Plusy
PLUSY
1. Sztuka oparta jest na ciekawym i dobrze zrealizowanym koncepcie - miłosne perypetie dwojga trzydziestolatków opowiadane są z perspektywy Psa (Marcin Kobierski). To jedna z lepszych ról młodego aktora (do tej pory obsadzanego niezbyt szczęśliwie), zagrana z poczuciem humoru i pełną wdzięku nonszalancją. Pomysł ten nie tylko stwarza okazję do dobrej zabawy (szamotanina kochanków, relacjonowana z pozycji czworonoga, który przykłada do zachowań państwa swój prosty system wartości, wygląda naprawdę komicznie), ale też pozwala pokazać niedojrzałość, samookłamywanie się i powierzchowność łączących ich relacji. Zaskakująca wolta akcji w drugiej części spektaklu, który od tego momentu zaczyna zmierzać w stronę czystego absurdu, czyni z tej opowiastki coś więcej niż teatralną komedię romantyczną.
2. Zaangażowanie aktorów, które wyraża się intensywnością ich istnienia na scenie. Ewelina Starejki i Jakub Bohosiewicz grają z precyzją i finezją, umiejętnie balansują na granicy powagi i zabawy, niejednokrotnie zwracając się wprost do konkretnych widzów, co sprawia, że w ich wykonaniu ta "miłosna historia, jakich wiele" naprawdę wciąga. Dramat niedopasowania, emocjonalnego zagubienia i braku szczerości zaczyna nas uwierać.
3. Scenografia, a ściślej mówiąc aranżacja przestrzeni oraz kilka niezbędnych rekwizytów wyciąganych z szuflad pod podestami zostały obmyślone funkcjonalnie. Spektakl grany jest w niemal pustym kwadracie sceny otoczonej z czterech stron widownią, co sprzyja sytuacji podglądania, w jakiej znaleźli się widzowie. Silna pąsowo-fioletowa plama kolorystyczna pościeli kochanków zestawiona z bezbarwnością tła (rekwizyty, kostiumy) jest nie tylko efektowna, ale i wymowna.