Ramzes i Herhor od ludzkiej strony
- Wiemy przecież, że Egipt już u Prusa nie był Egiptem, tylko jakąś parafrazą, symbolem jego czasów. My staramy się poprzez "Faraona" powiedzieć coś o naszej sytuacji dzisiaj - mówi reżyser Adam Nalepa w rozmowie z Jarosławem Zalesińskim w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Adam Nalepa reżyseruje w Teatrze Wybrzeże adaptację "Faraona" Bolesława Prusa. Premiera na Dużej Scenie w piątek 21 sierpnia.
"Faraon" jest dobrze skrojonym thrillerem politycznym?
- Wszystkiego jest w tej powieści po trochu. Oprócz thrillera politycznego jest też wątek kryminalny. A do tego jeszcze historia romantyczna. Melodramatyczna nawet. Oczywiście tym, co nas w "Faraonie" zainteresowało najbardziej, był jego polityczny wydźwięk. Wiemy przecież, że Egipt już u Prusa nie był Egiptem, tylko jakąś parafrazą, symbolem jego czasów. My staramy się poprzez "Faraona" powiedzieć coś o naszej sytuacji dzisiaj.
Zaraz o to dopytam, ale wcześniej chciałbym się dowiedzieć, kto jest czarnym charakterem w tym thrillerze? Herhor?
- Może jestem naiwnym optymistą, ale nie wierzę ani w te jednolicie czarne, ani jednolicie białe charaktery. Kiedy realizowałem "Marię Stuart" w Teatrze Wybrzeże, miałem świadomość wielkiego niebezpieczeństwa pójścia za Schillerem i zrobienia z Marii Stuart kogoś świętego, a z Elżbiety - złego. W "Faraonie" tkwi podobne niebezpieczeństwo. Dlatego staraliśmy się znaleźć racje obu grup.
Co jest dobrego w Herhorze, a co złego w młodym Ramzesie?
- Jak sam pan powiedział, Ramzes jest młody. I to jest jego ciemna strona. Napisał o tym zresztą Prus w epilogu powieści: Herhor, obejmując rządy, realizuje de facto wszystkie pomysły Ramzesa. Czytamy też w powieści zdania: to byłby dobry faraon. Ale chciał wojny, a nam potrzebny był pokój. Ciemna strona Ramzesa to jego młodzieńcza buta czy pycha.
Młodość to nie tylko czas buty, nieliczenia się z rzeczywistością, ale i młodzieńczego idealizmu. Pana Ramzes taki nie jest?
- To akurat charakteryzuje wszystkich młodych ludzi. Pan i ja także mieliśmy kiedyś maturę w ręku, a potem dyplom, i wydawało nam się, że zmienimy świat. To ludzkie. To, co nazwałem "ciemną" stroną Ramzesa, jest właśnie ludzkie.
Herhor też ma swoją ludzką, jasną stronę? Może to, że jest propanstwowcem?
- Herhor i jego grupa są też patriotami. Herhor mówi w pewnym momencie: Ramzes rządzi i ja rządzę. Gdyby nie ja, nikt by nie zajmował się kanałami i gościńcami. I nikt by nie powstrzymał Asyrii, bo gdybym to ja jej nie powstrzymał, mówi Herhor, Asyryjczycy weszliby do Egiptu.
Prus pokazuje, że mechanizm polityki nie polega na czarnobiałych schematach, a Pan to po nim powtarza?
- Tak.
Co to ma wspólnego z dzisiejszą Polską? Nie obowiązują w niej czarno-białe schematy?
- Stwarzamy je sobie sami. Oczywiście stwarzają je także politycy. Ja mam wrażenie, że jest to sztucznie promowane, cała ta nienawiść.
Prus poprzez Egipt opowiadał o Polsce swego czasu. Pan poprzez Prusa opowiada o Polsce własnego czasu?
- Tak, ale cieszyłbym się też, gdyby moi niemieccy przyjaciele przyjechali do Gdańska i mogli ten spektakl odczytać w kontekście swojego kraju. Próbuję też pokazać powieść uniwersalnie. Ale żyjemy w Polsce i pewnie każdy odbierze spektakl w tym kontekście. Dla mnie Egipt jest pewnym symbolem. Mam nadzieję, że także moja "Maria Stuart", chociaż opiera się na znanej historii konfliktu dwóch władczyń, zabrzmiała bardzo aktualnie. Tak samo w moich "Czarownicach z Salem" historia z XVI w. okazała się naszą dzisiejszą historią.
W "Czarownicach" pokazał Pan świat wielkiej manipulacji, to był główny motyw spektaklu. Co jest głównym motywem Pańskiego "Faraona"?
- Chce pan to usłyszeć, a ja nie chcę powiedzieć (śmiech). Każdy sam to sobie odczyta. Ja zapraszam tylko do pewnej dyskusji.
Zapytam zatem od innej strony: czy nie jest tak, że ze wszystkich Pańskich gdańskich przedstawień "Faraon" będzie najbardziej osobisty? Że opowie nam Pan w nim o swoim spotkaniu z Polską?
- Jestem dzisiaj w Polsce pogubiony. Z różnych powodów. Przede wszystkim wyszedłem z roli obserwatora, patrzącego na rzeczywistość z obiektywnego dystansu. Żyję tutaj i teraz i po raz pierwszy żałuję, że nie mam polskiego obywatelstwa i nie muszę się zastanawiać, jak bym w pewnych sytuacjach wybierał.
Perspektywę uczestnika, a nie tylko obserwatora, wyczuwało się już w Pańskich "Czarownicach z Salem".
- Bo coraz bardziej się w Polsce zakorzeniam. Wracając jeszcze do pańskiego pytania: każdy mój spektakl jest przedstawieniem o mnie. Po każdym mam sto nowych siwych włosów. I trzyma mnie przy życiu tylko to, że na stawiane w tych tekstach pytania sam muszę sobie odpowiedzieć.
Stan zagubienia, o którym Pan mówi, to stan braku odpowiedzi na pytania...
- W materiałach prasowych teatru znalazła się moja wypowiedź, że spektakl mówi też o zabijaniu idealizmu. Tak się właśnie czuję teraz w Polsce: wchodzę na różne strony internetowe i widzę, że staliśmy się społeczeństwem strasznych hejterów. O jakichś wartościach trudno mówić. System wartości nam się jakby rozsypał.
Kto go ma pozbierać: młody Ramzes czy Herhor?
- Jako naiwny optymista będę uważał, że trzeba to poskładać razem. Gdyby Ramzes potrafił dogadać się z kapłanami, a oni z nim, może by Egipt rozkwitł?
Gdyby tradycja i potrzeba zmian połączyły siły?
- Dokładnie. Czemu tego tak nie skończyć?