Artykuły

Uroczyste Ścięte drzewa

Uroczyste przedstawienie tygodnia jubileuszowego pt. "Ścięte drzewa".

Nie pierwsza to adaptacja "Sławy i chwały" Iwaszkiewicza. Parę lat temu pokusił się o taką nawet teatr telewizji. Nie ma chyba miłośnika powieści, któremu zrealizo­wane adaptacje sceniczne podobałyby się. Zawsze czegoś w nich brakowało. Wyrazy uznania dla GRZEGORZA MRÓWCZYŃSKIEGO za to że odważył się zmierzyć z tworem tak wielowątkowym i wielowymiarowym. Wierne jego przeniesienie na deski teatru byłoby niemożliwe i wręcz niewskazane - należało wyeksponować jeden temat bohatera, należało dziełu nadać jeden, określony wymiar, reszta musiała paść ofiarą ołówka adaptatora.

Mrówczyński główną postacią widowiska uczynił Janusza Myszyńskiego, który tylko w niektórych partiach powieści Iwaszkiewicza stanowił centrum świata przedstawionego dzieląc swą uprzywilejowaną pozycję z rodzinami Rojskich, Gołąbków i Szyllerów. W bydgoskim przedstawieniu tylko rodzina Szyllerów miała swój skromny udział. Rodzina Rajskich nie występowała wcale, natomiast Gołąbków reprezentował Andrzej, stanowiący jakby kompilację z inną postacią powieściową - synem Ma­rii Bilińskiej.

Wydaje się iż opisane zabiegi adaptacyjne nawet jeśli zawężają problematykę powieści, są w pełni uzasadnione - dyktowało je zarówno tworzywo sztuki teatralnej, jak i określona wizja interpretacyjna adaptatora. Owo tworzywo czyniące czas teraźniejszy jedynym możliwym czasem akcji scenicznej zadecydowało też o potraktowaniu Janusza Wyszyńskiego ja­ko narratora, medium opowiadającego i przywołującego na scenę ciąg obrazów z przeszłości, których on sam był przedmiotem i podmiotem. Ale adaptator zdecydował się pójść dalej - uczynił z Janusza bezpośrednie porte parole Iwaszkiewicza - zewnętrznym tego przejawem, były wiersze poety recytowane przez bohatera.

Potraktowanie Janusza Myszyńskiego jako człowieka dojrzałego o w pełni określonej filozofii życiowej i ukształtowanym światopoglądzie wywołało parę "zgrzytów" psychologicznych, wprowadziła swoisty efekt obcości w tych przywołanych obra­zach z przeszłości, które wymagały udziału człowieka młodego, stopniowo dopiero zdobywającego wiedzę o świecie i ludziach. Jeszcze więcej kontrowersji wzbudziło pominięcie w przedsta­wieniu udziału Muszyńskiego najpierw w walkach korpusu polskiego w okresie rewolucji, a potem w wojnie 1920 r. Prze­cież te wydarzenia stanowiły bodaj najważniejsze czynniki kształtujące określony sposób widzenia rzeczywistości.

W widowisku widzimy Myszyńskiego bratającego się z komunistą Jankiem Wiewiórskim, z lekceważeniem i dystansem od­noszącego się do własnego tytułu hrabiowskiego - po zasto­sowanych skreśleniach brakuje pełnej motywacji psychologi­cznej takiego zachowania.

Z największą "tolerancją" odniósł się adaptator do fragmentów powieści posiadających najmocniejszy ładunek ideowy (rozmowa ks Bilińskiej z Kazimierzem Spychałą, czy dyskusja Andrzeja z przypadkowo spotkanym reprezentantem światopoglądu komunistycznego). Zubożono w ten sposób sferę psychologiczną, choć zdołano ustrzec się od spektaklu rezonerskiego pozostającego w dysharmonii wobec filozofii powieści, subtelnie penetrującej wnętrza bohaterów.

Wątpliwości rodzi też wykorzystanie oprawy muzycznej będącej kompilacją autentycznych pieśni, czy znanych utworów funkcjonujących w świadomości widzów na zasadzie symbolu. Tak np rewolucje ilustruje Międzynarodówka, w momencie lirycznej rozmowy Janusza z Zosią słychać dźwięki Chopina itd. A przecież oba wymienione przykładowo wydarzenia mają w powieści wiele podkładów filozoficznych, często wewnętrznie sprzecznych o sensie wcale nie tak jednoznacznie określonym jak mogłaby to sugerować zastosowana muzyka.

Pomimo wszystkich wątpliwości, od których nie jest wolna żadna adaptacja utworu znanego, a tym, bardziej tak potęż­nego jak powieść Iwaszkiewicza, przedstawienie bydgoskie należy uznać za przedsięwzięcie odważnie wkraczające w sferę zdarzeniową i tkankę ideową literackiego pierwowzoru a przecież w rażący sposób nie naruszające podstaw konstrukcyjnych powieści. Na słowa uznania zasługuje twórca oprawy scenograficznej MARIAN IWANOWICZ . Zbyt wiele różnorodnych tendencji i zbyt wiele mistrzów patronuje naszym aktorom. W grze ROMANA METZLERA np odtwarzającego postać Myszyńskiego, choć widać było staran­ne przygotowanie roli, nazbyt widoczne były te elementy, któ­re dawniej określano jako emploi amanta.

Natomiast objawieniem sobotniej premiery była gra WOJCIECHA SIEDLECKIEGO . Jego Andrzej porywał prawdą i siłą. Sobotnia premiera na scenie Teatru Polskiego jeszcze raz wykazała że w teatrze naszym tkwi olbrzymi potencjał twór­czy którego właściwe wykorzystanie dać może przedstawienie interesujące, choć niewolne od kontrowersji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji