Na ciebie zagłada
Osnuta na prawdziwych wydarzeniach tragedia może uchodzić za prawzór późniejszej "Niespodzianki" Rostworowskiego. Granicząc bowiem ze scenicznym reportażem niepostrzeżenie wchodzi na wyżyny tragedii antycznej, splecionej ze starotestamentowym pojmowaniem sprawiedliwości. Mściwy bóg domaga się ofiary a umierają najniewinniejsi.
Paweł Łysak odnalazł współczesny klucz do tej symboliczno-naturalistycznej tragedii. Uciekł od drobiazgowo zaplanowanej przez Wyspiańskiego przestrzeni i kolorytu lokalnego w rzeczywistość symboliczną, bliższą naszym dniom. Określa to nie tylko kostium, ale także drapieżna, agresywna muzyka Marcina Błażewicza, nadająca gorączkowy rytm temu przedstawieniu. Rzecz dzieje się nie tyle w karczmie, jak u Wyspiańskiego, ale w szlachtuzie, i nie tyle we dworze będącym w posiadaniu żydowskiego lichwiarza, ile w siedzibie podejrzanego, mafijnego biznesmena. To jedynie sugestie, nic natrętnego. Natrętne co najwyżej są obrazy przetaczanych nerwowo beczek przy ogłuszającej muzyce pod dyktando energicznego szefa (ekonoma?, wartownika?), hałas otwieranych gwałtownie i zatrzaskiwanych drzwi.
Banalna zbrodnia, będąca następstwem uwiedzenia, sięga szczytów tragizmu w tym spektaklu za sprawą przede wszystkim Andrzeja Żarneckiego, który w roli Samuela dał portret twardego, zaborczego finansisty, a potem zdruzgotanego ojca, opiewającego śmierć swego niewinnego dziecka. A także dzięki sugestywnej grze Rafała Mohra, który ukazał emocje autystycznego chłopca, niezdolnego zaakceptować niegodziwości. Nie wszyscy dostroili się do tego tonu, nie skorzystał też reżyser z możliwości bardziej komediowego potraktowania przedstawicieli aparatu ścigania, nie w pełni czytelne było zawiązanie akcji, ale i tak powstał spektakl poruszający.
To nie jest miłe przedstawienie na sobotni wieczór. Niektórzy nawet nie wytrzymują i wychodzą. Wyspiański zabrzmiał drapieżnie, jak rzadko kiedy.