Artykuły

Teatr z Nowej Huty - zdemaskowany

Teatr Ludowy z Nowej Huty, popularnie zwany "teatrem Skuszanki" od nazwiska jego artystycznego kierownika - po długiej przerwie "ujawnił się" w Warszawie. To spotkanie z widzami stołecznymi, a zwłaszcza z warszawskim światem teatralnym miało charakter nieco sensacyjny. Dyskusja tocząca się wokół tego teatru, swego czasu bardzo namiętna i głośna, bynajmniej nie wygasła. Raczej tylko przycichła. Pamiętamy wszyscy zasadnicze problemy tej dyskusji: czy taki teatr - teatr ryzykowny, nowoczesny, teatr poszukiwań - powinien istnieć właśnie w Nowej Hucie, w środowisku robotniczym, nie nawykłym do teatru? Czy robotników należy zaprowadzić najpierw na Fredrę i Zapolską, a potem dopiero na Camusa, czy też można od razu? Czy też w ogóle dla nich tylko Fredro?

Żalono się szeroko, że robotnicy nic z tego teatru nie rozumieją i w ogóle do niego nie chodzą. Potem, kiedy teatr wykazał się przeciętną frekwencją na widowni ponad 80%, fachowcy od komunikacji między Nową Hutą a Krakowem twierdzili, że salę wypełniają krakowiacy. To oskarżenie bardzo poważnie brzmi w Warszawie, bo wiadomo przecież, że dla warszawiaka każdy krakowiak to centuś, cwancygier i były c. k. radca, że przecież nie ma wśród nich nijakich postępowców - więc jakim to gustom schlebia teatr z Nowej Huty? Kiedy po paru latach działania teatru z przeglądu repertuaru wynikło, że prócz Camusa gra się tam również Szekspira i Broszkiewicza, Goldoniego i Dąbrowską, Nasha i także Fredrę - a więc rzeczy nie takie znów elitarne - przeciwnicy teatru zwolna tracili nadzieję. I wtedy padła myśl: należy zdemaskować teatr Skuszanki na drodze analizy artystycznej. Powinno się okazać, że to teatr po prostu niedobry - i wtedy sprawa stanie nareszcie na twardym gruncie.

Występy teatru Skuszanki i Krasowskiego w Warszawie stały się okazją do demaskowania. W ciągu pięciu dni ich pobytu, w czasie których pokazano trzy przedstawienia, na sali Teatru Polskiego zasiadł komplet widzów - i co najdziwniejsze, zdemaskował. Teatr z Nowej Huty okazał się teatrem bez tajemnic. "Ach, teraz już wiemy, cały sekret to scenografia - ale o co w niej właściwie chodzi?", albo: "Ach, teraz już wiemy, mają słabych aktorów i zasłaniają się inscenizacją..." Istotnie, jakie to proste, inscenizacja i scenografia? Jedyny dotąd Stefan Treugutt, którego głos w "Przeglądzie Kulturalnym" powitałem z najwyższą radością, sprzeciwił się chóralnemu międleniu tematu za pomocą kilku prymitywnych kijanek.

A jeszcze zarzut, że Skuszanka i Krasowski prowadzą w Nowej Hucie teatr stołeczny? To pewnie prawem rewanżu. Skoro mamy w stolicy kilka teatrów prowincjonalnych, dlaczegóż prowincja nie miałaby mieć kilku stołecznych? Łatwiej widzowi z Warszawy trafić na prowincję, niż z prowincji do Warszawy. Po prostu teatr w Nowej Hucie stara się być teatrem na poziomie, bez ulgowej taryfy dla regionalnych przedsięwzięć, bez łatwizny i uproszczeń. Jeżeli to są ambicje na miarę centralną, to tym lepiej dla stanu naszej ogólnonarodowej Kultury.

Jest to teatr ogromnie interesujący. Rzadko się zdarza zobaczyć rezultaty twórczości ludzi, którzy traktują materię teatru jako coś tak żywego, elastycznego i plastycznego. Ich teatr jest energiczny i dynamiczny. Pokazali w Warszawie trzy przedstawienia: "R a d o ś ć z o d z y s k a n e g o ś m i e t n i k a" według powieści Kadena Bandrowskiego, "O r e s t e j ę" Ajschylosa i "S e n s r e b r n y S a l o m e i" Słowackiego. Trzy sztuki - trzy parafie artystyczne. Ale w tym teatrze dzięki jego aktywności, z chwilą gdy tekst przez ich działanie staje się przedstawieniem - te trzy spektakle stają się jednorodne, zrodzone ze wspólnej myśli. Trudno: Słowacki nie jest tu Słowackim, Ajschylos nie jest Ajschylosem, a Bandrowski - Bandrowskim; lecz dobrze - jest żywy teatr, jest aktualna, współczesna scena, mówiąca do żywych ludzi. Pogwałcono profesorskie kanony? Nic nie szkodzi, to nie z przekory, nie z naiwności lub niewiedzy, nie dla satysfakcji przeinaczania, po prostu kanony ominięto. Okazały się nieważne. Teatr zrobił te trzy przedstawienia z potrzeby stworzenia aktualnego widowiska, z poczucia żywego związku z otaczającym światem.

Pognębienie profesorów jest ubocznym efektem, a nie celem twórczości nowohuckiego teatru. Ich scena zwraca się do zwykłego widza, dla którego najczęściej obojętna jest skomplikowana wewnętrzna problematyka teatru i literatury - historyczne rodowody i koligacje autorów, czystość stylu, interpretacji i tak dalej... Widz żyje dziś, patrzy dziś, widz jest najbardziej dzisiejszy i aktualny - ogląda sztukę dzisiejszymi oczyma. Teatr z Nowej Huty stara się, by w tej dziedzinie nie powstawały żadne kolizje między sceną a widzem. Naturalnie są teatry, które stawiają sobie całkiem inne zadania i realizują je w sposób bardzo piękny, dostarczając widzom wielu wspaniałych przeżyć, choć mają do literatury teatralnej i do teatru stosunek całkiem uległy, wierny, katechizmowy. Nie potępiając ich za to, trzeba jednak przyznać, że działalność takich scen jak Nowa Huta co najmniej interesuje śmiałością, ryzykiem, agresywnością wobec widza i wobec instytucji teatru.

Mimo wszystkich popełnionych błędów adaptacyjnych czy konstrukcyjnych - przeniesienie na scenę powieści Kadena "Generał Barcz" jest sukcesem niewątpliwym. To wielkie, pełne drwiny i wielu pożytecznych nauk widowisko polityczne. Jego znaczenie polega nie tylko na tym, że stanowi ono groteskowy, ironiczny i mimo wszystko pełen gorzkiej powagi komentarz do niedawnej przeszłości naszej ojczyzny. Nie jest to tylko satyra na przedwojennych generałów i pułkowników szarpiących na wszystkie strony mniej i bardziej cuchnące "skarby" z odzyskanego po latach niewoli ojczystego śmietnika. Jest w tym widowisku przedstawiony niejeden sekret z tajemnic władzy i rządzenia - jest tu przedstawiona historia niejednej kariery politycznej. Dość jasne są aluzje do przeróżnych sprężyn i mechanizmów społecznych, gdzieś tam jeszcze u nas do dziś drzemiących, choć przecie mocno już zardzewiałych.

A "O r e s t e j a", która tyle wzbudziła zastrzeżeń w warszawskim środowisku teatralnym? Wprawdzie przedstawienie istotnie było potężnie nudne i najbardziej może z pokazanych wątpliwe, ale trudno nie dostrzec bardzo ambitnego zamiaru twórców, by ta klasyczna grecka tragedia przemówiła bez stylistycznych, wygładzonych podpórek, bez sztafażu rzekomo greckiej klasyczności i rzekomo greckiego umiaru - by przemówiła swoją surowo ciosaną moralistyką, swoja prymitywną konstrukcją, swoją twardą dydaktyką, swoją brutalnością - wprost do widza. Jeśli dwa pierwsze akty nie były zbyt w tym dziele udane - to akt trzeci, scena sądu nad Orestesem w Atenach, była świetnym widowiskiem ludowym, bliskim w swej prostocie teatrowi ludowemu.

A "S e n s r e b r n y S a l o m e i" jako widowisko społeczne pełne aktualnych aluzji i skojarzeń? Wyraźne są ambicje polityczne tego zespołu, który widzi swój teatr jako żywy instrument politycznego i społecznego wychowywania widza poprzez najprostsze, nowoczesne, śmiałe rozwiązania teatralne.

To jest właśnie ich domena i w tym kierunku idzie cała aktywność tego teatru; każde przedstawienie budują tak, że można w nim poznać ich twórczą inicjatywę, ich oryginalne, własne słowo. Muszę przyznać, że nie zawsze są jednakowo w tym staraniu trafni. Uważam, że scenografia w tym teatrze, choć wspaniale żywiołowa i bardzo odrębna, choć najbardziej ekspansywna ze wszystkich stosowanych przez nich środków - jest często przez to właśnie, męcząca, prawie nachalna, przesadnie i bez pożytku nie skoordynowana z resztą środków ekspresji. Aktorzy są istotnie nie najlepsi, a cały teatr ma trochę niemile brzmiący dla dzisiejszych naszych gustów ton proroczy - mistyczny, wieszczowaty. Mało w tym zwykłej zabawy, mało śmiechu, za wiele znaczących podkreśleń i starań o słuszne i w pełni umotywowane podteksty. Chciałoby się po prostu zobaczyć na tej scenie rzeczy utrzymane w bardziej naturalnej tonacji, nieskrępowane nie tylko kanonami starych gustów i stylów, ale także własnym gustem, stylem i poglądami. Takie skrępowanie daje się chwilami wyczuć, wówczas scena przedstawia obraz nieco wymuszony.

Ale to nie jest bardzo groźne. Najważniejsze jest to, że Teatr Ludowy z Nowej Huty to rzadki u nas przykład teatru twórczego, żywego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji