Babia tajemnica
- Niech ten, kto mnie wykopie, spisze bab pruskich dzieje i teatrum wystawi - tekst zapisany na pergaminie leżał w skrzyni zakopanej na ulicy Limanowskiego...
W czwartek późnym popołudniem ktoś zadzwonił do naszej redakcji i poinformował, że wykopano "coś" na ul. Limanowskiego. Złapaliśmy przynętę i sprawdzaliśmy wczoraj co znaleziono na remontowanej ulicy.
Gąsior w środku?
Punktualnie o godz. 12 w ziemię zostały wbite szpadle. Robotnicy pracowicie odkopywali "skarb". Po kilku minutach narzędzia uderzyły w drewniany przedmiot. - Co to może być? - zastanawiała się starsza para mieszkańców Olsztyna. - Skrzynia jakaś? Kobieta tonowała entuzjazm mężczyzny: - Coś płytko zakopane... - Bo tu był trawnik! Sytuację obserwował także
Marek Lipiński, prezes Warmińsko-Mazurskiego Przedsiębiorstwa Drogowego. - Pojęcia nie mam, co to jest - śmiał się i rozkładał ręce. Im bardziej znalezisko było widoczne, tym większe budziło zainteresowanie. - Może w środku jest jakiś gąsior z winem? - rozmarzył się ktoś w grupce widzów.
Wreszcie została wyciągnięta drewniana skrzynia. W asyście prezesa WMPD podniesiono wieko. W środku, ku zdumieniu niektórych, znajdowała się styropianowa baba pruska i pergamin, na którym zapisano treść "odezwy".
Taka promocja
Tekst przeczytał student studium teatralnego Jan Kołodziej: - Jeden jest los, jeden człowiek, jego umieranie i nie opowie o nich historii lawina ani miecz, ani władców możnych gadanie, jeno mowa artystów, sztuka gestu i słowa, co w teatrum znajduje język najwłaściwszy - czytał aktor.
I już wszystko było jasne. Rzekomy "skarb" okazał się elementem promocji i happeningu artystycznego, promującego spektakl "Baby pruskie", którego prapremiera odbędzie się dziś w Teatrze im. S. Jaracza o godz. 17.
- Staramy się w ciekawy, innowacyjny sposób promować teatr - wyjaśniała pomysł happeningu Magdalena Bujewicz-Mydlak z Teatru im. S. Jaracza. - Wierzymy, że ten żart zostanie mile przyjęty.
Musimy zdradzić, że wiedzieliśmy o pomyśle teatru. Podobnie jak prezes WMPD, który ochoczo włączył się do zabawy. - Pomysł jest super! Czemu miałem się nie zgodzić? Na pewno nie będzie to miało złego wpływu na naszą pracę. To dla pracowników też rozrywka. Meże w sobotę będą pracować wydajniej - śmiał się Marek Lipiński i wspominał, że jego pracownikom w latach 80. też zdarzyło się wykopać coś ciekawego z ziemi. - To były niezinwentaryzowane kable - wspomina prezes WMPD. - Gdy ich dotknęliśmy, to po 10 minutach przyjechali dziwni i smutni panowie, wypytując, skąd nasza obecność w tym miejscu.
Baby pruskie nie rzucą klątwy. Miejmy nadzieję, że rzucą czar na widzów.