Artykuły

Okrutna geneza polskiego charakteru

"Lilla Weneda" Juliusza Słowackiego w reż. Michała Zadary w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Robert Stawski w portalu wywrota.pl.

Od wieków świat przesycony jest okrucieństwem ludzi, którzy dla swoich własnych korzyści lub z chęci zemsty są w stanie zabić bliźniego. Wszechobecna walka, poniżenie, zadręczanie, brutalność prowadzi do nieuniknionej destrukcji.

Sytuacja ta nie tyczy się tylko człowieka jako jednostki, ale także całych narodów. Naznaczenie poprzez tragiczne doświadczenia i stereotypy, niejednokrotnie wpisane zostają w DNA i odciskają swoje piętno w historii. Już w XIX wieku - nasz wieszcz narodowy - Juliusz Słowacki uważał, że Polacy są właśnie takim narodem nacechowanym, przez którego uczynki przemawia odwieczna potrzeba wojny. Również współcześnie nasza świadomość, mimo upływu lat, kształtowana jest przez perspektywę drugiej wojny światowej, co nie pozwala uwolnić się społeczeństwu z jarzma własnej niewoli duchowej.

Doskonały dramat Juliusza Słowackiego "Lilla Weneda", ukazuje historię podbitego przez mitycznych Lechitów narodu Wenedów, którzy ponieśli druzgocącą klęskę z powodu bliżej nieokreślonej klątwy. Ocalić ich może jedynie cudowna harfa, z którą pojmany został jej strażnik - król Derwid. Pojmują go triumfujący Lech oraz jego okrutna, upadła moralnie i bezwzględna żona Gwinona. Rozpoczyna się walka o uwolnienie wenedzkiego władcy. Uratować resztkę ludności, rozpalić nadzieję i odwrócić bieg wydarzeń - taki jest jej cel.

Bohaterką ma stać się najmłodsza córka króla - tytułowa Lilla Weneda. Dziewczyna trafia na dwór Lechitów, stając oko w oko z bestialstwem oraz barbarzyństwem oprawców. Natomiast jej starsza siostra Roza pozbawiona jest złudzeń i już na początku przepowiada nieuchronną tragedię. Czy przyszłość jest rzeczywiście z góry naznaczona i w żaden sposób nie można jej zmienić? Czy ofiary nie staną się potworami?

Trudno w dzisiejszych czasach odnaleźć uniwersalny sposób wystawienia klasycznego polskiego dramatu, do jakich urosły teksty romantyków. Dramatu, którego język i treść często nie znajdują aprobaty wśród widzów. Już w okresie szkolnym miewamy problem z czytaniem niełatwej twórczości wieszczy, co niejednokrotnie kończy się odkładaniem książek na półkę. Jednakże sytuacja i nastawienie może diametralnie ulec zmianie po obejrzeniu wybitnej moim zdaniem interpretacji "Lilli Wenedy" w reżyserii Michała Zadary.

Ta niezwykle brutalna tragedia, osadzona zostaje we współczesnych realiach historycznych, bez jakichkolwiek zbędnych środków artystycznych, z minimalistyczną, ale niezwykle sugestywną błotnistą scenografią, opierając się w całości na świetnym warsztacie aktorskim artystów Teatru Powszechnego i Centrali.

Sposób prowadzenia dialogów, dzięki któremu staropolski tekst jest zrozumiały dla wszystkich, oraz nowoczesna stylistyka przedstawienia doskonale wydobywają z dramatu jego ponadczasowe przesłanie. Co niezwykłe, Słowacki wykreował wyraziste i ekspresyjne pierwszoplanowe role kobiet, które nie są jedynie matkami, żonami, czy kochankami, jak to miało miejsce w twórczości kolegów po piórze w tamtych czasach. Spotkanie z takimi kreacjami, często staje się problemem polskich teatrów, które niechętnie sięgają po polski repertuar romantyczny. Zadarze i jego zespołowi w mistrzowski sposób udało się przedstawić dominujące wcielenia kobiet, demoniczny charakter postaci, mistyczną atmosferę oraz wielobarwność dramaturgii Słowackiego.

Wyrazy uznania należą się oczywiście całemu zespołowi, ze szczególnym uwzględnieniem Pauliny Holtz, Arkadiusza Brykalskiego i Edwarda Lindego-Lubaszenki.

Tę sztukę trzeba zobaczyć. Wrażenia na długo pozostaną w pamięci każdego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji