"FAUST" SZAJNY
Józef Szajna "napisał" swego "Fausta" scenografią, obrazami, kolorem, kształtem, maskami, kukłami, ruchem, światłem, pirotechniką, metalem, drzewem, szmatą, farbą, dymem, mgłami i nawet swądem drażniącym powonienie na widowni. A także muzyką Bogusława Schaffera - ostrą, przejmującą, "kosmiczną". W przedstawieniu są również aktorzy, ale raczej tylko jako elementy wizualnej całości, rekwizyty. No i, niestety, tekst, strzępy tekstu Goethego, w zasadzie z pierwszej części "Fausta" z nielicznymi fragmentami z części drugiej - pocięte, poprzestawiane, inaczej rozdzielone na postacie - "w wolnym przekładzie" Macieja Z. Bordowicza. Tekst - jako zła konieczność, bo reżyser zapewne najchętniej obszedłby się bez niego, nie zawsze wie co z nim zrobić, słowo to przecież bierność, przeszkadzająca dynamizmowi przedstawienia. Zresztą ten tekst niemal nie dochodzi do świadomości widza, pochłoniętego całkowicie wizją wzrokową tego teatru ogromnego o niezwykłej sile wyrazu.
Toteż na nic by się nie zdało porównywanie przedstawienia Szajny z tragedią Goethego. Jej treści Szajna potraktował po swojemu i raczej na przekór oryginałowi, wyraził i zobrazował zdarzeniami teatralnymi na scenie. Rozszyfrowując je, widz, przy znajomości oryginału, może sobie wiele sam dopowiedzieć, uzupełnić, wyjaśnić. I poirytować się gwałtem zadanym tekstowi. Ale kto dziś w Polsce czytuje "Fausta", najwyżej zna się go z opery Gounoda. Dlatego pod tym względem nie będzie powodów do irytacji, jak nikogo - przy nieznajomości łaciny - nie będzie raziło śpiewanie w Teatrze Polskim "Dies irrae" przez dwa a nawet trzy r. Jednakże kto nie zna, "Fausta" Goethego, ten będzie miał niejakie trudności ze zrozumieniem "Fausta" Szajny. Pomoże mu trochę autor - to znaczy Szajna - który w programie wyjaśnił sens tej czy owej postaci w słusznym przewidywaniu, że nie zawsze da się on łatwo odczytać z samych obrazów na scenie. Obrazy te zresztą zachwycają swoją ekspresją teatralną i pięknem plastycznym. Po przedstawieniu wychodzi się pod przemożnym wrażeniem tej scenografii pojętej jako teatr, pod wrażeniem wizji świata zaprezentowanej w inscenizacji Szajny.
Jaka to wizja? "Faust" Goethego - mówiąc najkrócej i upraszczając - jest aprobatą życia, afirmacją człowieka i jego aktywności: "ten tylko wolność zasłużył i życie, kto je zdobywa wciąż na nowo". "Faust" Szajny to klęska człowieka wobec świata, który go przerósł, klęska życia, które jest tylko nieustannym umieraniem. Kto żyje, błądzi. I skazany jest na cierpienie. Faust to szary, przeciętny, bezsilny człowieczek. Tak go przedstawia Bronisław Pawlik. Jak każdy, Everyman, Jedermann ze starych przypowieści. Obdarty, w drewnianych więziennych chodakach, z przewiązaną obolałą głową. W laboratorium, które przypomina ogromny, zamknięty bunkier. Pracownia naukowa z migotającą światłami nowoczesną aparaturą i prosektorium z przykrytymi bielą trupami na stołach sekcyjnych. W górze ni to pęk aluminiowych reflektorów, ni to ruchomy pojazd kosmiczny, którym Faust wraz z przyciężkim Mefistem (August Kowalczyk) uniosą się w senną wędrówkę po świecie.
(Komentarz Szajny: "Mefisto jest tworem Fausta, częścią jego natury, wyłonioną z niego samego, dionizyjskim elementem jego natury. Dwie siły - świat, przez który Faust chce się przebić, i Mefisto, jego sojusznik, są w spółce").
Duchy, które nawiedzają Fausta to trupy wstające ze stołów sekcyjnych - skrwawione w wojnie, zmasakrowane ofiary obozów - oto świat stworzony przez człowieka Duch ziemi (Eugenia Herman) to królowa ze złotą koroną, na tronie, który jest wózkiem inwalidzkim - paralitycznie poskręcana, obandażowana jak mumia.
(Komentarz Szajny: "Duch jest rodzajem personifikacji skostniałych pojęć o Bogu, religii, personifikacją trwałych, wiecznych mitów. Faust chce się wydostać spod tej władzy, ale jego sen kończy się porażką).
I tak będzie dalej, przez całe przedstawienie: obraz za obrazem budzi wieloznaczne skojarzenia, uderza w wyobraźnię - wszystko w nieustannym ruchu scenicznym. Łącznie z aktorami wiszącymi na linach, unoszonymi na belkach, huśtającymi się w powietrzu, wijącymi na ziemi. Orgia pijacka w Piwnicy Auerbacha w rozpasaniu pokracznych stworzeń człekokształtnych wziętych z obrazów Breughla.
(Komentarz Szajny: "Kraina podszyta tendencjami, w których można odkryć smak faszyzmu. To środowisko jest dla mnie egzemplifikacją antyintelektualizmu").
Historia miłości Fausta i Małgorzaty (Jolanta Wołłejko-Czengery) wyrażona znakomicie skomponowanym, wymownym skrótem metaforycznym.
Noc Walpurgii fascynująca potwornością koszmaru, z tańcem śmierci, której trupią maskę przybiera Małgorzata. Tu wyobraźnia plastyczno-teatralna Szajny święci prawdziwy triumf.
To przedstawienie "Fausta" uświadomiło nam jasno, że istnieje zjawisko, które można nazwać teatrem Szajny - tak, jak jest teatr Grotowskiego. Można na teatr ten pozostać głuchym a raczej ślepym, można dostrzegać różne jego słabości i jednostronne przerosty. Nie sposób jednak odmówić mu wielkości i śmiałości w nowym widzeniu sztuki. Trzeba to zaliczyć do przedziwnych paradoksów naszego życia teatralnego, że to nowatorskie przedstawienie ukazało się na scenie zrutynizowanej, najdalszej od nowych propozycji. Nic dziwnego, że aktorzy, na ogół zdyscyplinowani w scenach zbiorowych, w rolach protagonistów nie bardzo wiedzieli, czego chce od nich reżyser, czuli się trochę zagubieni i bezradni.
"Faust" Szajny z pewnością wywoła też głosy sprzeciwu, czy nawet oburzenia. Nie szkodzi. Przynajmniej coś zacznie się dziać w teatrach warszawskich.
Faust - Tekst Johanna Wolfganga Goethego w wolnym przekładzie Macieja Z. Bordowicza w układzie Józefa Szajny. - Reżyseria i scenografia: Józef Szajna - Muzyka: Bogusław Schaffer (Teatr Polski - Przedstawienie I5. VII. 1971).