Artykuły

MISTRZ, KOTY l lNNI

PROFESOR cieszy się tu najwyższym autorytetem. Uczestnicy świdwińskich warsztatów, twórcy sztuki dla dzieci i młodzieży traktują nie bez powodu Jana Dormana jak mistrza nad mistrze. Wiedzą też, że bez niego ich spotkanie straciłoby urok. Wszyscy też znają jego anegdoty, choćby tę o koniku. A było tak: profesor, wówczas dyrektor teatru w Będzinie, zadzwonił do przedszkola, żeby zaprosić dzieci do teatru. Wychowawczyni próbowała się wykręcić.

- Przyślę po was autobus - perswadował profesor. - Przewieziemy dzieci do teatru, a potem odwieziemy.

- Nie mamy pieniędzy na benzynę - opierała się wychowawczyni. A profesor: - To wszystko będzie gratis.

Gratisowy autobus przyjechał, przywiózł przedszkolaków do teatru dla dzieci. Jeden dzwonek, drugi. Gong, gong. Rozsuwa się kurtyna. Na scenie namalowany konik. Aktorka wychodzi, uderza batutą w kopytko - zadzwoniło. Kurtyna. Profesor wychodzi:

- Dziękuję, to wszystko.

- Dzieci pytają: - Co to było? - Wychowawczyni zirytowana:

- Pan sobie kpi, zawiadomię inspektorat - grozi.

Wychodzą. Upływają trzy dni. Nikt z inspektoratu nie interweniuje, więc profesor telefonuje do przedszkola.

- Wie pani - mówi - są tacy dziwni ludzie jak ja. Niech mi pani pomoże.

- Będzie autokar? - pyta wychowawczyni.

- Będzie - odpowiada profesor.

- Dobrze...

Przyjechały. Siadają. Gong, gong. Kurtyna. Na scenie namalowany koń. Aktorka podchodzi, głaszcze końską grzywę, słychać muzykę. Kurtyna. Dzieci wstają, wychodzą. Mijają trzy dni, profesor dzwoni, a nauczycielka, pyta: - Konik?

- Konik - odpowiada on.

- To świetnie.

- Ale widzi pani, dziś nie mogę przysłać autobusu.

- To nie szkodzi. Jest taka piękna pogoda, przyjedziemy sami.

Za pół godziny dzieci wchodzą do teatru, siadają rozgadane.

- Konik, będzie konik...

Znów gong, kurtyna. Aktorka trzyma rękę z tyłu. Na scenie namalowany koń bez ogona. Dzieci skandują chórem:

- Pani trzyma ogonek, pani trzyma ogonek.

Ogonek wraca na swoje miejsce. Dzieci klaszczą i wychodzą.

Po trzech dniach, akurat w czasie próby, telefon do profesora.

- Dzieci ustawione parami czekają na pójście do teatru.

- Dziś nie jestem przygotowany - mówi profesor. A nauczycielka: - Wie pan, co pan zrobił, dzieci przyzwyczaiły się do tych wizyt:

W telefonie chór dzieci: - My chcemy do konika, my chcemy do konika. - Przed odłożeniem słuchawki wychowawczyni zdążyła jeszcze powiedzieć:

- Błagam, niech pan przyjdzie i zobaczy sam, co tu się dzieje.

Przyszedł, zastał dzieci nad kartkami papieru. Z zapałem rysowały fruwające w górze konie, kłęby chmur urywających ogony i wiele jeszcze innych fantastycznych wizji. Procesorowi eksperyment się udał. Dzieci, zainspirowane teatrem, zaczęły tworzyć "pegazy".

KIEDY w latach 60. rozpoczął się exodus wielu milionów widzów z teatrów, nikt się nie zastanawiał nad poziomem widowisk dla dzieci i młodzieży. Zwłaszcza że teatry były wypełnione. Ilu mogło być wówczas takich ludzi jak Jan Dorman, którzy całe życie poświęcili tworzeniu własnych teatrów, w których każda sekwencja służyła pobudzeniu wyobraźni, uwrażliwieniu, a w konsekwencji uczyła nie tylko odbioru sztuki, ale i jej tworzenia.

W ostatnim dwudziestoleciu, może trzydziestoleciu nawet, teatry dla dzieci taśmowo produkowały bajki, których tani dydaktyzm nie miał nic wspólnego z wychowaniem estetycznym ani z wychowaniem dorosłego widza teatralnego. Zresztą, już dziś, wiadomo, że rzecz jest niełatwa, bowiem w swoich funkcjach wychowawczych teatr nie może powielać szkoły. Raczej - jak powiada Jan Dorman: "Jeśli szkoła zbiera siano w kupki, to teatr powinien je rozrzucać". Co nie znaczy, że to co buduje szkoła, teatr powinien burzyć. Raczej uzupełniać braki w indywidualnym rozwoju młodego człowieka, których nauczyciele, uwikłani w realizację programu szkolnego, często nawet nie dostrzegają. Czyż bowiem nie jest brakiem niedostatek fantazji, kalectwem - niewrażliwość? Gdzie jest taka szkoła, w której za fantazję i wrażliwość dostaje się dobre stopnie?

Pozostaje teatr i sztuka, których zrozumienie i odczucie może być premią.

A w ogóle, jeśli jest tak źle, co zrobić, żeby nie było gorzej?

Rok temu w Poznaniu powstał Ogólnopolski Ośrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży. Celem jego założycieli jest, najogólniej rzecz biorąc, stymulowanie twórczości dla pokolenia najmłodszych i dorastających oraz ułatwienie twórcom wzajemnych kontaktów. Wiadomo jednak, że środowiska twórcze niechętnie się przenikają i dlatego Maciej Olejniczak, dyrektor poznańskiego ośrodka wraz ze współpracownikami postanowił tego lata zorganizować warsztaty interdyscyplinarne. I choć nazwa nie brzmi zbyt zachęcająco, przyjechało w lipcu do Świdwina siedemdziesiąt osób, którym sztuka dla dzieci i młodzieży leży na sercu i spać po nocach nie daje. Są to ci wstrząsani do głębi okropnie inscenizowanymi bajkami o sierotce Marysi, Babie Jadze i czterdziestu rozbójnikach, ci, którzy nie mogą słuchać w radiu piosenek o ,,zlewających się soczkach". Przyjechali z założeniem, że pogadają z sobą, że spotkanie zaowocuje konkretnymi twórczymi dokonaniami.

Czy spotkanie w Świdwinie spełniło oczekiwania organizatorów i uczestników? Trudno powiedzieć. Jak zwykle bowiem, gdzie dwóch Polaków, tam co najmniej dwa zdania, więc dlaczego zgromadzeni w Świdwinie twórcy mieliby być jednomyślni? Może, to dobrze, że sporom i dyskusjom nie było końca. A wymiana doświadczeń?

Kiedy profesor Dorman w jednej z sal świdwińskiego zamku tworzył ze studentami wrocławskiej szkoły teatralnej drugą, po zrealizowanej w Wałbrzychu i nagrodzonej w Opolu, wersję sztuki Hanny Krall "Powiedz, że jestem", piętro wyżej pracował Andrzej Szymalski - kompozytor. Przygotowywał z warszawskimi studentami PWST "ćwiczenia do pokazu scenicznego na 9 aktorów mobilnych, grupę gapiów i instrument klawiszowy". Coś w rodzaju musicalu pt. "Eliotrym - koty" skomponował autor do wierszy T. S. Eliota.

Na dole słuchał więc profesor, nolens volens, przenikającej przez gotyckie mury interesującej muzyki, nie przypuszczając jak mogłyby się przysłużyć "Kotom" jego światłe rady. Niestety, Andrzejowi Szymalskiemu, choć warsztaty z założenia miały być wymianą doświadczeń, nawet do głowy nie przyszło, żeby poszukać rady u profesora.

No cóż, sześć (nie dziewięć) dobrze śpiewających kotów to i tak już jest coś, a że dramaturgia szwankuje, to trudno. Widzowie i tak nieźle się bawili, choć

mogliby i lepiej, gdyby cień pomysłu teatralnego sprawił, iżby rzecz "miała nogę". Tak twierdzi profesor. A kompozytor? Sam ma zresztą poczucie niedoskonałości swego spektaklu i zaklina się, że nie spocznie, dopóki go nie doszlifuje. Oczywiście, jeśli ktoś będzie chciał przedstawienie "kupić".

Po pierwszym dniu pokazów wybuchła dyskusja. Posadzona na środku sali pani Krystyna Kostaszuk z Ministerstwa Kultury i Sztuki niełatwe miała zadanie. Uczestnicy bowiem oczekiwali od niej autorytatywnego wyroku, czy to, co zrobili, jest dobre, czy złe. Nie stawiając ocen, zgodnie z założeniem, że nie o szkołę tu chodzi, lecz o teatr, jakoś uniknęła kwasów i zazdrości. Pochwaliła jedynie znakomite przedstawienie Jana Dormana i przedstawiła ogólne cele, jakie powinny przyświecać twórcom teatru dla dzieci i młodzieży. Najkrócej mówiąc, teatr powinien przez stawianie pytań, na które dziecko samo sobie odpowiada, kształcić umiejętność wybierania wyższych wartości, pobudzać wrażliwość, uczyć żyć.

Jeśli padł jakiś zarzut pod adresem zgromadzonych, to ten jedynie, że nie zawsze tworzą z myślą o odbiorcy. A tym czasem młody widz wymaga, jak wiadomo, innych środków wyrazu niż człowiek dorosły. To stwierdzenie wywołało dyskusję, która tylko dlatego pewnie nie okazała się burzliwa, że pora była mocno spóźniona. I tak jednak niektórzy z obecnych nie bez pewnych racji twierdzili, że teatr dzieli się na dobry i zły, a nie dorosły i dziecięcy. Profesor Dorman np. utrzymuje, że już dziecko powinno umieć czytać na scenie Samuela Becketta.

Po obejrzeniu dormanowskiego przedstawienia sztuki Hanny Krall, zresztą niełatwej, przypuszczam, że profesor ma rację. "Powiedz, że jestem" to sztuka o samotności, niepokojach i przerażeniu małej żydowskiej dziewczynki ukrywającej się między szafą i ścianą, skazanej prawie wyłącznie na towarzystwo ukochanych wyszarzałych lalek, którym powierza swoje kłopoty...

"Za dzień się nie spotkamy, za tydzień się nie spotkamy, za rok się nie spotkamy..." Tę kwestię mówi do lalki dziewczynka w konwencji litanii, zrozumiałej dla dzieci i dorosłych, bo komu, jeśli nie lalce, dziecko powierzy swe troski, kto jak nie lalka pozwoli przetrwać.

Na tasiemcowe partytury swoich przedstawień nanosi profesor gotowe, wyciągnięte z szufladek, konwencje i z nich buduje metaforę. Dzięki nim mówi do wszystkich o samotności, okrucieństwie wojny, podłości i wielkości człowieka.

Subtelna gra studentki wrocławskiej szkoły teatralnej, a przede wszystkim reżyserskie zabiegi Jana Dormana uczyniły ze spektaklu perełkę. Po jej obejrzeniu wierzę już, że Beckett, Joyce i licho wie kto jeszcze w dormanowskim wydaniu będą dostępni dla dzieci.

WRACAJĄC jednak do wymiany doświadczeń na świdwińskich spotkaniach uczciwie trzeba przyznać, że nie wszyscy sobie "rzepkę skrobali". A contrario do "Kotów", ,,Spółka z nieograniczoną odpowiedzialnością'' w składzie Małgorzata Abramowicz, Mieczysław Abramowicz i inni w spółce muzycznej z Andrzejem Szymalskim i Barbarą Zakrzewską-Nikiporczyk, przedstawiła "Anonimacje przedmiotem, między innymi rurą". Na moje, nie nawykłe do takich zabiegów, oko, była to również "anonimacja" spodniami, które spadły pod koniec spektaklu, ku uciesze gawiedzi obnażając całkiem zwykłą d...

Obejrzeliśmy więc kilka etiud, tworzonych - jak przyznali autorzy - bez myśli o konkretnych adresatach, choć trzeba przyznać, że animowane przedmioty, ożywiona materia czy rura mogą spełnić swoją rolę jako część całości. Tymczasem poznański teatr Wierzbak, działający całkiem serio zgodnie z ustawą z 1934 roku jako "spółka z ograniczoną odpowiedzialnością" przedstawił zgromadzonej licznie publiczności "Różę", na motywach "Małego księcia" A. de Saint Exupery'ego, przedstawienie nie najgorsze, choć nieco inscenizacyjnie nudne. Na dodatek w przedstawieniu całkowicie przeinaczono ideę autora. Pół biedy, że tekst głównego bohatera przypisano w spektaklu Róży: "Będzie ci przykro. Będę robiła wrażenie umarłej (umarłego), ale to nie będzie prawda... To będzie jak stara porzucona łupina". Gorzej, że w końcu w wierzbakowym przedstawieniu mały książę ginie samobójczą śmiercią. Unicestwiony czym? Kolcem róży, a może strzykawką narkomana. Odchodzi, nie pozostawiając cienia nadziei, w aurze obcej przecież dziełu Saint Exupery'ego.

Pożegnalna kolacja. Bogdan Wąsiel odpiera ataki przeciwników swego przedstawienia argumentami, że nie ma zwyczaju padać na kolana przed jakimkolwiek autorem. Można to nawet zrozumieć, trudniej pojąć, dlaczego szarga cudzy tekst, zamiast napisać własny w duchu ostatnio modnego pesymizmu. Ja, która dla dodania sobie ducha czytuję "Małego księcia", nie pozwolę, żeby ktokolwiek mi go odbierał.

Świdwińskie spotkania minęły. Kto przyjedzie w przyszłym roku?

Pani Anna Samecka z Ośrodka Sztuki dla Dzieci i Młodzieży mówi, że teraz wiadomo kto kim jest i czego szuka. To jest najważniejszy kapitał zdobyty w Świdwinie. Z nim już w przyszłym roku będzie można korygować błędy i naprawiać nieporozumienia. Nie bez znaczenia jest również pozostawienie w świdwińskim średniowiecznym zamku zapaleńców - gospodarzy, pracowników ośrodka kultury, którzy do swoich codziennych działań dołożyli jeszcze jedno, chyba w nie najgorszym gatunku. Pozostanie również w Świdwinie jako pamiątka po warsztatach coś całkiem niezwykłego. Dom, a właściwie jego ruiny, udostępnione tutejszym dzieciom z inspiracji Anny Nawrot, nauczycielki ze szkoły w Moszenkach pod Lublinem, ozdobione zostały malarstwem i rozmaitymi formami przestrzennymi. Było to tworzenie sztuki i zabawa w grę wyobraźni, której wspomnienie przetrwa.

"Od dzieci wiele się można nauczyć - mówi Jan Dorman. - Ciągle od nich uczę się teatru, więc one w moim teatrze muszą nauczyć się żyć."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji