że operowe libretta to miałka treść - tylko pretekst do zaprezentowania muzyki - nie znajduje tu uzasadnienia. Od pierwszej sceny narasta dramat. Akcja toczy się w domu Blanche, w klasztorze, w którym bliska śmierci jest przeorysza. (Tę postać z ogromną siłą wyrazu i głosowo i aktorsko wybornie zaprezentowała Jolanta Gzella). Osobny akcent - niczym obrazy zatrzymane w kadrze - stanowią sceny rewolucyjne.

Reżyser i autor scenografii Krzysz­tof Kelm (po raz pierwszy działający w operze) po mistrzowsku skonstruował całą opowieść. Jest w niej myśl i przemawiający do wyobraźni plastyczny wyraz uzasadniający przebieg zdarzeń. Powstało widowisko piękne i mądre.

Całą siłę dramatycznego wyrazu w rolę Nowej Przeoryszy włożyła Krystyna Korbach. Jej mocny głos to wielki atut w interpretacji tej postaci. Scena więzienna, matczyne wsparcie dla sióstr, to poruszające przeżycie. A już nawet najodporniejsi na wszelkie wstrząsające sytuacje nie zapomną finałowej drogi sióstr na szafot...

"Dialogi karmelitanek" zrealizowane zostały jak najlepszy spektakl dramatyczny, ale też z perfekcyjną dbałością o wokalny i muzyczny wyraz. Wspaniała Matka Maria Agnieszki Makówki, bardzo dziewczęca, najmłodsza z sióstr Konstancja - Jolanty Bobras-Pająk zapadają w pamięć. Wyrazistą postać Blanche, stanowczą i wahającą się stworzyła Anna Cymmerman. Młoda śpiewaczka (studentka Akademii Muzycznej, wychowanka prof. Delfiny Ambroziak) popisała się efektownym sopranem. Aktorsko także może uznać tę trudną rolę za sukces. Szczególne wrażenie zrobiła scena jej pożegnania z bratem (wart uwagi tenor Tomasz Madej). W jednej scenie, ale jakże znaczącej dla przedstawienia Blanche, udział ma grający jej ojca Zenon Ko­walski (głos i dykcja bez zarzutu).

I jeszcze słowo o muzyce. Orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego dowiodła, że wielki dramat rozgrywający się na scenie jest nierozerwalnie związany z tym, co rozgrywa się w każdym akordzie. To popis muzyków zasługujących na najwyższe uznanie. To teatr dźwięków, dzięki któremu cała opowieść nabiera wzniosłości nie tracąc bardzo ludzkiego wymiaru. Uznanie należy się także chórowi przygotowanemu przez Marka Jaszczaka. A ruch sceniczny, nadający całości właściwy rytm, opracowała Iliana Alvarado. Gdyby jeszcze maszyneria uruchomiająca wszelkie zapadnie, poruszająca podesty tak nie terkotała, byłoby perfekcyjnie. Bardzo zachęcam do poznania tego dzieła i tej realizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji