Zemsta Mefista
BYWAJĄ premiery teatralne, o których się mówi, że są "oczekiwane". Tak się składało, że premiery w warszawskim Teatrze Polskim były dotąd oczekiwane głównie przez osoby złośliwe.
I wreszcie przychodzi taka premiera, jak "Faust". Sztukę napisał Johann Wolfgang Goethe, przełożył Maciej Zenon Bordowicz, reżyserował Józef Szajna. Taki zestaw nazwisk wróży wiele dobrego. Ponadto w tak zwanych kołach teatralnych mówiło się wiele o ambicjach i nadziejach, jakie wiąże reżyser, dyrekcja i zespół Teatru Polskiego z tą premierą. Czy nadzieje te - tym razem nadzieje teatru, widza i recenzenta - zostały spełnione? W pewnej mierze tak. To znaczy nadzieje osób, które zamierzały zobaczyć na scenie Teatr. Piszę "teatr" przez duże T, ponieważ mam na myśli teatr jako zjawisko. Gdzie dziś można jeszcze obejrzeć krew, lejącą się po scenie "jak żywa", gdzie buchają płomienie i snują się dymy? Gdzie pojawia się śmierć w przerażającej postaci z rycin Dürera? Teatr Szajny pozostał ostatnim siedliskiem takich spraw i miłośnik okropności może tu znaleźć wiele dla siebie.
Czy tyle samo znajdzie dla siebie miłośnik "Fausta". W programie przedstawienia można wyczytać szereg złotych myśli reżysera. Na ogół są one bardzo mętne (np. "Jeśli Duch jest barwą okrutnej bieli, Mefisto - czerni, ale żywiołowej, życiodajnej, to Faust jest szarością pomiędzy nimi, bohaterem pozytywnym jako indywidualność w zunifikowanym świecie współczesnym"), ale można z nich wyczytać chęć potraktowania dramatu w sposób nowy i nowoczesny, chęć powiedzenia czegoś bardzo ważnego ludziom współczesnym za pośrednictwem i ustami Fausta. Chyba temu samemu ma służyć nowy przekład, dokonywany przez człowieka młodego, współczesnego poetę.
Wszystko to pozostaje w sferze zamiarów i deklaracji. Wymowa widowiska pt. "Faust" - świadomie używam sformułowania "widowisko" - staje się zrozumiałe na podstawie lektury programu, i starannym przemyśleniu niezbyt jasnych wypowiedzi reżysera, nie zaś na podstawie tego, co można na scenie zobaczyć. Zaś można tam zobaczyć właśnie "widowisko", widowisko pomyślane z niezwykłym rozmachem plastycznym, któremu - jak się okazało - nie zawsze może podołać zarówno maszyneria teatralna, jak i wykonawcy.
Józef Szajna objawia się w tym przedstawieniu bardziej jako wizjoner i - o czym nikt nigdy nie powątpiewał - wybitny malarz, umiejący tworzyć układy plastyczne niezwykłej urody i ekspresji także z elementów teatralnych, nawet żywych ludzi - aniżeli jako świadomy swych celów inscenizator. Jest to wątpliwe zwycięstwo formy nad treścią. Gorzej, że zwycięstwo osiągnięte w tak efektowny sposób, a efektowny - znaczy dla wielu - przekonywający. Jeden z krytyków pisze, że przedstawienie zachwyciło go aż do bólu. Każdego, kto oczekuje od "Fausta" nie tylko oszołomienia efektami plastycznymi i teatralnymi, ale także bardziej istotnego przesłania myślowego, przedstawienie bardziej boli, niż zachwyca. Idea zawarcia istotnych treści dramatu: odwiecznego zmagania człowieka ze wszystkim, co go w świecie przerasta i przeraża, ze złem i śmiercią - w przejrzystych symbolach, ta idea zawiodła. Symbole zbyt czytelne i natrętne stają się płaskie i przestają znaczyć wiele. Faust chodzący po scenie w więzienno-obozowych drewniakach i recytujący wiersze w bardzo gmatwającym myśl Goethego przekładzie M. Z. Bordowicza - to jeszcze nie znaczy: Faust współczesny.
Każdy artysta - szczególnie artysta tak wybitny jak Józef Szajna - ma prawo do obsesji i fascynacji, ciążących nad każdym z jego dzieł. Warto jednak, aby te obsesje i fascynacje miały swoje odbicie w warstwie cokolwiek głębszej dzieła teatralnego, aniżeli tylko wizualna. Piszę "tylko" ponieważ to, co widzimy na scenie, choćby było najbardziej oszałamiające, nie może zastąpić całej struktury dzieła scenicznego. Początek przedstawienia - owo rozwarcie potężnych żelaznych wierzei - rozumiem jako otwarcie przed oczami widza Uniwersum, w którym ma się dokonać odwieczna tragedia Fausta - człowieka. Uniwersum pozostaje Fausta własnością wyłączną. Kiedy się zamyka na zakończenie, nie jest ani trochę pełniejsze o myśl i głębsze przeżycie.
Tak bardzo oczekiwana premiera w Teatrze Polskim jest jeszcze jednym polem do działania złośliwych. Szkoda.