Artykuły

Powiedz, że jestem

Gdyby tak przeprowadzić plebiscyt na najbardziej inspirujący twórców teatralnych mebel, to jestem przekonany, iż zdecydowanie wygrałaby... szafa! Nie żadne banalne krzesło czy stół. Napisałem to jak najpoważniej na świecie i bez odrobiny ironii. W szafie kryją się rzeczywiście niezwykłe wprost możliwości inscenizacyjne. A jedną z jej najważniejszych cech jest tajemniczość. Przeżyliśmy festiwal szaf w kolejnych realizacjach "Pułapki" Różewicza, mieliśmy szafy (było ich kilkanaście) w "Historii" Gombrowicza we wrocławskim Teatrze Kameralnym. Jest też bardzo ważna szafa w spektaklu, o którym chciałbym dzisiaj napisać, a obejrzałem go w czerwcu w Wałbrzychu. Niech to na razie będzie uwaga na marginesie, bo do szafy jeszcze wrócę.

Po teatralnych realizacjach adaptowanego własnego bestselleru "Zdążyć przed Panem Bogiem" i monodramu "Relacje", znakomita reporterka, znana pod pseudonimem Hanna Krall dała się namówić do udziału w konkursie na sztukę dla młodzieży. Zdobyła w nim III nagrodę utworem "Powiedz, że jestem". Jego prapremierę specjalnie na tegoroczny IV Ogólnopolski Festiwal Sztuk Dziecięcych i Młodzieżowych przygotował Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu, zarazem gospodarz festiwalu i współorganizator konkursu. Jury festiwalowe nagrodziło wałbrzyski spektakl w reżyserii Jana Dormana, a w tym przedstawieniu uhonorowało również nagrodą aktorską szykującą się do dyplomu studentkę wrocławskich wydziałów zamiejscowych krakowskiej PWST - Katarzynę Skolik.

Sztuka Krallowej nie jest dramaturgicznym fajerwerkiem. Kameralna, skupiona, wyciszona, opowiada historię żydowskiej dziewczynki, która przetrwała hitlerowską okupację dzięki życzliwości, odwadze i poświęceniu zupełnie obcych ludzi. Teraz sama ma córkę i usiłuje jej przybliżyć tamte okrutne czasy. Akcja zaczyna się wizytą u córki kobiety, która ocaliła jej życie ukrywając w szafie. Sama nić fabularna może nawet nie jest taka istotna. Służy ona jedynie pokazaniu jak i na ile więzy, którymi łączą obcych przecież sobie ludzi różne tragiczne i dramatyczne przeżycia są mocniejsze i trwalsze niż niekiedy więzi rodzinne.

"Powiedz, że jestem" zrealizował na maleńkiej scenie studyjnej w Wałbrzychu przeżywający jakby swoją drugą młodość twórca Teatru Dzieci Zagłębia w Będzinie - Jan Dorman. Osoba tak niezwykła, jak kontrowersyjna. Od początku artystycznej drogi Dorman przywiązywał zawsze w teatrze dużą wagę do przedmiotów. Dawał im życie, czynił je bohaterami, podnosił do rangi symbolu, alegorii. Oczywiście podobnie dzieje się z przedmiotami w sztuce Hanny Krall. W centrum scenki czy miejsca do gry dla aktorów, bo raczej tak to trzeba określać, stoi szafa. Oglądamy ją z różnych stron i w różnych funkcjach. Najmniej służy do tego, do czego szafa winna służyć zwykłym śmiertelnikom, to znaczy do przechowywania ubrań. Jest więc skrytką dla małej Żydówki i piecem (!) dla niej samej, gdy ze starszą od siebie przyjaciółką, córką właścicielki mieszkania, bawi się w inscenizację baśni o "Jasiu i Małgosi".

Dorman nie byłby oczywiście sobą, gdyby czegoś do sztuki me dorzucił. Jest więc czako pamiętające, powiedzmy Powstanie Listopadowe, dopisujące więc trochę historii polskiej rodzinie ukrywającej małe żydowskie dziecko. Jest też opaska z gwiazdą Syjonu, użyta przez reżysera w najbardziej dramatycznym momencie.

Reżyser bardzo starannie i jak się okazało trafnie, dobrał sobie obsadę. Żydowską dziewczynkę gra wspomniana już przy okazji nagród Katarzyna Skolik. Może nie we wszystkich momentach przekonywała mnie do końca. Zbyt chyba zewnętrznie i przez to chwilami infantylnie pokazywała nam dystans młodego pokolenia do delikatnych i skomplikowanych spraw dotyczących czasów ostatniej wojny. Moje zastrzeżenia dotyczą scen dziejących się współcześnie, jednak większa część dramatu dzieje się w retrospekcjach. Myślę, że dziewczęca świeżość i duża doza liryzmu właśnie w tych częściach sztuki zdecydowała o decyzji jurorów.

Trudne zadanie miała Violetta Uryga, która grała raz przyjaciółkę żydowskiej dziewczynki, raz jej matkę, bez specjalnej charakteryzacji i różnych innych zabiegów. Trochę to może utrudniało odbiór sztuki osobom, które wcześniej nie czytały dramatu Hanny Krall.

Z dużym wyczuciem i dyscypliną zagrała rolę kobiety ryzykującej życiem swoim i rodziny Teresa Musiałek. Trafiła również w klimat przedstawienia grająca Stachową, prosta kobiecinę, dobrą i szczerą Krystyna Krasowska-Stożek.

W spektaklu są tylko dwie role męskie: Janusza i jego syna grał Tadeusz Sokołowski. Obie role zrobił bardzo subtelnymi środkami, ale sugestywnie. Rozbudowaną przez reżysera postać Mężczyzny zagrał Jacek Jackowicz.

Atmosferę przedstawienia buduje bardzo prosta wtopiona w niewielką salę studyjną scenografia Wacława Kuli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji