Artykuły

Nowe oblicze Starego

"Trzy stygmaty Palmera Eldritcha" odzwierciedlają religijne podziały w naszym społeczeństwie i symbolicznie otwierają nowy okres w historii krakowskiej sceny.

Spektakl nawiązuje bowiem do największych tematów podejmowanych przez Swinarskiego i Lupę. Pyta o przyczyny samotności człowieka i o obecność Boga, ale w nowej, popowej formie - językiem reklamy, w aurze narkotycznego transu i wirtualnej rzeczywistości.

To najlepszy spektakl Jana Klaty. Oczekiwany tym bardziej po gigantycznej awanturze, w którą przemieniła się, zarówno wśród widzów, jak i w mediach, dyskusja o młodym reżyserze, po bezprecedensowym warszawskim festiwalu jego przedstawień. W sobotę, podczas braw, odebrał przyznany mu kilka dni temu Paszport "Polityki". Ale dopiero krakowskim przedstawieniem przekonał wszystkich, że sukces gdańskiego "Hamleta" i wrocławskich "Lochów Watykanu" nie był dziełem przypadku, lecz talentu. W najbliższych latach śmiało będzie mógł konkurować z najlepszymi polskimi reżyserami średniego pokolenia, tak jak on, uczniami Krystiana Lupy - Grzegorzem Jarzyną i Krzysztofem Warlikowskim. Co najważniejsze, w młodym polskim teatrze, zdominowanym przez problemy narkotyków, przemocy i seksu, nie ogranicza się do diagnozy współczesności. Szuka przyczyn samotności, mając pewność, że kardynalnym powodem poczucia pustki jest brak Boga w naszym życiu. Podkreśla, że nie zastąpi go ani złoty cielec, bożek hedonizmu, ani używki, które stanowią główny napęd kontrkultury.

Równie mocnej wypowiedzi na temat wiary i religijności nie było od czasów "Braci Karamazow" Krystiana Lupy.

Ale Jan Klata przemawia innym językiem niż Lupa, Warlikowski i Jarzyna - głosem teatralnego kaznodziei. Przypomina idoli amerykańskiej telewizji, którzy w czasach Internetu przyciągają przed telewizory miliony wyznawców. Opanowali sztuczki diabelskiej popkultury, po to, żeby walczyć z dekadencją i moralnym złem bronią z jej arsenału. Klata sięgnął po napisaną w 1964 r. powieść Philipa Dicka, guru science fiction, na podstawie prozy którego powstały klasyczne filmy gatunku, m.in. "Łowca androidów" i "Pamięć absolutna" z Arnoldem Schwarzeneggerem. Powieściopisarz przedstawił w nierównej, ale fascynującej książce, ponurą wizję ludzkości. Skolonizowała ona Marsa, bo wyjście na ulicę grozi na Ziemi poparzeniem z powodu dziury ozonowej. W tej rzeczywistości walkę o panowanie nad cywilizacją prowadzą Leo Bulero (wiecznie młody i dynamiczny Jan Peszek) i tajemniczy Palmer Eldritch (Wojciech Kalarus). Robią fortuny na narkotykach, które biedocie zapewniają sztuczne raje. Najbogatsi poddają się kosztownym zabiegom u demonicznego Niemca Denkmala (Zbigniew Kosowski). Szalę zwycięstwa na rzecz jednego z władców kosmosu możeprzechylić Barney Mayerson (Hubert Zduniak).

W teatrze zbudowanym w epoce Wojciecha Bogusławskiego Jan Klata zaproponował fascynujące multimedialne widowisko. Nie zakładając widzom na głowy hełmów, które wprowadzają w wirtualną rzeczywistość, stworzył ją przed naszymi oczami. Scena pod gwiezdnym baldachimem migocze podświetlanym, pleksiglasowym podestem jak w nowoczesnym klubie - w rytm przebojów z lat 80., kiedy doszło do pierwszego boomu komputerowego. Z kulis wyrastają gigantyczne gabloty z manekinami w modnych kreacjach. Na ekranach oglądamy kiczowate reklamówki z Barbie i Kenem. Ziemianie wcielają się w ich role podczas narkotycznych seansów. Małgorzata Gałkowska i Juliusz Chrząstkowski zagrali taniec lalek z imponującym naturalizmem. Seans u doktora Denkmalaz Anną Radwan-Gancarczyk i Zbigniewem W. Kaletą to porywająca symultaniczna gra lustrzanych odbić. Groza narasta, gdy demoniczny Eldritch staje w korytarzu z laserowego światła i mówi przetworzonym głosem Terminatora, że Bóg obiecywał życie wieczne, a on nam je daje już teraz. Kiedy przybiera postać dziewczynki w komunijnym stroju, gdy po scenie wiją się węże i zapala Biblia - w teatrze czuć siarką!

Klata dopisując własne, świetne zresztą dialogi, zmienił wymowę powieści. Jej autor padł ofiarą ciężkiego uzależnienia od narkotyków i napisał przerażającą książkę o tym, jak Chrystusa, który umarł za nasze grzechy, zastępują diabelskie używki i to dla nich trzeba umrzeć. Stworzył postać neochrześcijańskiej misjonarki Anne (świetna Katarzyna Warnke), ale był to portret o rysie satyrycznym. Klacie nie pasowało to do finału, kiedy BarneyMayerson wraca do żony. Jak biblijny Samarytanin, opiekuje się ofiarą medycznego eksperymentu, czego też nie ma w książce, ale jest w zgodzie z duchem fabuły.

Zabiegi te nadają jednak końcówce posmak chrześcijańskiej agitacji. Dicka pewnie by to zdziwiło. Krystian Lupa zaś, który był na premierze, od finałowych zdarzeń zacząłby zapewne spektakl o niedającym się wytłumaczyć cierpieniu w pożyciu z kaleką i piekle, jakie zgotował ludziom Bóg na ziemi. Kaznodziejskie zapędy Klaty tłumaczy fakt, że zbliża się on do wieku chrystusowego. Ma 32 lata. Dzięki niemu znowu jest się o co w teatrze kłócić. Uczniowie nie tylko nawiązują dialog z mistrzami, ale są w stanie z nimi polemizować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji