SZAJNA obłaskawia śmierć
Po raz pierwszy reżyser wprowadził w swoim spektaklu element humoru, bardzo dziwnego i trudnego do zdefiniowania.
Józef Szajna po miesiącu prób z aktorami wystawił nowy autorski spektakl, nie będący ósmą wersją słynnej "Repliki", choć odwołujący się do tej samej estetyki. Niespodzianka tym większa, że prapremiera nie odbyła się w Warszawie, Mediolanie czy Sao Paulo, lecz w Chorzowie, i na dodatek na scenie Teatru Rozrywki. Powstało dzieło porażające, chwilami znakomite.
Szajna twierdzi, że od lat robi jeden spektakl. Oznacza to, że nie chce bądź nie może wyrwać się z kręgu dręczących go pytań o sens istnienia w świecie, który nie wyrzekł się okrucieństwa i barbarzyństwa, i którego moralne oblicze podważa klasyczne wyobrażenia o człowieku jako kreatorze ładu i porządku. Dlatego artysta buduje przedstawienia ze strzępów rzeczywistości, z cywilizacyjnych śmieci, żałośnie świadczących o upadku człowieka jako istoty myślącej i czującej.
Takie są również chorzowskie "Ślady" (z muzyką Aleksandra Lasonia), ośmioosobowy spektakl, w którym równoważą się wszystkie elementy: słowa, ruch, ciała aktorów, muzyka, naturalne dźwięki, światło i plastyka - opisują zagładę kultury. Kapitalne znaczenie ma konstrukcja czasu i przestrzeni, przywołująca na myśl dzieła Samuela Becketta. Nadrealna wizja niepokojąco znaczona jest atrybutami wyjętymi z rzeczywistości zapamiętanej jak senny koszmar. Jak to u Szajny - pojawiają się znaki jego wojennej i obozowej udręki, lecz mimo tego nie jest to jeszcze jedno przedstawienie o okrucieństwach wojny. Doświadczenia te przeniesione zostały na szersze pole, będąc kluczem do odpowiedzi na pytania o sens życia człowieka i sens istnienia świata.
Jeśli "Replika" była diagnozą świata po kosmicznej katastrofie, która rozbiła wartości niczym lustro kaleczące ciała i dusze, to "Ślady" są próbą wyznaczenia humanistycznej perspektywy wyjęcia z przestrzeni, w której tkwią resztki czegoś, co z trudem moglibyśmy nazwać życiem. Stara i Stary - główni protagoniści -są jak ludzkie fantomy, żałośnie próbujące szukać w sobie oparcia. Ich pole działania określa skrzynia-trumna, z której Grabarz wyrzuca protezy i kikuty lalek. Z tej skrzyni wyszedłeś, do tej skrzyni wrócisz - oto materialny i niemal naturalistyczny wymiar znanej formuły. Narodziny to zwiastowanie śmierci, inicjacja jest zapowiedzią agonii, namiętność i miłość zaś to zaczyn wiecznego niespełnienia i pustki.
Zaskakujący jest erotyzm tego widowiska, w którym ciała ludzkie wbite zostały w kłębowisko manekinów i cywilizacyjnych odpadów. Witalizm tkwiący w nagich ciałach ostro kontrastuje ze zrujnowaną przestrzenią, marzenia zaś i tęsknoty ludzkie brutalnie poddawane są próbie śmierci, która panuje nad wszystkim. Bo jest to przede wszystkim spektakl o śmierci - kokietowanej i obłaskawionej, odbierającej poczucie sensu istnienia, ale również - paradoksalnie - pobudzającej do życia, do trwania.
Szajna odkrył w chorzowskich aktorach świeżość i pasję tworzenia. Zwłaszcza główne role Elżbiety Okupskiej i Jacentego Jędrusika dają wyobrażenie, czym może być aktorstwo, gdy podda się je dyscyplinie i precyzji myśli.
Finałowe zwiastowanie śmierci odbywa się wśród dźwięków Haendlowskiego "Alleluja". Czyżby więc promyk nadziei błyskał w tym ponurym przecież przedstawieniu? A może jest to sarkastyczny żart? Szajna bowiem - bodaj po raz pierwszy w swych autorskich spektaklach - wprowadza na scenę elementy humoru, bardzo dziwnego i trudnego do zdefiniowania. Ba, po premierze, wywołany przez publiczność na scenę, odebrał kwiaty i gratulacje, po czym na chwilę położył się w skrzyni-trumnie i kazał się w niej zamknąć. Ten gest i towarzyszące mu reakcje widzów najlepiej tłumaczą, o jaki rodzaj humoru tu chodzi.
Premierze "Śladów" towarzyszyły dwa wernisaże. W nowej galerii "Antrakt", mieszczącej się w foyer Teatru Rozrywki, pokazano wybrane prace malarskie i gwasze Szajny, w katowickim Centrum Scenografii Polskiej otwarto zaś ekspozycję obiektów scenograficznych i przestrzennych autora "Repliki".