Artykuły

Debiut - w celu

Debiut teatralny Bohdana Drozdowskiego poprzedziła groźna burza - w szklance wody. Kie­dy pod koniec 1960 roku opubliko­wał swój "Kondukt", został niecnie oskarżony, że buchnął temat od R. Kapuścińskiego. Rozpętała się w prasie i przed sądem wojna, nie tak święta, jak gorsząca, w której ober­wało się tęgo - nie tylko obwinio­nemu. Dopiero z początkiem bieżą­cego roku autoratatywne orzeczenie ZLP w sprawie "Kapuściński contra Drozdowski" uwolniło tego ostatniego od przykrego zarzutu plagiatu. Pozostał przykry osad na naszych stosunkach publicystyczno-literackich.

Istotą sprawy nie jest zapożyczenie, czy podobieństwo tematu. Hamlet czy Faust są genialnymi plagiatami - i nikt nie wini o nie ani Szekspira, ani Goethe­go. Bo ważne jest w literaturze nie ,,co", ale "jak". Dlatego nie dbajmy o orygi­nalność tematu i pytajmy tylko, jak go ukształtował nasz debiutant.

Idzie tu o trumnę ze zwłokami zabitego w wypadku kopalnianym górnika, którą jego towarzysze pra­cy wiozą na ciężarówce, aby ją pogrześć na cmentarzu w rodzinnej wiosce. Wypadek samochodowy staje się katalizatorem, wyzwalającym z gromadki uczestników przygody, przeróżnych typów i typków, swoi­ste, a nieoczekiwane reakcje, stano­wiące przedmiot akcji. Ten chwyt jest typowy także dla konstrukcji "Klatki". Jest nim przekorne od­wrócenie sytuacji wyjściowej prze­nicowania środowiska ludzkiego i ukazanie jego podskórnych urazów i kompleksów. I to jest mocna stro­na dramaturgii Drozdowskiego, któ­ry stwarza w serii pojedynczych i drobnych, ale brutalnych konflik­tów - pulsujące, jak prąd zmienny, napięcie. Oczywiście - taki cykl zmiennych sytuacji może zyskać po­trzebne napięcie dramatyczne tylko przy wyrazistym i kontrastowanym scharakteryzowaniu postaci. I to jest drugie osiągniecie Drozdow­skiego. Jego figury są obyczajowy­mi portretami z dzisiejszej rzeczy­wistości i dialektyki społecznej, ukształtowanymi z żywiołowym po­czuciem humoru - na zasadzie sa­tyry, karykatury czy groteski. A na­bierają one szczególnej ostrości przy makabrycznym temacie wyjścio­wym. W tym brutalnym tragikomizmie odzywają się echa dramaturgii Duerrenmata czy Frischa, zresztą nie tylko te.

Przy całej dziwaczności pomysłu, jesteśmy na gruncie codziennej rze­czywistości, choć sens końcowy ry­suje się metaforycznie. Bo sztuki Drozdowskiego nie są zabawą dla zabawy, są aktualną moralistyką społeczną, dotykającą spraw drażli­wych. W "Kondukcie" zwycięża so­lidarność ludzi, związanych miej­scem pracy. W "Klatce" - będącej narastającym groźnie i perwersyjnie obrazem donosicielstwa i szan­tażu - góruje, niestety, przekona­nie, że każdy oskarżający jest sam w równej mierze oskarżonym. A wieje - też swoista solidarność. Tak więc pomysłowość autora nie tyczy anegdoty, ale jej wyzyskania dla demonstracji jakiegoś obranego pro­blemu.

Drozdowski posiada niewątpliwie in­stynkt teatralny. Charakterystyczne jest, że jego utwory mocniej atakują ze sceny, niż w czytaniu. Pewne naiwne, czy sztuczne sformułowania, dostrzegal­ne w lekturze, nikną w teatrze, gdzie strona emocjonalna bierze górę. Może przyczyną teatralności jest także stylistyka, a więc język - nie upiększony, nieraz gwarowy i soczysty - aż wul­garny. Zdania zwięzłe, dialogi niedokoń­czone, zrywane przez pytania bez od­powiedzi i odezwania nie na temat, są w czytaniu nieraz trudne do przyswoje­nia. Tak skonstruowana warstwa języ­kowa nie zdradza "literackości", ale wła­śnie "teatralność", bo każde niepełne odezwanie prosi się o dopełnienie przez aktora gestem, mimiką, w ogóle grą. Tak to tekst Drozdowskiego pobudza do gry i jest tym samym teatralny. W ogóle Drozdowski "widzi" swój teatr, ma wy­raźne poczucie funkcjonalności sceny, co wynika choćby z obfitych objaśnień scenicznych autora, świadczących, że - pisząc - "reżyseruje" on równocze­śnie swe sztuki.

Jak na razie, wydaje się, że Dro­zdowski lepiej operuje formą ma­łą - co zresztą jest dość powszechne w naszej współczesnej dramaturgii. Lepiej zbudowana jest jednoaktowa "Klatka" - psycho­logicznie wnikliwa - o ciągu sy­tuacji zwartym i ścisłym, bez miejsc pustych. Inaczej jest w dwuaktowym, więcej reportażowym "Kondukcie". Akt pierwszy jest wręcz żywiołowy, ale drugi (rozbity zbędnym epizodem Magdy) drepce chwilami w miejscu i opóźnia - pospieszne znów zakończenie, które mogło by nastąpić po akcie pierw­szym. Niemniej debiut Drozdow­skiego świadczy o samorodnym i oryginalnym talencie scenicznym - nic dziwnego, że jeszcze nie zorganizowanym ostatecznie.

Zagrano oba utwory z pasją, nieraz z frenezją, wyzyskując istotne cechy tej dramaturgii, jej ostrą charakterystykę środowiskową, krótkie spięcia sytuacyjne i impetyczne dialogi. Jednak przy tym ferworze brakło czasem precyzji w wygłoszeniu tekstu, tak, że więcej wyrazu uzyskano grą, aniżeli wypowiedzeniem. Szczególnie w "Kondukcie" świetną karykaturę delegata-rezonera Pawelskiego dał J. Guentner, a sylwetkę rozbuchanego szoferaka Sadybana - W. Pyrkosz. Z podobną ekspresją grano pozostałe role. Dwaj górnicy-żałobnicy (R. Kotas i F. Matysik) byli może zbyt schema­tycznie ustawieni. F. Pieczka grał z goryczą pobudliwego Inżyniera, wyosabnianego nieustannie za swą "inteligenckość", a M. Gdowska - ową dziewczynę, spodziewającą się dziecka. E. Rączkowski, niestety więcej przypominał wyglądem let­nika, zabłąkanego w lesie, niż wsiowego sołtysa.

Realistyczna, często naturalistyczna fa­ktura sceniczna Drozdowskiego nie zna­lazła jednak poza aktorami dalszego echa. Przemogła chęć udziwnienia, skąd wynikła niekiedy niedobra dwoistość. Ów samochód wyglądał jak wrak poja­zdu, butwiejący od wieków w abstrak­cyjnym lesie, choć uległ dopiero co wy­padkowi. Podobnie stojący na nim dwaj górnicy przypominali swą nieruchomością Mameluków. Z tej aluzyjnej sym­boliki wynikały nieporozumienia w ogrywaniu głównego rekwizytu. Później potoczyła się rzecz całkowicie natural­nie, łącznie z ćwierkaniem ptaszków, załatwianiem potrzeb naturalnych itd.

Mocniej wyakcentowano symbo­lizm w "Klatce" i pod tym wzglę­dem była ta jednoaktówka stylowo wyrównana w makabrycznej dra­pieżności i plastycznej ostrości obrazu scenicznego. Symbol klatki potraktowano z plastyczną do­słownością jako piętrowy układ z ciekawymi wewnętrznymi perspektywami, potęgujący wrażenie osaczenia zwabionego przybysza. Jednak układ ten zatracił ważną ce­chę pułapki, przewidzianą szczegó­łowo w objaśnieniach scenicznych autora. (W ogóle jego wizja sceniczna wydaje się bardziej przekonu­jąca). Jedynie sylwetka Kuzyna (Z. Klucznik), odmienna od reszty ko­szmarnej rodzinki Boków, dzieliła dwa światy.

Nie idzie mi tu o lansowanie rea­lizmu czy wierności autorowi, ale o konsekwencję i o funkcjonalizm obrazu.

Rodzinę Boków zróżnicowano charakterologicznie. W. Pyrkosz rozwiązał rolę Łukasza na zasa­dzie marionetkowego melancholika, gdy Adama, jego antagonistę grał J. Guentner - mimo wyglądu stra­szydła - najnaturalniej w świecie, jako prawidłowego pyknika. Po­dobnie "naturalny" - mimo po­zorów - był złośliwy Cyryl (E. Rączkowski), kiedy zakompleksio­ny Staś (T. Kwinta) - znów w ty­pie Łukasza. B. Gerson-Dobrowolska zarysowała postać Klary grotes­kowo, aż karykaturalnie, może nie­koniecznie w zgodzie z intencjami autora. K. Dubielówna dobitnie wyprowadziła swój tekst, grając najnaturalniej młodzieńczo wyuzda­ną Ewę.

Zdaję sobie sprawę, że powyższe zastrzeżenia nie były udziałem wi­downi, która niezwykle żywo przyj­mowała przedstawienie, szczególnie "Kondukt". Jego życiowa i poufała bliskość wywoływała prawdziwie niekłamaną uciechę - nie mówiąc o chichach i śmiechach, kiedy pa­dały ze sceny grube wyrazy, po­wtarzane po kilka razy. Dopiero pointa końcowa wzbudziła zadumę i poważne refleksje. Myślę, że wo­bec takiej właśnie komunikatywno­ści należy zlekceważyć poprzednie zastrzeżenia - i uznać debiut Droz­dowskiego za szczególnie ważny, a przedstawienie za trafne. Bo i autor, i teatr znaleźli wspólny język z wi­downią. A to - nie błaha sprawa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji