Artykuły

"Dialogi.." w rytm rytuału

"Dialogi karmelitanek" Francisa Poulenca nie są pozycją z operowego kanonu. Ale opory przed współczesne twórczością pokonać warto, zwłaszcza że na scenie Teatru Wielkiego szef muzyczny Tadeusz Kozłowski oraz reżyser i scenograf Krzysztof Kelm przygotowali godne uwagi widowisko, które zebrało już słowa uznania i świetne recenzje. W niedzielę "Premiera z Expressem"! W tej inscenizacji ważną rolę odgrywa ruch sceniczny. Autorką jest ILIANA ALVARADO.

- Jak określiłaby pani to, co oznacza ruch sceniczny?

- Choreografia to operowanie i fantazjowanie ruchem w ścisłym związku: muzyką, tematem. Ruch sceniczny zakłada większą swobodę, naturalność. Na początku reżyser zaznaczył oś niby bardzo oczywistego, że karmelitanki, czy w ogóle osoby żyjące w jakiejś regule, w zamkniętych grupach podlegają dyscyplinie i rytuałom. Ponieważ są tak skupione na pewnych czynnościach - każdy gest jest robiony z jakiegoś powodu - w tym jest coś z tańca i teatru.

- Akcja toczy się na dwu planach. Życie zakonu pokazane jest np. równolegle z przejmującą sceną śmierci przeoryszy.

- Dzieliłyśmy się pracą Dobrosławą Gutek, która zajmowała się ruchem chóru czyli karmelitanek. Precyzyjna końcowa praca przypominała mi drugi akt "Giselle" - to układanie dłoni, spojrzenia. Ogromnie lubię tematy związane z mistycyzmem. Życie takie, jak to w zakonie, ma inny wymiar. "Karmelitanki" to moja pierwsza opera.

- Jest pani autorką choreografii do eksperymentalnej realizacji "Genesis z ducha". Bliższe są pani techniki tańca nowoczesnego?

- Bazą zawsze była klasyka. Natomiast korzystam z różnych elementów tańca współczesnego, a najwięcej z tańca etnicznego. Szczególnie zajmują mnie nurty afrykańskie. A oprócz tego eksperymentowanie na własnym ciele - wyzwalanie się.

- Ma pani za sobą kubańską szkołę tańca, tak przywiązaną do klasyki, a tymczasem z pasją mówi pani o eksperymentowaniu.

- Mieliśmy tam dużo tańców etnicznych. I one przede wszystkim były zadaniami na improwizację. Moja krótka praca jako tancerki wiąże się z Teatrem Wielkim w Warszawie. Potem były różne teatry, kursy tańca i działalność samodzielna - jako tancerki improwizującej, współpracującej z tzw współczesnymi jazzmanami (Helmut Nadolski, Tomasz Stańko, Sławomir Kulpowicz).

- Nie marzyła pani o zatańczeniu w "Jeziorze łabędzim" czy "Giselle"?

- Nigdy od tego nie stroniłam, ale zawsze mnie to jakoś ograniczało. Mam za dużo zainteresowań - inspirują mnie wszystkie dziedziny życia artystycznego - tak samo malarstwo, jak rzeźba, wszelaka muzyka, słowo, literatura, porównywanie języków - bo każdy język ma swoją ponadczasową psychologię. Intrygują mnie matematyczne rozwiązania.

- Czy choreografia spełnia pani apetyt na sztukę?

- Ona jest też czymś zobowiązującym i ograniczającym. Najwięcej ekspresji mogę dać w improwizacji. Bardzo bym chciała robić kiedyś przedstawienia autorskie.

- Pani spojrzenie na sztukę poszukującą, eksperymentującą bliskie jest temu, jakie prezentuje pani mąż, kompozytor i wiolonczelista Marcin Krzyżanowski (dyrektor Teatru Wielkiego).

- To prawda, chociaż nawet jeśli jest porozumienie ideowe, to w szczegółach bardzo się różnimy.

- Jakie są kolejne pani zamierzenia?

- Zaczęłam "Echnatona" P. Glassa. Przygotowuję choreografię - praca będzie się wiązała tylko z baletem, bo śpiewacy i chór zostaną statyczni.

- A co w marzeniach?

- Zrealizować mój projekt choreograficzny - potrzebny jest do tego plener albo teren zamku. I potem kolejne... Ale nie lubię być zdana tylko na siebie, potrzeba mi współdziałania z innymi, lubię słuchać, co mówią, odnosić się do tego, więc ważne jest by trafić na wspaniałych partnerów w działaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji