Artykuły

Czarodziejska miłość bez czarów

"Orlando" Georga Friedricha Haendela w reż. Natalii Kozłowskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

"Orlando" to urocze arcydzieło barokowe, ale w zabytkowym Teatrze Królewskim podane jednak w tonie zbyt serio.

W Europie takie wnętrza od dawna służą muzyce dawnej, u nas przez dekady unikalny, zachowany w nienaruszonym kształcie XVIII-wieczny Teatr Królewski w warszawskich Łazienkach stał zamknięty. Rok temu dyrekcja wpuściła tam jednak Stowarzyszenie "Dramma per musica" i jest szansa, że będzie ono korzystać z tej sceny częściej. A ubiegłoroczna premiera "Agrippiny" Händla teraz stała się jedynie dodatkiem do I Festiwalu Oper Barokowych.

Na świecie kwitnie moda na dawne dzieła sceniczne. Polskie teatry - ze szlachetnym wyjątkiem Warszawskiej Opery Kameralnej - udają, że historia opery zaczyna się dopiero od Mozarta. To, co robi Stowarzyszenie "Dramma per musica", ma więc charakter prekursorski. Tym bardziej że sięga po utwory nigdy w Polsce niewystawiane. A o skali zaniedbania świadczy fakt, że wśród nich jest także "Orlando", arcydzieło opery barokowej mistrza Händla.

Jeśli ktoś uważa, że opera barokowa to jedynie zestaw długich, monotonnych arii, którymi popisują się śpiewacy, poznawszy "Orlanda", będzie musiał zmienić zdanie. W trzyaktowej opowieści rozpisanej zaledwie na pięć osób, której tematem jest miłość, Händel odmalował muzyką wszystkie odcienie tego najważniejszego z ludzkich uczuć.

Jest także "Orlando" dowodem wiary w siłę teatru, który może wyczarować świat pełen cudów. Ta opowieść toczy się bowiem na pograniczu realności i fantazji, bo nad losami czworga zakochanych czuwa Zoroastro, z czarami gotowy wkroczyć do akcji, by doprowadzić do szczęśliwego finału.

Reżyserka Natalia Kozłowska i scenografka Julia Skrzynecka wyczarowały tajemniczy, piękny ogród, jakby łazienkowski park wkroczył do Teatru Królewskiego. Wśród drzew błąkają się zakochani, niczym bohaterowie "Snu nocy letniej". Nie ma jednak bajkowej atmosfery komedii Szekspira, ubrany w garnitur Zoroastro nie przypomina Oberona gotowego do miłosnych psot. To raczej sumienny boski urzędnik niż ktoś, kto ma czarodziejską moc.

Pozostali bohaterowie w prostych, białych ubraniach też są nazbyt zwyczajni i początkowy urok przedstawienia powszednieje. Brakuje napięcia i narastających emocji albo odrobiny żartobliwego dystansu, czegoś, co uchroniłoby spektakl od monotonii powtarzalnych zdarzeń.

W przeciwieństwie do intrygującej teatralnie ubiegłorocznej "Agrippiny", "Orlando" bardziej przykuwa uwagę samą muzyką. Stworzony przez Stowarzyszenie Royal Baroque Ensemble, którym od klawesynu dyryguje Liliana Stawarz, wykorzystał ten rok na podniesienie swego poziomu i jest obecnie równorzędnym partnerem solistów.

Ich kwintet tworzą: koloraturowo rezolutna Dagmara Barna, liryczna Aleksandra Zamojska, potężnie brzmiący bas Artur Janda, obdarzony ładnym, choć delikatnym kontratenorem Damian Ganclarski oraz drugi kontratenor Jakub Monowid. On śpiewa najbardziej stylowo, ale jego głos nie ma tej siły, by oddać wszystkie stany emocjonalne Orlanda - od sennej melancholii do szaleństwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji