Artykuły

Dramat hrabiego Henryka

Z GÓRĄ dwadzieścia lat minęło od ostatniej schillerowskiej inscenizacji "Nieboskiej komedii". Nowe opracowanie poematu Krasińskiego, przygotowane w r. 1949 przez Leona Schillera, nie doczekało się realizacji. Toczyły się natomiast dyskusje i spory na temat: czy i jak wystawiać dziś "piekielną komedię"? Skoro więc Bohdan Korzeniewski spróbował konkretnie odpowiedzieć na te pytania, sprawie towarzyszy zrozumiałe zainteresowanie. Premiera "Nieboskiej"* ściągnęła do Łodzi liczne grono warszawskich artystów i krytyków. Stwierdzić muszę na wstępie, że przedstawienie mnie rozczarowało. Nie zabrzmiały w nim tony wielkiej poezji, opromieniającej dramat nazwany przez Mickiewicza "jękiem człowieka genialnego, który widzi cały ogrom, całą trudność zadań społecznych, a nie wzniósł się jeszcze dość wysoko, aby mógł dojrzeć ich rozwiązanie".

Przypomnijmy, że z doświadczeń francuskich zrodził się ten utwór 21-letniego poety, bywalca salonów arystokratycznych za czasów Ludwika Filipa. Współczesne ruchy społeczne: bunty tkaczy lyońskich i wystąpienia robotników paryskich potęgowały w tych środowiskach zrozumiały lęk przed powtórzeniem się jakobińskiego terroru. W tej atmosferze kształtował się pogląd Krasińskiego na rewolucję jako zjawisko destrukcyjne, grożące zagładą kultury. Taki stosunek do rewolucji przetrwał w paryskim "le noble faubourg" do naszych czasów; znalazł też odbicie w "Nieboskiej komedii", transponującej nastroje porewolucyjnej Francji na stosunki polskie. Stwarzając proroczą wizję poetycką, wybiega Krasiński w przyszłość; w sposób śmiały i nowatorski porusza problem walki dwóch światów, tragicznej lecz nieuniknionej walki klas społecznych. I choć obiektywizm poety nie sięga tak daleko, by po zważeniu racji obu stron zdołał wyraźnie wskazać kierunki dalszego rozwoju społecznego, w pewnym stopniu uzasadnia jednak konieczność rewolucyjnych przemian. Ten dyskursywny charakter dzieła był punktem wyjścia słynnych inscenizacji Leona Schillera, który akcentował w dramacie Krasińskiego przede wszystkim motyw rewolucji jako nieuchronnej siły, zmieniającej oblicze świata, niosącej zagładę obrońcom "Okopów św. Trójcy".

W interpretacji Korzeniewskiego "Nieboska komedia" rysuje się jako dramat hrabiego Henryka. Wynika to z jednej strony z faktu, że pierwsza część przedstawienia, ukazująca tragedię rodzinną, jest pod względem artystycznym najbardziej udana, silnie przemawia do wyobraźni widza; z drugiej strony - zbyt jaskrawo i drastycznie uwypuklił inscenizator te elementy tekstu, które kreślą satyryczny, a nawet karykaturalny obraz rewolucji, przedstawiając ją jako "pląsy motłochu", jako żywiołową i chaotyczną siłę, wyzwalającą tylko złe instynkty, żądzę zemsty, chęć użycia. Powstał po prostu zjadliwy pamflet na rewolucję. Jej odrażający obraz nie ma przeciwwagi; obraz środowiska arystokratycznego, które Krasiński ocenia przecież krytycznie, nie został dość wyraziście wyeksponowany. Postacie feudałów ubranych w jednakowe, zielono-szafirowe kostiumy, nie prezentują swych typowych i jaskrawych cech ujemnych. W scenach zbiorowych brak splendoru, zewnętrznego blasku życia salonowego, z którym powinien kontrastować tłum rewolucyjny. Są to raczej przygaszeni i zubożali posiadacze po reformie rolnej. Antyrewolucyjna postawa Henryka może się wydać uzasadniona. Bohater dramatu jest wyidealizowany.

W pewnym stopniu osłabia wrażenie obsada roli czołowej. Mieczysław Voigt nie jest porywającym poetą. Raczej kamiennym posągiem dekoracyjnym ucharakteryzowanym na wzór portretów Krasińskiego. Voigt nie narzuca przekonania, że bohater jest wybitną jednostką, wrażliwą i silnie przeżywającą konflikty wewnętrzne. Za mało subtelnie operuje głosem, krzykiem zabija dramatyczny wyraz tekstu.

Warto się zastanowić, czy koniecznie trzeba dążyć do aktualizowania treści rewolucyjnych "Nieboskiej komedii" w naszych czasach, skoro historia w sposób nieodwracalny rozstrzygnęła już zasadnicze spory ideowe, stanowiące trzon tego dramatu? W latach trzydziestych, gdy powstawały inscenizacje Schillera, owe kontrowersje brzmiały współcześnie, włączały się w nurt walki politycznych obozów. Po przemianach ostatniego dwudziestolecia sprawy te nabrały innego sensu. "Nieboska komedia" jest dla dzisiejszego widza dramatem raczej historycznym, ukazującym jeden z etapów drogi do naszej współczesności. Sądzę, że obecnie należałoby inscenizować ten dramat z wiernym zachowaniem kolorytu historycznego. Pozwoliłoby to uniknąć wielu nieporozumień i niejasności. I zwiększyć atrakcyjność utworu, którego retoryka i konwencjonalne obrazy wymagają odpowiedników w środkach scenicznych. Zwłaszcza druga, istotna część dramatu, nużąca nadmiarem frazesów rzucanych w politycznych starciach.

Kompozycja plastyczna Józefa Szajny, który w nowej wersji powtarza oprawę dekoracyjną do "Stanu oblężenia" Camusa w formie barwnego panneau zawieszonego nad pustą sceną, nie jest zharmonizowana z tekstem poematu romantycznego.

Obok strojów z epoki rewolucji francuskiej wprowadzono kostiumy z czasów romantyzmu i współczesne ubrania robotników fabrycznych, którzy wnoszą na tykach głowy zgilotynowanych arystokratów w rokokowych perukach. Akcent parodystyczny. Cztery postacie towarzyszące rozmyślaniom Henryka ubrane są w pretensjonalne jedwabne pelerynki, a Szatan - Dziewica oraz inne złe duchy paradują w obcisłych trykotach jak elfy w "gałczyńskim" "Śnie nocy letniej". Dążenie do uwspółcześnienia dramatu podkreśla muzyka Grażyny Bacewiczówny. Lapidarna, wyrazista, chwilami przejmująca; "Etiuda rewolucyjna" wywołuje silne wrażenie.

Nie brak w tym przedstawieniu świetnych pomysłów reżyserskich. Do najbardziej udanych należą sceny w szpitalu wariatów, zamykające pierwszą część spektaklu mocnym akcentem dramatycznym. Zygmunt Malawski, Janusz Kłosiński, Edward Wichura i Bohdan Mikuć tworzą wstrząsającą grupę obłąkanych. Zofia Petri w roli Żony, to najwybitniejsza pozycja aktorska spektaklu, co także przyczynia się do przesunięcia punktu ciężkości na pierwszą część dramatu. Pełna kobiecego uroku, szlachetna w ruchach i gestach, prawdziwie romantyczna heroina wyraża znakomicie stopniowe uginanie się Marii pod ciężarem życiowych rozczarowań, które ją prowadzą do obłędu. Pięknie mówi tekst, oddając jego natężenie uczuciowe. Subtelnie i lirycznie gra rolę Orcia Wanda Ostrowska. Wojciech Pilarski kreśli wyrazistą sylwetkę Pankracego, Michał Pawlicki - Leonarda. W przedstawieniu uczestniczy cały zespól. Niektórzy artyści dźwigają po kilka ról (np. Zintel: z lekarza przekształca się w rzeźnika, później w arystokratę). Wkład pracy ogromny. Szkoda, że nie rozpala płomienia poezji, która błyska tylko nikłymi iskierkami tłumiona próbą racjonalistycznej interpretacji poetyckich treści mistycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji